ten million miles, her way was close, to her inside, can't you see her life is broken
turn back, believe, nothing is over

16 maja 2011

Rozdział dwudziesty szósty

Tło muzyczne na początek i środek TUTAJ
Tło muzyczne na koniec TUTAJ.

Wskoczyłam do busa i zajęłam miejsce na samym końcu. Wyciągając nogi oparłam głowę o szybę. Kątem oka przyglądałam się kolejno wchodzącym do pojazdu osobom. Nie tutaj, tylko nie tutaj – mówiłam w myślach śledząc kroki Jareda. Odetchnęłam z ulgą, gdy zupełnie niezainteresowany usiadł na samym początku, tuż za kierowcą. Wyjęłam z torebki iPoda i założyłam słuchawki na uszy. Licząc na chwilę spokoju przymknęłam oczy. W głowie jawiły mi się obrazy sprzed kilkunastu minut. Wydawało się, że mój plan się powiódł. Na ile zmieni się teraz zachowanie wokalisty? I czy w ogóle się zmieni? Nie próbował mnie zatrzymać, nie wybiegł za mną, to dobrze. Nie zrobił też nic innego. Ukrył się za tymi okularami, które tylko uniemożliwiały mi odczytanie tego, jak z tym wszystkim się teraz czuje i co myśli. Jest mu to obojętne? Może czuć się źle? Dlaczego w ogóle interesują mnie jego uczucia? Chciałam, żeby dał mi spokój i chyba to zrobił. Odegrałam swoją rolę, dostałam to, czego chciałam. Właśnie, odegrałam rolę? Gdzie przebiegała granica miedzy autentycznością a udawaniem?
- Co jesteś taka milcząca? – usłyszałam głos Tomo, który przerwał gonitwę myśli i szybkim ruchem ręki pozbawił mnie delektowania się dźwiękami muzyki.
- A czy zawsze muszę coś mówić? – uniosłam okulary i spojrzałam na niego rozchylając powiekę jednego oka. Wisiał na siedzeniu przede mną opierając brodę o zagłówek.
- Okey, okey. Widzę, że nastrój nie dopisuje. Czyżby nasz szef nakrzyczał na Ciebie przy okazji obcowania z jego włosami? – wyszczerzył się – Mówiłem Ci, nie drażnij lwa! Następnym razem słuchaj boskiego Tomo, on zawsze ma rację!
- Nikt na mnie nie nakrzyczał. A lew był bardziej potulny niż byś był w stanie sobie wyobrazić – posłałam mu tajemniczy uśmiech – Kwestia umiejętności i odpowiedniego podejścia.
- No no... – pokiwał głową z aprobatą – Będziesz mnie musiała tego podejścia i umiejętności nauczyć. Jak się czasami uprze, to mamy z nim takie przeprawy, że się w głowie nie mieści – dodał szeptem nachylając się w moją stronę – Sama się zresztą wkrótce przekonasz.
No mam nadzieje, że się jednak nie przekonam!
- To są wrodzone umiejętności! Z tym się trzeba urodzić, mój drogi – powiedziałam z dumą i automatycznie się roześmiałam wizualizując sobie gitarzystę w sukience, wpadającego do pokoju Jareda i rzucającego się na niego w pełnym pożądania szale. Potrząsnęłam głową próbując się pozbyć tego widoku sprzed oczu.
- Jestem bardzo pojętnym uczniem! – oburzył się.
- Cały czas tu jestem i Was słyszę, więc przestańcie o mnie gadać – usłyszałam głos Jareda. Wychyliłam się ponad siedzenie i ujrzałam go zatopionego w książce – A Ty Milicevic, jak pojętny byś nie był, to uwierz mi na słowo, nie chciałbyś stosować wobec mnie metod Laury – wymamrotał nie odrywając wzroku od lektury.
- Okey, nic więcej nie chcę wiedzieć... – powiedział Tomo robiąc zdziwioną minę i usadowił się na swoim miejscu. Siedzący po przeciwnej stronie przy oknie Shannon odwrócił się do mnie i podejrzliwie zmierzył mnie wzrokiem. Rozłożyłam ręce w udawanym geście, że niby nie wiem o co chodzi. Lekko się uśmiechnął, po czym wychylił się na zewnątrz ponaglając Braxtona, który musiał się wrócić po coś do hotelu.
- Dajesz stary, bo nigdy stąd nie ruszymy! – krzyknął lekko poirytowany, a Olita przyspieszając kroku wbiegł do busa i usiadł również na końcu, ale przy przeciwnym oknie.
- Oddawaj, mały złodzieju! – posłał mi uśmiech zdejmując z mojego nosa swoje okulary.
Odłożyłam iPoda na bok i rzuciłam okiem na resztę pasażerów. Shannon z niezwykłym przejęciem oddawał się nieznanej mi grze, Tim z Milicevicem dyskutowali o przestrach do gitar, Jared nadal nie odkleił się od książki, Emma siedząca obok kierowcy rozmawiała przez telefon ustalając termin wywiadu.
I to jest ten ich rock and roll? – ziewnęłam obserwując niemrawą ekipę. Trzeba to uwiecznić. Włączyłam aparat i zaczęłam zmieniać ustawienia przygotowując się do zrobienia kilku zdjęć. Braxton, który od razu to przyuważył, podniósł oczy znad komiksu, który czytał i pomachał mi ręką do obiektywu.
- Pięknie – uśmiechnęłam się po zrobieniu zdjęcia i zajrzałam pomiędzy siedzenia, gdzie siedzieli gitarzyści – Cholera, zapomniałam stanika! – westchnęłam nachylając się bliżej ich i licząc na ich reakcję.
- Co? – krzyknęli obaj zaglądając do mnie, przy okazji prawie zderzając się głowami.
- Mężczyźni! – roześmiałam się uwieczniając ich wytrzeszcz oczu i otwarte w zaskoczeniu buzie – Łatwo Was wkręcić.
- I po co robisz ludziom nadzieje? – Milicevic potargał mi włosy i wrócił na swoje miejsce. Przesunęłam się lekko na środek i łapiąc odpowiedni kąt zrobiłam kolejne zdjęcie, tym razem Shannonowi. Wstałam i po cichu przemieszczałam się na przód busa. Przytykając palec to ust, dałam znak chłopakom, aby siedzieli cicho.
- Orientuj się! – krzyknęłam nad wokalistą, który aż podskoczył wyrwany z zamyślenia. Spojrzałam na zrobione zdjęcie – Mina mistrz!
- Dobrze się czujesz? – spojrzał na mnie niezadowolony – Zajmij się swoją pracą.
- Swoją pracą, swoją pracą – przedrzeźniałam go – Chyba to jest moja praca, nie? Panie Jaredzie - bez kija nie podchodź - Leto!
- To pracuj gdzie indziej – dodał od niechcenia i odwracając głowę wrócił do czytania. Przewróciłam oczami i powędrowałam na tył.
- Za ile będziemy? Nuda! – oparłam policzek o brzeg siedzenia, nikt mi nie odpowiedział.
- Jak Ci się podobał nasz wczorajszy koncert? – zapytał Tim zwracając się w moją stronę.
- Trudno oceniać coś, czego się nie widziało – odrzekłam wyłączając aparat i odkładając go na bok.
Tim zmarszczył brwi i czekał na rozwinięcie mojej wypowiedzi.
- Tak się dziwnie złożyło, że cały występ siedziałam na backstage’u. Także dopiero dzisiaj będę mogła cokolwiek powiedzieć na ten temat – uśmiechnęłam się na myśl o koncercie.
- Chyba żartujesz? – nagle Jared się wychylił i zmierzył mnie wzrokiem. Taki był zaczytany, a to musiał usłyszeć – Jak to nie widziałaś koncertu? A co robiłaś? – jego ton miał w sobie coś z pretensji. Uśmiech w mgnieniu oka zniknął z mojej twarzy. Mamy kłopoty? Rozmową zainteresował się także Shannon, który odłożył grę na kolana i zwrócił się w moją stronę.
- Ej, zaczynam się Was bać, gdy tak na mnie patrzycie. Co robiłam? Rozmawiałam z Emmą, ustalałyśmy między innymi kwestie dotyczące mojej pracy – zaczęłam wymieniać.
- Potwierdzam! – krzyknęła blondynka unosząc rękę i nawet się nie odwracając – Nie, to nie do pana – powiedziała, wciąż była zajęta rozmową. Ta to ma słuch. I podzielność uwagi.
- Przez dwie godziny rozmawiałyście o kwestiach organizacyjnych? – zdziwił się Shannon.
- Nie... – zaprzeczyłam - Najpierw rozmawiałyśmy. Potem jak szłam na salę, spotkałam techników. Poznałam wreszcie sławnego Steve’a Robinsona – uśmiechnęłam się – Miłe zaskoczenie! Trzeba było powiedzieć, że jest taki uroczy… i młody! Przedstawiłam mu się, opowiedziałam mu o tym, jak zupełnie nieświadomie uratował mi życie w Pradze. O i tak minęło półtorej godziny – westchnęłam – Zadzwonił Daniel, kolejne pół godziny, poszłam do toalety, zadzwoniłam do mamy. I nim się zorientowałam koncert się skończył – wzruszyłam ramionami. Jared w milczeniu pokręcił głową z dezaprobatą – No co? Emma powiedziała, że na tym koncercie mam nie robić zdjęć, bo są kiepskie warunki pod sceną i że będzie okazja na lepsze! – próbowałam się bronić widząc wzrok chłopaków.
- Potwierdzam! Było tak jak mówi Laura – znowu odezwała się blondynka, po czym kończąc wreszcie rozmowę odwróciła się do nas i dodała – Jesteśmy na miejscu, wysiadka dzieciaki. Wstałam z miejsca i podążając do wyjścia mocno się wyciągnęłam.
- Jak można być takim cholernym ignorantem? – rzucił Jared podnosząc się z miejsca i wychodząc z busa.
- O co Ci chodzi? – zapytałam - Życzysz sobie bym stała pod sceną, piszczała, robiła maślane oczy i zrywała z Ciebie koszulkę jak skoczysz w tłum? – zapytałam wychodząc zaraz za nim.
- Rób co chcesz... – założył kaptur na głowę i ziewając rozejrzał się wokoło. Znajdowaliśmy się na tyłach areny, w której miał odbyć się koncert. Teren był zupełnie pusty - Miliony ludzi chciałyby być na Twoim miejscu, a Ty zamiast korzystając z możliwości jakie masz, spędzasz koncert na pogawędkach. Dobre, naprawdę...
Stanęłam naprzeciwko niego i czekałam, aż na mnie spojrzy. Przegrywałam z telefonem, który w tym momencie był znacznie atrakcyjniejszy niż ja. Palcem wskazującym podniosłam jego głowę do góry. No proszę zasłużyłam na to by na chwilę oderwał wzrok od urządzenia. Dzięki Ci, Leto!
- Tych możliwości będzie jeszcze wiele, to raz. A ja nie jestem miliony ludzi, to dwa – powiedziałam spoglądając mu prosto w oczy. Obojętne i przenikliwe. Chwilę mi się przyglądał, po czym ruszył głową uwalniając się od mojej dłoni i bez słowa odszedł. Jak małe obrażone dziecko.
-
Odpuść. Miewa i takie dni, przejdzie mu, szkoda nerwów – rzucił przechodzący obok Braxton.
- A czy ja wyglądam jakbym się denerwowała? – zapytałam z lekką irytacją.
- Denerwowała może nie, ale przejmowała tak – uśmiechnął się – Chodź, obejrzymy salę – objął mnie ramieniem i pociągnął za sobą. Wcale się nie przejmuję. I nie denerwuję. Po prostu wkurza mnie jak... Nie, nie denerwuję się! Nie lubię, kiedy... Nie, nie przejmuję się! Dobra chrzanić jego humory. Chce się tak zachowywać, to niech się zachowuje. Lepsze to, niż jego komentarze i aluzje. Mam to czego chciałam. Koniec tematu.

Poszliśmy na salę, na której technicy kończyli rozstawiać sprzęt. Chłopaki przygotowywali się do próby, ja usiadłam na brzegu sceny i wzrokiem objęłam ogromną halę, która wkrótce miała zapełnić się ludźmi. Sprawdzono instrumenty, zrobiono próbę dźwięku i oświetlenia. Zespół zagrał kilka piosenek, podczas których ja zrobiłam trochę zdjęć. Udałam się do garderoby i czekając aż wrócą, przeglądałam na aparacie to, co do tej pory udało mi się uwiecznić. Nie było tego zbyt wiele. Trochę zdjęć z wywiadów, z posiłków, lotniska, wygłupy chłopaków na śniadaniu, kilka ujęć z hotelu, samolotu i busa. Miejmy nadzieje, że do końca wyjazdu karta pamięci będzie pękała w szwach czymś znacznie bardziej interesującym – pomyślałam odkładając aparat na bok.
- Dzisiaj możesz się trochę pokręcić pod sceną i za nią - Emma podniosła wzrok znad komputera. Siedziała na podłodze po drugiej stronie pokoju – I pamiętaj o nagraniach rozmów z Echelonem. Będzie ku temu okazja przed koncertem i po nim.
- W porządku – zgodziłam się. Wyjęłam dyktafon z kieszeni swetra i zaczęłam zaznajamiać się z jego obsługą.
- Raz dwa trzy, próba mikrofonu – powiedziałam do urządzenia wciskając wcześniej nagrywanie, a następnie odsłuchując to, co zostało zarejestrowane. Emma spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Studiowałam wzrokiem miejsce, w którym się znajdowałyśmy. Pokój był duży i dosyć surowy. Przypominał bardziej magazyn niż garderobę. Biało-szare ściany, z trzema maleńkimi oknami, przez które w zasadzie nic nie było widać. Pomieszczenie znajdowało się w podpiwniczeniu budynku. Stały w nim sofy i fotele, długi wieszak zapełniony ubraniami prawdopodobnie chłopaków, obok kilka skrzyń, chyba po sprzęcie. Pod ścianą duży prostokątny stół, zastawiony napojami i jedzeniem. Widząc znaczną przewagę wody, owoców i warzyw, nie trudno było się domyślić, kto układał listę żądań.
- Nie wiem co Ty mu zrobiłaś, ale odkręć to – do pomieszczenia wpadł Tomo. Podszedł do stolika i złapał kiść winogron – Jest nie do zniesienia, czepia się najmniejszej bzdury.
- Nic nikomu nie zrobiłam – odpowiedziałam obojętnie.
- Ostatnią osobą, z którą go widziałem byłaś Ty. Macie zakaz spędzania czasu sam na sam przed koncertem – wybełkotał z pełną buzią – Jak on ma się tak zachowywać to ja dziękuję. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że rzuci w kogoś gitarą albo statywem – roześmiał się.
- To już nie mój problem – wstałam i wyginając się w bok mocno się wyciągnęłam – No chyba, że rzuci we mnie. Co zaczyna być całkiem prawdopodobne.
- Twój, jeśli taki masz na niego wpływ – do grona dołączył Shannon. Uwzięli się na mnie?
-
Ej, zejdźcie z niej – do rozmowy włączyła się Emma – Zachowujecie się jakbyście go nie znali. Do koncertu mu przejdzie. Za chwilę wychodzicie do ludzi – wskazała palcem na okna, za którymi słychać było co chwila krzyki czekających na nich osób.
- Oby – westchnął perkusista podchodząc do stolika i rzucając okiem na znajdujące się na nim jedzenie – A teraz czas się posilić!
- Teraz to czas na wyjście stąd – Jared stał w drzwiach i się przyglądał – Nie wyginaj się tak, bo się złamiesz – spojrzał na mnie.
- A Ty zdejmij te okulary. Ja wiem, że w podziemnych pomieszczeniach hal słońce jest nie do zniesienia, ale bez przesady – odpowiedziałam prostując się i poprawiając sweter. Złapałam aparat i zawiesiłam go na szyi.
- Staram się chronić Cię przed moim zniewalającym urokiem – zsunął okulary, po czym od razu wsunął je z powrotem. Acha, czyli wracamy do punktu wyjścia.
- Jak widzisz, nie zemdlałam z wrażenia, ale dziękuję za troskę – odpowiedziałam łapiąc dwa jabłka z półmiska – I zjedz coś. Marnie wyglądasz – rzuciłam mu jedno, które w ostatniej chwili złapał.
- Laura, do cholery! – krzyknął Tomo.
- No co? – zdziwiłam się.
- Zasada numer jeden! – powiedział wlepiając we mnie wzrok. Zasada numer jeden? Zasada numer jeden, numer jeden... A! Nie komentować jedzenia i wagi. Wielkie mi rzeczy.
-
Mówiłam, spisz gdzieś to się nauczę na pamięć i wprowadzę w życie – powiedziałam śmiejąc się – Marchewkę jeszcze zjedz. Blady jesteś... – podałam Jaredowi salaterkę, odwracając się puściłam Milicevicowi oko. Pokręcił tylko głową wzdychając.
- Mówiłem, żebyś zajęła się pracą? – Leto odstawił salaterkę na stół.
- Się robi! – podniosłam aparat i zrobiłam mu zdjęcie – Pasuje, szefie? Musisz się więcej uśmiechać, bo wyjdziesz na ponuraka.
- A Ty powinnaś mniej gadać – wyjął mi aparat z dłoni – I robić w sumie też.
- Chryste! Uspokójcie się – Emma wstała z podłogi – Idziemy na zewnątrz. Wy do zdjęć, Laura do rozmów. Z Wami jak z dziećmi...
- Jak z dziećmi! – Shannon zaczął odstawiać dziwny taniec, wtykając sobie małe marchewki w nos, marszcząc przy tym pół twarzy.
- Muszę to mieć! – roześmiałam się robiąc mu zdjęcie – Uwiecznione! Teraz wszyscy się dowiedzą, jak profesjonalnie przygotowujecie się do koncertów.
- Ruszać dupy, bo Wam je skopię! – Emma zaczęła nas wypychać za drzwi. Do garderoby wszedł Braxton z gitarą w dłoni, za nim Tim.
- Olita, chcesz marchewkę? – perkusista wycelował w niego warzywem.
- Braxton, nawet nie waż się tego dotykać – krzyknęłam – To było w jednym z otworów jego ciała – rzuciłam wychodząc z pokoju.
- Wiesz co, ja Ci dziś shake’a kupiłem, a Ty taka niedobra jesteś. Przecież uczą, że trzeba się dzielić jedzeniem! – krzyknął przemierzając korytarz i wrzucając po drodze marchewki do kosza.
- Mam nadzieje, że w skład tego shake’a nie ingerowałeś w żaden sposób? – skrzywiłam się.
- Cóż, tego nigdy się nie dowiesz... – roześmiał się na cały głos.
- Weź! – skierowałam palec wskazujący do otwartej buzi imitując odruch wymiotny.
- Możecie się już zamknąć? – Jared odwrócił się w naszą stronę. Zamilkliśmy zaatakowani tego uniesionym tonem. Zdecydowanie, dzisiaj bez kija nie podchodź.
Braxton z Timem zostali w garderobie. My wyszliśmy na zewnątrz, gdzie za halą znajdowało się już sporo ludzi. Do koncertu pozostało dwie godziny. Na widok chłopaków zaczęły się piski i wołania. Przez chwilę czułam się jak na korytarzu swojej podstawówki podczas przerwy.
- Nie zjedzą Was? – spytałam niepewnie widząc ekstazę tłumu.
- Spokojnie, to nasi, wszystko jest pod kontrolą – odpowiedział z uśmiechem Tomo. Podeszli do bramy odgradzającej ich od ludzi. Mało prawdopodobne, by w zaistniałej sytuacji ktokolwiek chciał ze mną rozmawiać – pomyślałam, gdy do moich uszu dobiegały tylko naprzemienne krzyki Tomo! Jared, tutaj! Shannon! oraz prośby o podpisy, pytania o koncert, o to co zagrają, czy mogą wyjść przed bramę i zrobić sobie z nimi zdjęcie. Ochroniarz otworzył kłódkę i wyszliśmy bezpośrednio do tłumu. O dziwo nikt się na nich nie rzucił. Usiadałam na chodniku po drugiej stronie ulicy obserwując całą sytuację z boku. Zrobiłam zdjęcia w trakcie, gdy oni rozdawali autografy i rozmawiali z ludźmi. Wyjęłam dyktafon i włączyłam nagrywanie.
- Echelon, podejście pierwsze – zaczęłam mówić po polsku – Podejście pierwsze i raczej nieudane. Tłum oblepia chłopaków. Chłopaki stoją, pozują, podpisują. Jeden wcielił się dziś w rolę obrażonego dziecka ze zmiennością humorów częstszą niż ja przed menstruacją – kontynuowałam monolog wpatrując się w roześmianego i dyskutującego Jareda. Która to już jego maska tego dnia? Był zaabsorbowany otaczającymi go ludźmi. Wyglądał na spokojnego, a jednocześnie zadowolonego. I weź go zrozum!
- Jest niesamowity, prawda? – z mówienia do dyktafonu i zamyślenia wyrwał mnie głos dziewczyny, która usiadła obok mnie. Miała nie więcej jak piętnaście lat. Nie czekając na odpowiedź mówiła dalej – Właśnie dostałam autograf na ręce! – spojrzałam na dwie czarne kreski na jej wyciągniętym przed moją twarzą przedramieniu - Też Ci takie mogę zrobić… - Chyba nie umyję jej przez tydzień! – westchnęła gładząc się po zostawionym na skórze śladzie. Wzięłam aparat i uwieczniłam wątpliwe dzieło. Wymusiłam uśmiech czekając na dalszy ciąg – Kiedyś złapałam butelkę z wodą, którą pił Jared, wyobrażasz sobie?
- Naprawdę? – próbowałam udać zaskoczenie z nutą zazdrości.
- Poważnie! Ja to mam fart, nie? – zrobiła wielkie oczy – Mam ją do dzisiaj, stoi nad łóżkiem. Piłam z niej codziennie po jednym łyku - Boże zabierz mnie stąd! – Wierzę, że przyniosło mi to szczęście na klasówce z chemii i matematyki - Niewątpliwie. Prawie jak ręce, które leczą Zbigniewa Nowaka- A Ty masz już autograf i zdjęcie? Tak w ogóle to jestem Ronja.
- Laura. E... Właściwie to... – zaczęłam.
- Musisz się pospieszyć, bo zaraz pewnie zniknie i stracisz jedyną taką okazję, by być tak blisko jego! – prawie zaczęła mną potrząsać. Cóż, jeśli mój obrażony przełożony nie zechce mnie stąd wykopać, to raczej jeszcze będą okazje – Ja to nie mogę! Jestem taka szczęśliwa, że mogłam tam przez chwilę stać obok niego!
- Obok? – zapytałam, a ona spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Obok Jareda! A kogo? Po prostu teraz nie mogę, serce mi bije jak szalone. On jest taki cudowny, prawda? Nie usnę przez całą noc. Wygląda nieziemsko w tych spodniach i piękne ma dziś włosy – mówiła prawie się zapowietrzając - Tak włosy mi się udały, fakt – W ogóle nie wiem czy dam radę na koncercie. Jak się dopcham pod scenę, a muszę tam być, to pewnie zemdleję z wrażenia. Raz już prawie zasłabłam. Ale kto by nie zasłabł stojąc oko w oko z nim! W dodatku skoczył i mogłam dotknąć jego nogi! Potem prawie udało mi się zerwać jedną bransoletkę, czujesz? Gdybym miała jego bransoletkę, to wszystko na pewno by mi się w życiu udało – No tak, po wodzie przyszedł czas na cudotwórcze bransoletki. Co będzie dalej? Spocony ręcznik, kawałek spodni, wyrwana sznurówka? Boże, dziwna ta ich rodzina.
- A reszta zespołu?
- Co reszta zespołu? – spojrzała na mnie zdziwiona – A, no tak, też są ważni, ale wiesz to nie to samo. Nie oszukujmy się, bez niego nic by nie było. Jest najważniejszy. Jest najlepszy. Jedyny... Ile ja bym dała, żeby być tą jego bluzką... – westchnęła spoglądając w stronę chłopaków - Zobacz jak się uśmiecha, zaraz umrę...
Moje oczy przybrały przerażony wyraz. Uciekać?
-
Przepraszam Cię, ale jeśli chcę się dostać pod scenę, to muszę iść – dziewczyna wstała z miejsca – Idziesz? Mam zajętą kolejkę. Mogę Cię wpuścić jak chcesz. Pod warunkiem, że nie będziesz mnie przepychała i kleiła się do Jareda, gdy skoczy na mnie – spojrzała groźnie.
- Dzięki... Chyba tu jeszcze posiedzę... – odpowiedziałam.
- Okey! – uśmiechnęła się – Miło się rozmawiało!
No przemiło. Pogawędka dnia! Zmywam się stąd nim ktoś znowu zacznie się rozpływać nad urokami młodszego Leto.
Podniosłam się i pokierowałam do bramy. Tomo z Shannonem zmierzali w kierunku wejścia, Jared stał jeszcze wśród ludzi. Spojrzałam na niego, próbując się uśmiechnąć, nie zareagował. Podbiegłam do chłopaków.
- Dziwny ten Wasz Echelon... – westchnęłam.
- To znaczy? – Tomo spojrzał na mnie przepuszczając mnie w drzwiach.
- Rozmawiałam przed chwilą z pewną dziewczyną. Myślałam, że odfrunie z zachwytu opowiadając o Jaredzie. Tona cukru, ani grama rozumu.
- To nie Echelon – roześmiał się Tomo.
- A kto? Przecież przyszła na Wasz koncert, chociaż nie wydaje mi się by muzyka miała dla niej jakiekolwiek znaczenie.
- Właśnie. Prawdopodobnie spotkałaś fangirls’a.
- Że kogo? – zdziwiłam się – Co to w ogóle za określenie.
- Określenie właśnie dla kogoś, dla kogo bardziej liczy się to jak wygląda i jak się uśmiecha Jared, to czy skoczy, dotknie, spojrzy. Określenie dla kogoś, kto nie przychodzi tu dla muzyki – sprecyzował. Weszliśmy do garderoby.
- Dokładnie! – potwierdziłam rzucając się na sofę – Miałam wrażenie, że gdyby Leto na nią pierdnął to umarła by na tym wdechu wierząc, że to przyniesie jej szczęście i wieczny dobrobyt!
- Tak, to na pewno był fangirls – roześmiał się – Pogadaj lepiej z kimś po koncercie na spotkaniu. A zrobiłaś jakieś zdjęcia?
- Tak, jak staliście w tłumie – odpowiedziałam chcąc chwycić za aparat na szyi, gdy nagle zorientowałam się, że go tam nie ma – O w mordę!
- Co jest?
- Nie mam aparatu! – przeraziłam się podrywając się z siedzenia.
- Ups... – Tomo się skrzywił.
- Nie ups, nie ups. To katastrofa! Bez aparatu mnie nie ma! Nie ma zdjęć, tych co zrobiłam i tych, które zamierzałam zrobić – zaczęłam nerwowo gestykulować – Nie, dlaczego ja jestem taką sierotą? Jak można zgubić aparat?
- Zgubiłaś aparat? – usłyszałam za sobą głos Jareda, który wszedł do pomieszczenia. Ten to potrafi wyczuć moment.
- Nawet nic nie mów – rzuciłam – Co ja mam teraz zrobić? – zaczęłam się denerwować jeszcze bardziej. Jeśli w ogóle można bardziej.
- Może zacznij go szukać. Sam się nie znajdzie – odpowiedział.
- Pocieszaj mnie dalej... – spojrzałam na niego ze złością.
- Nie jestem tu od pocieszania. A może nie szukaj. Może znowu pewien niezwykle przystojny wokalista Ci go przyniesie. Choć nie liczyłabym na to. Jedyny jakiego znasz stoi przez Tobą i jak widzisz Twojego aparatu tym razem nie posiada – uśmiechnął się złośliwie.
- Weź daj mi spokój i daruj sobie te komentarze – rzuciłam i pobiegłam w stronę bramy. Przeszłam wzdłuż chodnika. Trzy razy, jakby po pierwszym i drugim razie jakimś cudem aparat miał się wyłonić na powierzchnię. Zapadł się pod ziemię? Jeśli go tu zostawiłam, to ktoś życzliwy na pewno go sobie przywłaszczył. Jego i setki zdjęć na nim. Pięknie. Już po mnie. Ochroniarz nic nie wiedział i nic nie widział. Nikt też z aparatem do niego nie przyszedł. Dlaczego nie może być normalnie? Dlaczego zawsze muszę coś odwalić? Może ktoś go wziął i odda w środku komuś z organizatorów? O ja naiwna. Przebiegłam klub wzdłuż i wszerz, pytając wszystkich po drodze. Ich zdziwione miny mówiły same za siebie. Wróciłam do garderoby licząc na to, że może cudem jest tam. Tak Lauro, teleportował się. Braxton siedział pod ścianą i brzdąkał na gitarze, Tim zniknął, Shannon z Tomo pochłaniali jedzenie ze stolika.
- Jestem skończona – wymamrotałam w bezradności po polsku do siebie obejmując wzrokiem pomieszczenie. Braxton zmarszczył pytająco brwi – Nieważne...
Ostatnia deska ratunku, że ktoś z tłumu go wziął.
- Dobra, jeszcze tam! - postanowiłam przejść się wśród ludzi oczekujących pod klubem na wejście. Wystrzeliłam z garderoby i biegłam korytarzem, gdy wpadłam na kogoś wychodzącego z toalety.
- Przepra... – uniosłam oczy i w końcu dane mi było ujrzeć nie skrywaną pod okularami albo kapturem twarz Jareda – Przepraszam. Staliśmy chwilę przyglądając się sobie nawzajem. Wyostrzyłam wzrok analizując jego reakcję – Jesteś smutny?
- Nie zaczynaj tych gierek. Znalazłaś aparat? – sprowadził mnie na ziemię ignorując moje pytanie.
- Nie znalazłam – odpowiedziałam – Nie znalazłam i już sama nie wiem co robić. Szukałam go wszędzie. Nie wiem jak mogłam go tam zostawić. Wszystko przez tę dziewczynę, która mnie zagadała, tę Twoją psychofankę! – spojrzał pytająco – Nie, to nie przez nią. Bez przesady. To przeze mnie. Gdybym go pilnowała, to bym go nie zgubiła. Jak mogę być tak rozkojarzona. Nie wiem, nie wiem… - wyrzucałam z siebie słowa jak z armaty.
- Laura, spokojnie...
- Nie, Jared! Nie spokojnie! Zgubiłam aparat, rozumiesz? Aparat! – krzyknęłam – Bez aparatu nie ma zdjęć. Nie ma mnie. Nie ma mnie w ogóle, nie ma mnie tu. Nie ma mnie tu dzisiaj, jutro i przez całą trasę... – powiedziałam ciszej.
- Mam zastosować technikę oddychania? – roześmiał się, na co ja tylko smutno na niego spojrzałam wysuwając dolną wargę. Złapał mnie za ramiona i dodał – Idź do ochrony, może do ludzi, może ktoś go ma i Ci odda. A jak się nie uda, to coś wymyślimy.
- Wymyślimy? – spytałam spoglądając na niego. Znowu jest normalny. Lekko się uśmiechnął.
- Tak, a teraz spadaj. Przypomniało mi się, że jestem na Ciebie zły – popchnął mnie w stronę drzwi wyjściowych – I nie mogę się do Ciebie odzywać przez najbliższe sto lat.
- Aż tyle masz zamiar ze mną spędzić? – rzuciłam próbując się uśmiechnąć i wybiegłam z budynku. Wcale mi nie było do śmiechu. I na pewno nie z powodu jego zaplanowanego obrażenia.
Przed klubem stała długa kolejka. Licząc na nie wiadomo co, zaczęłam chodzić w tę i z powrotem wśród ludzi. Może ktoś go ma? Nic z tego. Przeszłam plac w każdej strony, podeszłam do ochrony – nic. Zrezygnowana usiadłam na ławce i gapiłam się na wesołych ludzi, którzy byli coraz bliżej wyczekiwanego przez nich wieczoru. Miałam ochotę zdrapać z nich te uśmiechy. Byłam załamana. Oparłam głowę o rękę próbując znaleźć rozwiązanie z tej fatalnej sytuacji. Rozwiązania brak, tak samo jak aparatu.
- Hej, tutaj! – usłyszałam krzyk. Podniosłam oczy i ujrzałam machającą do mnie dziewczynę. Gdy zobaczyła, że ją widzę dodała – Chodź!
Wstałam i posłusznie do niej podeszłam licząc na to, że cokolwiek może wiedzieć.
- Hej. Poznałam Cię po tej sukience! – uśmiechnęła się mówiąc łamaną angielszczyzną – Widziałam jak siedziałaś na chodniku za klubem.
- I? – próbowałam się dowiedzieć co w związku z tym.
- I mam chyba coś, co należy do Ciebie – nachyliła się i wyjęła ze stojącej na ziemi torby mój sprzęt. W ciągu ułamka sekundy mój wyraz twarzy zmienił się euforię.
- O Boże! - krzyknęłam odbierając z jej rąk aparat i oglądając go z każdej strony – Bez niego dzisiaj zostałabym chyba poćwiartowana i rzucona lwom na pożarcie. Uratowałaś mi życie.
- Na szczęście w okolicy nie ma żadnych lwów. Chciałam Ci go dać, ale zniknęłaś i nie mogłam Cie znaleźć, a miałam tu zajętą kolejkę. Planowałam oddać w recepcji klubu – wyjaśniła.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczna!– nie mogłam znaleźć słów, przepełniała mnie jednocześnie ulga i radość.
- Nie ma o czym mówić – uśmiechnęła się – Ty też na koncert?
- Tak, tak... – odpowiedziałam i podałam jej dłoń – Laura.
- Mallena – odwzajemniła gest.
- Ładne imię... Słuchaj, jesteś niesamowita. Wciąż nie mogę uwierzyć, że go odzyskałam. Że go wzięłaś, że mnie poznałaś. Cud, po prostu cud.
- Spokojnie... Naprawdę nie ma o czym mówić.
- Wiesz, zawsze ktoś mógł go sobie przywłaszczyć, a ja bym sobie tego nie darowała do końca życia!
- Rozumiem, że dla niektórych koncert bez aparatu to koncert stracony.
- Nie do końca, ale akurat mnie jest on wyjątkowo potrzebny – wyjaśniłam.
- Ja swojego nie wzięłam. Jestem pierwszy raz na koncercie i mam zamiar chłonąc wszystko co płynie ze sceny, zamiast zajmować się robieniem zdjęć – powiedziała, a ja przyglądałam się jej. Była dosyć młoda. Nie więcej jak szesnaście, może osiemnaście lat, niewysoka, jasne włosy do ramion, uśmiechnięte oczy – To znaczy nie zrozum mnie źle, jak ktoś lubi robić zdjęcia, to okey. Po prostu ja dziś mam plan skupić się na czymś innym – dodała.
– Zgadzam się. Właśnie, przepraszam Cię, ale muszę uciekać. Dziękuję Ci za ten aparat raz jeszcze!
- Pewnie. Pozdrów ode mnie chłopaków – krzyknęła, gdy już miałam się oddalać.
- Chłopaków?
- Marsów. Byłam tam pod bramą, ale nie udało mi się doczekać na podpis. Widziałam jak z nimi szłaś. Przekaż im, że ich muzyka ratuje mi życie każdego dnia – dodała. Zatrzymałam się na i na nią spojrzałam.
- Możesz to powtórzyć? – wyjęłam z torebki dyktafon i wcisnęłam nagrywanie.
- To o ratowaniu życia? – roześmiała się.
- Tak – potwierdziłam – A właściwie nie. Jesteś tu sama?
- Tak, rodzice postanowili dać mi kredyt zaufania i pozwolili mi tu przyjść bez opieki. Za tydzień kończę osiemnaście lat i łaskawie uznali, że może dam sobie radę – przewróciła oczami.
- Świetnie! Chodź ze mną! – złapałam ją za rękę.
- Co? - zdziwiła się spoglądając na gest, który wykonałam – Nie... Przepraszam, nie mogę. Zajęłam tę kolejkę wcześniej, żeby móc być w miarę blisko i wszystko widzieć. Z moim wzrostem to wiesz... – roześmiała się.
- Mallena, mówię Ci chodź, nie pożałujesz! Jak chcesz to niech ktoś Ci trzyma tę kolejkę – powiedziałam i pociągnęłam ją za rękę. Złapała torbę i po chwili dotrzymywała mi kroku.
- Mam nadzieje, że to, co za chwilę planujesz zrobić, nie sprawi, że to będzie mój ostatni koncert – powiedziała niepewnie lekko się uśmiechając.
- Nawet jeśli ostatni, to uwierz mi, że najlepszy – puściłam jej oko, gdy skręciłyśmy na tyły klubu – Powiesz coś więcej o tej muzyce, która ratuje życie?
- To znaczy wiesz, może trochę zbyt patetycznie to zabrzmiało. Chodzi o to, że muzyka Marsów daje mi taką siłę, kiedy nie mogę wstać z łóżka. Taką radość, kiedy nie mam ochoty się uśmiechać. Rozumiesz? Napełnia mnie pozytywną energią, kiedy zaczynam tracić nadzieję, że to co robię ma sens – mówiła z uśmiechem na twarzy, a ja słuchałam jej słów odnajdując w nich siebie – Znasz pewnie Kings&Queens?
- Znam – odpowiedziałam z uśmiechem, choć nie przyznałam, że były czasy, gdy nie kojarzyłam żadnego utworu z tytułu. Karolina podrzuciła mi kiedyś ich płyty i mimo częstego ich słuchania, nigdy nie zwracałam uwagi na to, jak która piosenka się nazywa. Na szczęście zdążyłam nadrobić zaległości.
- Właśnie. Gdy jej słucham od razu czuję się lepiej. Ta piosenka uświadamia mi, że każdy jest kimś w życiu, że żadna osoba nie jest nikim. Każdy z nas jest królem lub królową swojego życia – spojrzała mi w oczy szukając zrozumienia dla tych słów.
- Pięknie powiedziane...
- Ta muzyka jest inspiracją do wszelkich działań – kontynuowała - Podnosi na duchu. Jest w niej coś wyjątkowego. Taki cudowny przekaz. Przekaz, który zostaje głęboko w sercu, zmusza do myślenia i działania. Przenika do naszych dusz. Zachęca do ulepszania świata, siebie. I ta więź między chłopakami i ich muzyką a fanami jest niesamowita. To wszystko jest piękne...
- Dzięki – powiedziałam, gdy skończyła i wcisnęłam stop.

Znalazłyśmy się pod wejściem, które zagrodził nam ochroniarz. Pokazałam rękę, na której znajdowała się opaska umożliwiając wstęp. Skinął na Mallenę, która nie do końca wiedziała co zrobić. Wyjęła bilet na koncert, ale to nie wystarczyło ochroniarzowi by ją wpuścić. Cholera! W oddali zobaczyłam Emmę krążącą po parkingu i rozmawiającą przez telefon. Głośno krzyknęłam. Po chwili schowała telefon do kieszeni i podeszła do nas. Wzięłam ją na bok i wyjaśniając całą sytuację, poprosiłam o opaskę dla dziewczyny. I tak mam przesrane, a jakoś się tej dziewczynie muszę odwdzięczyć. Uratowała mi życie. Emma bez problemu wyciągnęła opaskę i mi ją dała. Malleny oczy stawały się coraz większe.
- Chodź – uśmiechnęłam się zaklejając ten swoisty bilet wstępu na jej nadgarstku. Weszłyśmy do środka i poszłyśmy do garderoby.
- Chłopaki, to jest Mallena – jak gdyby nigdy nic wskazałam na dziewczynę, która chyba jeszcze do końca nie wierzyła w to, co się dzieje.
- Cześć – Tomo oderwał się od jedzenia i jej pomachał.
- Mallena, czyli kto? – Shannon zapytał podejrzliwie.
- Mallena, czyli... moja siostra – spojrzałam na nią porozumiewawczo.
- Ile Ty masz tych sióstr? – zapytał Tomo rzucając się na fotel.
- Od dzisiaj o jedną więcej! – objęłam ją delikatnie ramieniem. Czułam, jaka jest zdenerwowana.
- Co miasto, to ktoś nowy... – Jared podszedł do nas i podał dziewczynie dłoń – Nie zazdroszczę takiej siostry – puścił jej oko.
- Chciałeś, żebym poznała Waszą rodzinę i oto pierwszy tego rezultat! – wskazałam na dziewczynę.
- Ten rezultat zaraz dostanie zawału – Milicevic się roześmiał się – Spokojnie, nie gryziemy! – poklepał dziewczynę po ramieniu.
- Wybaczcie, ale jeszcze nie do końca ogarniam to, co się stało. Laura dorwała mnie pod klubem, oddałam jej aparat, a ona nic nie mówiąc po prostu mnie tu zaciągnęła. I oto jestem... – powiedziała.
- Tak, Laura miewa różne niekonwencjonalne pomysły – Jared spojrzał na mnie i pokiwał głową zakładając na siebie kurtkę – Tak czy inaczej witamy!
- Macie 15 minut – do garderoby wpadła Emma dając chłopakom wszelkie wskazówki przed występem.
Wyszłyśmy z Malleną z pomieszczenia i udałyśmy się za scenę. Opowiedziała mi o tym jak zaczęła się jej przygoda z 30 Seconds to Mars, dziękując mi jeszcze co najmniej dziesięć razy za to, że ją tu przyprowadziłam. Siedziałyśmy z tyłu rozmawiając i śmiejąc się. Wstałam i przechodząc z boku sceny, podeszłam do kotary delikatnie ją rozchylając. Sala była prawie pełna, a wciąż wchodziły do niej kolejne osoby. Wypełniona niemalże po brzegi roześmianymi i podekscytowanymi ludźmi. Głośno krzyczeli i machali transparentami przywołując zespół. Wycofałam się wiedząc, że występ wkrótce się rozpocznie. Po chwili zobaczyłam chłopaków zmierzających w naszą stronę. Włączyłam aparat chcąc zatrzymać ten moment. Na ich twarzach malowało się skupienie, a jednocześnie radość. Stanęli za sceną podskakując i wymieniając się spojrzeniami. Wszyscy poza Jaredem weszli na scenę. Mimo zasłony ludzie musieli to zobaczyć, bo zaczęli krzyczeć i piszczeć jeszcze głośniej. Shannon usiadł za swoją perkusją i to on rozpoczął występ. Czułam na swoim ciele każde uderzenie, które wykonywał. Doznania potęgowane były przez szalejące światła, które dynamiczne zapalały się i gasły nie mogąc nadążyć za dźwiękami perkusisty. Miałam wrażenie, że gdy tylko zasłona opadnie rozszalały tłum rzuci się na nich i ich pożre. Było w tym jednak coś niesamowitego, ich gotowość, ich oczekiwanie, ich szczęście. Jakby każda osoba na tej sali i każdy jej centymetr chłonął wszystko, co dociera do nich z głośników i ze sceny. Jakby wymieniali się energią. Jared stał w rogu przerzucając z ręki do ręki mikrofon. Ruszył głową raz w prawo, raz w lewo, poprawił włosy, założył okulary i powolnym krokiem zaczął się zbliżać na środek sceny.
- Time to escape the clutches of a name, No this is not a game, It's just a new beginning.
I don't believe in fate, but the bottom line, It's time to pay, You know you've got it coming – zaczął śpiewać a tłum oszalał jeszcze bardziej. W pewnym momencie zgasły wszystkie światła, na scenie zapanowała absolutna cisza. Czułam jak mocno bije mi serce.
- This is war! – krzyknęli jednym głosem razem z nim w momencie, w którym zasłona opadła ukazując moim oczom rozświetlone tysiące ludzi z podniesionymi ku górze rękami.

***

Moi Drodzy.
Pokornie błagam o wybaczenie ;) Wiem, wiem, miało być wczoraj. Jak zapewne jednak wiecie są rzeczy ważne, ważniejsze i najważniejsze. To opowiadanie niewątpliwie jest ważne, ale w dokończeniu rozdziału nie pozwoliły mi sprawy całkiem przyziemne, jak nauka, niemoc zwleczenia się z łóżka w niedzielę, smażenie dziesięciu kotletów czy prowadzenie samochodu, oraz sprawy mniej przyziemne i zdecydowanie ważniejsze, jak rozmowy z Wami do późnej nocy.

Zdaje sobie sprawę z wielu niedociągnięć w tym rozdziale, ale naprawdę teraz nie mam warunków by je poprawiać, a nie chcę też dłużej przeciągać czasu oczekiwania.

Dziękuję wszystkim za bycie tu ze mną! Pobiliście wczoraj rekord liczbą wejść. To niesamowite, że ktoś czeka na dalszy ciąg tego opowiadania. Dziękowałam już? ;) To teraz wyobraźcie sobie, że każdą z Was wirtualnie mocno ściskam. Za to wszystko, co po sobie zostawiacie, tu na blogu i gdzieś w mojej głowie.

I choć nie mam w zwyczaju wyróżniania kogokolwiek, to dzisiaj muszę to zrobić - Altumify – dziękuję za bycie moją inspiracją do pewnego elementu tego rozdziału, Ty wiesz którego ;)

Dżizas, dlaczego moje rozdziały i informacje pod rozdziałami nie mogą mieć normalnej długości... Mam nadzieje, że przebrnęłyście.

65 komentarzy:

  1. o kuurde. Ty wiesz, że ja nie wiem, co tu teraz napisać? to niewątpliwie jeden z najlepszych rozdziałów w historii tego zajebistego bloga! pod koniec opowiadania, ten opis koncertu - miałam takie ciary, że masakra totalna! dodatkowo uśmiałam się niejednokrotnie. och, KOCHAM TO!
    a Jared jest dziwny, ale w sumie... znam taki charakterek z własnych doświadczeń, więc powiedzmy, ze też tak jakby jestem 'przyzwyczajona' :D. aa! czytając rozmowę Laury z fg już myślałam, że wyjdę z siebie -.-. no ale cóż: są ludzie i parapety, nie? >.<. hmm... co to ja jeszcze chciałam... ach, wspominałam o tym, że zazdroszczę pracy Laury? jejku, kto by tak nie chciał...
    ach! akcja z marchewkami w nosie Shannona mnie powaliła na łopatki xD. piłam właśnie wode i sie nią zakrztusiłam xDD.
    okej, to chyba tyle...?
    aaa! i warto było czekać na ten rozdział ! ^,^.
    GE-NIA-LNIE!
    pozdrawiam ; *****.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na razie jadę do kościoła ale jak wrócę wieczorkiem to na pewno przeczytam! Już się nie mogę doczekać te 12 stron mnie bardzo intryguje ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam ten rozdział. 'monolog' Malleny jest genialny! Laura, od dwóch ostatnich rozdziałów jesteś moim numerem jeden. pozdrawiam. :) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam to opowiadanie od samego początku i może keidyś napisze jakiś konstruktywny komentarz, ale za każdym razem czytając targają mną takie emocje, że nic mądrego nie rpzyhcodzi mi do głowy, jak teraz :P
    W każdym razie powinnaś mnie zobaczyć jak ujrzę na gg w Twoim opisie że jest nowy rozdział, albo przed kolokwium na komórce sprawdzę, co tam koło, byle szybciej do domu i do kompa, albo chociaż na telefonie ;)

    W tym rozdziale najbardziej podobało mi się to, że na końcu poczułam niemal to samo, co na każdym koncercie Marsów, podczas Escape, czyli dreszcze wzdłuż całego ciała. Niesamowite :)
    Oby tak dalej, bo strasznie mi się podoba :) Pozdrawiam!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapomniałam się podpisać pod komentarzem ;)
    Mam na imię Sylwia i miło mi ;)

    PS. Sorki za błędy, ale lecę w pośpiechu na uczelnię, pisanie na komórce to nie marzenie przy naszych wyboistych chodknikach ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie ma za co. zawsze Ci pomogę. jak coś, to wal na gg ;p chętnie się podzielę swoimi spostrzeżeniami i oczywiście opisami piosenek, czy coś innego.
    pisz 27, bo nie mogę się już doczekać. ;p
    <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Nawet nie wiesz jak bardzo mi się ten rozdział podoba! I po raz kolejny: nie maruuudź Kobieto, bo Cię trzasnę.
    Na samym początku zacznę od momentu, przy którym płakałam. Ze śmiechu oczywiście. Zaczerpnięcie powietrza zajęło mi ok. 10 minut, bardzo ciężko było, ale przetrwałam! "Miałam wrażenie, że gdyby Leto na nią pierdnął to umarła by na tym wdechu wierząc, że to przyniesie jej szczęście i wieczny dobrobyt!". Laura, rozwaliłaś mnie tym na atomy, ledwo się pozbierałam. Od razu przypomniał mi się durny kawał o Żydach, który mi kolega opowiedział, choć geneza nie jest ani zabawna ani mądra, to wyobraziłam sobie Jared'a stojącego za konsolą w klubie, krzyczącego po kolei do fangirlsów "Prawa komora, jak się bawicie? Lewa komora, a wy?". xDD Jeezu, to był istny geniusz, jako zwolenniczka zabawnych wątków biję Ci pokłony. :D Ale lecimy dalej, nie rozdrabniamy się nad jednym punktem. Dialogi w tym rozdziale podobały mi się bardziej niż zwykle, choć sama wiesz, że nieraz Cię za nie chwaliłam. Ostatnio co raz częściej poruszam wątek dialogów, uwielbiam ich naturalność, więc śmiało mówię, że Twoje takowe są. :> Co dalej, Jared. Ten to jest aparat. "Zapomniałem, że jestem na Ciebie obrażony" (czy jakoś tak, przytaczam z pamięci), no dziecko, no. Czasem idzie z takimi wytrzymać, ale innymi czasy ma się też ochotę takiemu przywalić. Co jak co, uwielbiam wykreowaną tutaj jego postać. Zagadkowy, taki jaki powinien być Jared. (: Jeszcze Shannon z tym marchewkami, o Jezu... Jakbym to zobaczyła, to bym padła. :D Biegniemy dalej (długi rozdział, dużo rzeczy do skomentowania!). Nieźle się ubawiłam czytając monologi fangirlsa. Potwory, ale bez nich byłoby nudno. Zderzyłam się kiedyś z takim, po tym jak nazwałam Jared'a blondynką (to było w czasach, gdy królował u niego blond mullet, nawiązywałam właśnie do nich). Myślałam, że mnie przez internet rozszarpie, oj dzieci dzieci. :D Ale za to druga fanka, znalazczyni aparatu Laury zatuszowała cały niesmak po poprzedniczce. Jeszcze tacy dobrzy ludzi po tym świecie chodzą, dziękuję Boże.
    Ok,bo piszę już od rzeczy, ale to tylko dlatego, ze zaraz lecę na zakupy, a łażenie po sklepach to dla mnie istna męczarnia. Dobra, kończę, już, amen. Potem się jeszcze odezwę, bo wieczorem na 95% publikuję nowy rozdział. No. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy, wybacz kolejny długaśny komentarz i do napisania. :) Trzymaj się bardzo ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  8. Epickie ? Nie, to słowo tego nie opisuje wystarczająco.Chyba później coś dopiszę, bo teraz nie jestem w stanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. No nie mogę. Cudowny rozdział. Brak mi słów, naprawdę. Jak przeczytałam, że dwanaście stron to pomyślałam "łożesz, nie chce mi się", ale przeczytałam i od razu zmieniłam zdanie. Z reguły długie rozdziały są nudne i nieciekawe, ale twój był niesamowity, naprawdę! Kocham Twój styl pisania. Nie używasz jakiś skomplikowanych słów, jest prosto i zrozumiale (: Żadnych nie dociągnięć. IDEALNIE. Czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyno! Jesteś po prostu moim guru, jesteś... zabrakło mi słów! To, co ty piszesz, to nie jest jakieś podrzędne opowiadanie powstałe w wyniku nudy, to jest... i znów zabrakło mi słów. Śmiałam się jak głupia czytając to i śmieję się nadal. Mała rzecz, a cieszy jak cholera. :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja napiszę krótko: Dziękuję za to, że piszesz. Wychodzi Ci to świetnie. Ten rozdział był super. :D
    LadyBird

    OdpowiedzUsuń
  12. Czytając ten rozdział targały mną tak sprzeczne uczucia, że nawet nie potrafię ich nazwać. Jesteś moją mistrzynią, wzorem do którego staram się dążyć choć wiem, że moje starania pełzną na niczym. Dziękuję za serce, które wkładasz w swoją pracę, dziękuję za te emocje, dziękuję za inspirację każdego dnia. Ja już pisałam o tym czym się czuję wobec Ciebie.^^ Także tego, znasz mój adres!;) JESTEŚ WIELKA!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. LAURA JESTEŚ NIEZIEMSKA! aż mi się tańczyć chce normalnie. jestem w takim pozytywnym szoku, że wow. kocham Cię. kocham Cię. kocham Cię. haha, mam takiego banana na twarzy jak po urodzinach. hyhy, uwielbiam Cie i to opowiadanie. i choć to już kiedyś pisałam, to mam ochotę pisać co rozdział. :D świetnie napisałaś odpowiedź Echelona, świetne opisy. poprawa humoru zapewniona. :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Aj ta muzyka z k+q mnie kompletnie poraziła, fakt musialam posłuchać trzy razy zanim dobrnełam do końca rozdziały.
    Nie wiem dlaczego, ale normalnie kocham Jareda w tym rozdziale... Aż się zaciełam i nie wiem co wiecej napisac...
    Oh FG haha, jak to ktoś powiedział:
    ,, Czy to źle, że lubie sobie czasem popatrzec na Jareda Leto" , ale bez przesady.
    To traktowanie "reszty" zawsze mnie dobija. O tych dwóch obok Jareda... Jakby Tomo i Shannon nie byli tak samo wazni, to coś jak drużyna piłkarska!
    No fakt, musze ci powiedzieć, że tak dziwnie było bez twoich rozdziałów, naprawde :)
    Ciekawi mnie czy reszta zapomniała o asie w rękawie Laury, bo już trochę czasu mineło ^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiedziałam,że znowu mi tlen padł i sama weszłam zobaczyc czy jest news.I nie zawiodłam sie !
    12 stron ! *.* To dogryzanie Jareda było bioskie,takie sprzeczki haha.Niby głupie, a jednak interesujące.Dobrze,że Laura znalazła aparat i fajną niespodzianke zrobiła tej dziewczynie :) Jakos nie moge pozbierac mysli,wiec mam nadzieje,ze jakis skladny ten komentarz.


    I ta tobie dziękuję :)

    Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  16. http://the-last-mistake.blog.onet.pl/ Zapraszam na 26 rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  17. To ja wezmę z Ciebie przykład i też na świeżo odpowiem, a co. No to po kolei wszystko, co by się nie pogubić. ;) Chciałam właśnie Jared'a jako takiego chama ukazać, który czując coś do inne kobiety, nie patrzy już nawet tą, z którą w sumie był tylko dla seksu. Nie chcę z niego robić ciepłych kluch też, bo to będzie nudne, a tak jak sama to przyznałaś, to i tak prędzej czy później miało się skończyć, a taki sposób przyszedł mi do głowy i nie wydał mi się taki zły. :) Co do snu, to Ci nie zdradzę, czy będzie miał on jakiś wpływ na dalszą fabułę, wszystko soon. Jak już go przeanalizujesz to pisz mi! Ja osobiście nawet się za niego nie zabierałam, dalej się boję na samą myśl o nim, ale rzeczywiście, uznałam, że będzie on wart publikacji, bo pasuje też do charakteru opowiadania. Także jak co do czego, to się odezwij. :D

    Cóż, są takie jednostki, które myślą, że jestem jakaś maszyną do pisania i nie mam nic lepszego do roboty. I to już nie pierwszy raz. Strasznie mnie to zniechęca, ale staram się olewać. Tak samo jest z ingerowaniem w treść, jak tak bardzo komuś nie podoba się fabuła, to niech napisze swoją, i poza tym, nikt nie każe tego czytać, prawda? :)

    Szczerze się przyznam, że słysząc ten kawał w oryginale też się śmiałam, więc jesteśmy dwie.
    Trzymam się zdania, że nikt nie potrafi gorzej ocenić opowiadania, niż jego autor. Nam to się zawsze wydaje, ze jest źle, że mogło być inaczej, a potem jak sama widzisz , zbierasz same pozytywne oceny i pokłony. Jak to mawiają, więcej wiary w siebie. Choć wiesz, powiem Ci, że ja po każdej publikacji swoich rozdziałów piekielnie boję się czytać komentarzy. gdy widzę nowy koment, to mi serce podchodzi do gardła i się denerwuję, to już jest niekontrolowane i głupie, ale zawsze się tym przejmuję. Ale Ty nie masz o co, u Ciebie wszystko zawsze jest idealnie dopasowane do siebie, poukładane, dialogi świetne, naprawdę nie powinnaś mieć tych obaw. :) Ależ ja Ciebie wychwalam, cukrzycy nabawić się przez to idzie. :D

    A teraz najmilsze, aż mi się łezki w oczach pokazały, jak przeczytałam Twój drugi komentarz. Tak mi się ciepło na sercu zrobiło i w ogóle miło, że nie ogarniesz. Dlatego bardzo Ci dziękuję i za te słowa i za to, że tak brniesz ze mną przez to opowiadanie, poprawiasz gdzie trzeba, jesteś szczera, wszystko dogłębnie analizujesz. I już sam fakt, że słyszę takie słowa od autorek starszych ode mnie (w 98% przypadków, jestem młodsza od każdej blogowiczki, z którą nawiązuję rozmowę :D), jest czymś dla mnie niesamowitym. Mam już te 16 lat, ale i tak myślę, że jeszcze mi do Was wszystkich wiele brakuje. :) I w ogóle nie jesteś pierwszą osobą, która już by mnie wysyłała do matury albo na studia, kurczę, ja serio się taka stara wydaję? xD Znaczy bez obrazy dla Ciebie, oczywiście! Wypij jeszcze jednego mountain dew'a i tego nie było. xD Żartuję, żartuję. Bądź co bądź, naprawdę mi miło, Kochana jesteś, za te swoje wszystkie komentarze i w ogóle i w ogóle... :) Dobsz, zakańczam, bo która to już godzina, zaraz moja pora spania. Do miłego napisania, przytulasy! :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Przeczytałam, pozwól, że skomentuję jakoś jutro, bo teraz mam mały mętlik w głowie:P A jutro przeczytam jeszcze raz i jakoś to sobie poukładam :D W każdym bądź razie, dobranoc:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Sylwia, witam na pokładzie ;)

    Zawsze bardzo cieszą mnie nowe osoby pojawiające się pod rozdziałami. To znaczy cieszy mnie niezmiernie każda osoba, ale gdy ktoś przy dwudziestym szóstym rozdziale decyduje się na pierwszy komentarz, to naprawdę to doceniam :D
    Z tym sprawdzaniem na telefonie to uważaj, robiłam tak przez ostatni miesiąc na nudniejszych wykładach czy ćwiczeniach i musiałam tego zaniechać jak przyszedł rachunek ;)

    Niektórym z Was zdążyłam odpowiedzieć na blogach, reszta odpowiedzi wkrótce. Jak już pisałam do końca czerwca jestem półczłowiekiem i moje funkcjonowanie na blogach będzie nieco ułomne, także pamiętajcie o tym, gdy moja nieobecność u Was będzie się niebezpiecznie wydłużać. Wszystko nadrobię.

    Póki co chcę powiedzieć, że jesteście niesamowite! Takich czytelniczek życzyłabym wszystkim, którzy tworzą.
    Bardzo Wam dziękuję, o!

    OdpowiedzUsuń
  20. Laura! Przepraszam, mogłaś poczuć się urażona tymi słowami odnośnie "mojego adresu". Naprawdę miałam coś innego na myśli niż napisałaś. Napisałam kiedyś żartobliwie, że chciałabym zostać Twoją wycieraczką (w myśl Twojego talentu ;)). I właśnie odnośnie tego napisałam te słowa, żebyś wiedziała gdzie mnie znaleźć. I dziękuję za miłe słowa mimo, że na nie nie zasłużyłam.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  21. u mnie na drugim blogu nowa notka:*
    mask-everyday.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo podoba mi się ten odcinek bardzo! :) dialogi niezwykle udane oraz co najważniejsze naturalne :] pomysł na przedstawienie dwóch grup "słuchaczy" marsów świetnie zrealizowany bardzo dobrze to rozegrałaś ;) pojawiły się też śmieszne momenty (marchewkowy Shann) oraz nuta grozy (zagubiony aparacik) które pokazują w miły sposób (bo w ciekawy) bohaterów, ich rekcje, zachowania itd. no mi się odcinek podoba i zdecydowanie zaliczam go do udanych ba do bardzo udanych :D a i jeszcze ten twój Jared który jak dla mnie jest zagubiony sam w sobie i dla bezpieczeństwa ma przywdzianą maskę ale przy bohaterce jakby odnajduje drogę a zresztą kit z moimi odczuciami pisz tak dalej życzę weny i czasu całuje mocno :]

    OdpowiedzUsuń
  23. zazwyczaj jest tak, że autorzy dość ostro oceniają swoje dzieło. ale to w sumie i dobrze. zbyt pewnym siebie też nie można być, bo to nie wróży nic dobrego, nie?
    a opis koncertu na prawdę wyszedł Tobie zajebiście. nigdy jeszcze na Marsach nie byłam (myślę, że to się zmieni -,-), ale czułam te emocje... coś wspaniałego :D.
    a co do szablonu na moim blogu. jak widzę, już jest okej (chyba, ze tylko u mnie tak to wygląda >.<). przedtem tła mi sie zlewały, w ogóle nie było widać linków... i nie wiem dlaczego, kombinowałam na różne sposoby... widocznie Onet mnie nie lubi : <. xD
    pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  24. nie wiem , naprawdę nie wiem jak Ty to robisz , że piszesz tak cholernie dobre opowiadanie . ( ; zgadzam się z Pablin . widać , że nic nie jest wymuszone i że pisanie sprawia Ci prawdziwą przyjemność , a to najważniejsze . :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak o ten warunek ;P

    OdpowiedzUsuń
  26. No więc zebrałam się...chyba ;D
    Jestem w szoku, że udało Ci się napisać aż 12 stron! Mój rekord to pięć, i chyba nigdy nie wyjdę z tego przedziału:P Musiałybyście czekać na nowe notki chyba z miesiąc:P
    No dobrze, koniec o mojej ułomności. Czas wrócić do treści. Notka wyjątkowo humorzasta, uśmiałam się w wielu momentach, jak dla większości pewnie, najlepszą taką sceną była rozmowa z tą fanką:D No po prostu kopara mi opadła, a brzuch bolał mnie ze śmiechu. Śmieszne również było dla mnie zachowanie Jareda, ale powiem Ci, że świetnie to opisałaś, bo cóż...faceci tacy właśnie są xD Może nie wszyscy, ale większość, zwłaszcza mój:P Jak małe dzieci! Chodzą obrażeni, ale nieee, to przecież kobiety strzelają fochy, mężczyźni są na to zbyt poważni! Ale jak co do czego przyjdzie, to faceci się obrażają częściej niż kobiety. Podobnie sprawa wygląda z plotkowaniem- niby kobiety takie plotkary, ale jak się nieraz posłucha facetów, to agrrr.... biją kobiety na łby, powalają na matę.
    Shannon z marchewkami w nosie? Jak to sobie wyobraziłam, to z jednej strony chciało mi się śmiać, a z drugiej, zważając na delikatność mojego żołądka, zrobiło mi się niedobrze, zwłaszcza jak je zaproponował chłopakom:P No ale cóż:D Kolejny przykład na to, że mężczyźni są jak dzieci:P Jared widzę wszystkich porozstawiał po kontach, ten to ma power;D No i oczywiście z zapartym tchem 'szukałam' razem z bohaterką jej aparatu, i przeżywałam wszystko razem z nią, bo ja mojego sprzętu nigdy nigdzie bym nie zostawiła przez przypadek, chociaż...jestem tak roztrzepana, że pewnie kiedyś w końcu bym go zgubiła, mając nawet oczy wkoło głowy:D także, może nie będę sie tak upierała przy swoim, bo jeszcze wywołam wilka z lasu:D
    Jestem zachwycona! Całą tą notką, i bardzo, ale to bardzo Ci dziękuję, że zajrzałaś na mojego bloga i podałaś swój adres:P Pewnie sama bym tu w końcu trafiła, ale nieco później:D Tak czy siak, kocham to opowiadanie, co już mówiłam milion razy, i zapewniam Cię, że będę mówiła jeszcze drugie tyle!:D Czekam na kolejną notkę z utęsknieniem, mam nadzieję, że będziesz miała czas i spokój, aby bez pośpiechu i nacisków ją napisać:* odpoczywaj, nie przemęczaj się!
    Pozdrawiam i ściskam:*

    OdpowiedzUsuń
  27. nie gadaj, jakiego miałam banana na twarzyczce, gdy przeczytałam, że to 12 stron jest! :)
    część przeczytałam na informatyce w szkole, a resztę skończyłam w domu, bodajże wczoraj.
    niby nic, a cieszy, no! a Jared jest dziwny, no! mógłby się zachowywać albo normalnie, albo obrażony, a nie zmienny, niczym ta przysłowiowa ciężarna... i w dalszym ciągu nie mogę z zachowania chłopaków, no! świetni są xD
    ale najlepszy chyba był opis rozmowy z FG. chociaż boję się, że sama czasem też tak robię xDDDDDDDD omfg, do czego ja się przyznaję... xD nie no, w towarzystwie się wszyscy ładnie zachowujemy, tak?! właśnie :D
    a pani Echelonka też cudna Ci wyszła :)

    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  28. PS oczywiście zapomniałam dodać- oczywiście, że czekam na romans! jak nie coś... więcej, to choć jedną piękną scenę między nimi nam zaserwuj, prooooooszę!
    i tak, wiesz, że romans będzie. kropka! xD ja jestem medium i wyczytałam z Twych myśli, że tak będzie :D

    honest

    OdpowiedzUsuń
  29. Uff, kamień z serca!:) Nie mam siły napisać już więcej, więc tylko zaproszę na 29 na http://strongerthanyou.blog.onet.pl/
    Pozdrawiam, Stronger ;)

    OdpowiedzUsuń
  30. http://this-hurricane.blog.onet.pl/ 38 rozdział . :)

    OdpowiedzUsuń
  31. nowy rozdział na www.mystery-song.blog.onet.pl (:

    OdpowiedzUsuń
  32. No to ja tak z małym wyjaśnieniem:P Otóż bohaterka mojego drugiego opowiadania właśnie taka ma być, tak ją wykreowałam- pewna siebie, niby niezależna, jednak do życia potrzebuje drugiej osoby, kogoś bliskiego, stąd te rozważania. Po drugie, może źle to wyjaśniłam [nie napisałam], ale ona już się z nim rozstała- dla niej zdrada to koniec związku, i nie ma już żadnej innej możliwości. :P Ale z tego co pamiętam, nie napisałam o tym, więc nie mam pretensji o taką interpretację :P Poza tym szanuję Twoje poglądy, ja mam nawet może trochę podobne, ale taką bohaterkę stworzyłam sobie w głowie- przecież takie kobiety się zdarzają. Niby silne, itp, ale tak na prawdę jeśli nie mają kogoś u boku, nie nadają się w ogóle do życia.
    Aha, wytykaj mi błędy, zresztą bardzo Ci za to dziękuję! Pisałam to już trochę zmęczona, i sama już nie widziałam tych błędów, a uwierz mi, masę z nich poprawiłam:P Do tego, co do słowa 'dół', owszem, coś mi nie pasowało, ale word podkreślał mi właśnie 'dół', zamiast tego mojego nieszczęsnego 'duł', a ja zmęczona, roztrzepana, głupia, dałam się zwieść i popełniłam taką przeokropną gafę! Jeszcze raz Ci dziękuję, i palę się ze wstydu;D

    OdpowiedzUsuń
  33. Ja rozumiem co miałaś na myśli, i uwierz mi, nie pomyślałam nawet, ze wytykasz mi, że źle piszę, albo nieprawdziwie. :P Tylko chciałam wyjaśnić parę takich kwestii, no i oczywiście doskonale rozumiem, że można się nie zgadzać z bohaterką i wcale Ci tego nie bronię, nie zlinczuję Cię za to:P A wytykanie błędów zawsze jest dla mnie pomocne, jak znajdę czas to te okropieństwa poprawię;P Co do ich rozstania, ale mieszkania ze sobą...chodziło mi raczej o fakt samotności psychicznej- wiesz, możesz mieć pełno ludzi w koło, ale czuć się samotnie. Dlatego to, że nadal razem mieszkają, nie wyklucza, według mnie, bycia samotnym. Rozumiem natomiast Twoje słowa, że jeszcze na to za wcześnie, ale niestety nie zgodzę się z tym- są ludzie szybsi i wolniejsi, zapewniam Cię, że to co tu opisuje, jest możliwe, a to dlatego, że mam taką hmm...koleżankę. Wiesz, chodzi mi o model postępowania w związkach, wzorowałam się głównie na niej, no i trochę na sobie. I ona taka jest, że nie musi czekać aż serce się wyleczy, aż będzie gotowa. A uwierz mi, ona na prawdę kocha swoich partnerów, tylko ma do nich pecha,no. Sami prostacy i chami, którzy ją wykorzystują. I tu Ci powiem, że może jakby dała sobie czasu, to wybrałaby kogoś innego, lepszego, i tu może masz racje, że za szybko. No ale taką fabułę stworzyłam:P
    I jeszcze raz dziękuję za te miłe, podbudowujące na duchu słowa:*

    OdpowiedzUsuń
  34. Osiemnastka na Dangerous-Attraction.
    Pozdrawiam i zapraszam ; * .

    OdpowiedzUsuń
  35. No ja cie proszę jaki znowu pomnik XD za co niby? nie rozumiem :P podaj mi powód dlaczego bym miała nie czytać twojego bloga oraz nie wystawiać komentarzy?
    I oczywiście dziękuję że znalazłaś czas na odwiedzenie moje bloga i zostawienie pięknego wpisu dziękuję raz jeszcze :* teraz parę słów odnośnie twoich pytań :) pytałaś cię kiedy coś będzie między K i J... nie ma pewności czy w ogóle coś będzie ^^ czy aż taka wrażliwa oj tak właśnie tak widziałam swoją bohaterkę wrażliwiec no i staram się tak to wykreować ;)i jeśli wydaje ci się przesadzona jej reakcja to ponownie muszę cie uspokoić ponieważ to też z życia wzięte :P dobra to chyba tyle :] pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  36. 30 na http://strongerthanyou.blog.onet.pl/
    Pozdrawiam, Stronger ;)

    Czytając twój ostatni komentarz miałam cały czas banana na twarzy. Cieszę się, że to co robię z moimi bohaterami nie zostaje potępione przez tak wymagających czytelników, jak Ty.:) Czytam wiele opowiadań o podobnej tematyce i musiałam zrobić coś co będzie wyróżniać moje na ich tle. Dziękuję także za ogromne pokłady energii, oj przydały się i to bardzo!
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  37. Uratowałaś mnie przed największą głupotą, zupełnie zapomniałam o Innej. Mam nadzieję, że nigdy się nie dowie! :) O mój Boże! Muszę to naprawić szybciutko! Noo, już naprawione!
    Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!

    OdpowiedzUsuń
  38. Bardzo dobrze, bardzo dobrze, moja droga! Mam nadzieję, że nie jeden raz jeszcze Ciebie zaskoczę. Czy będzie kolejne 30 odcinków? Na pewno zależy to od tego jak pokieruję tym wszystkim, całą historią. A co się będzie działo w trakcie tego weekendu? Mam iście szatański pomysł ale nie wiem czy go zrealizuję, muszę się nad tym zastanowić. Dziękuję za życzenia, podziękowania należą się i Tobie, bo gdyby nie Ty i inni już dawno rzuciłabym to wszystko na wszystkie diabły. To chyba wszystko co chciałam Ci powiedzieć. Również udaję się na spoczynek. Życzę weny i dobrego samopoczucia! Miłego końca świata! Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  39. 11. we-will-fight.blog.onet.pl ;)

    oj, ja się nie obrażam, że jesteś do tyłu i mam nadzieję, że zdążysz nadrobić, zanim skończę opowiadanie :P

    OdpowiedzUsuń
  40. Takie długie części mogłabyś dodawać codziennie :).

    OdpowiedzUsuń
  41. W końcu u mnie nowy :) Zapraszam:
    http://lost-in-our-fate.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  42. PRZEFANTASTYCZNE! po prostu cudowne, całe opowiadanie przeczytałam w jeden wieczór, nie mogłam się oderwać! masz bardzo dobry styl pisania :) w ogóle akcja z nauczaniem Tomo sposobu na Jareda wymiata xD jak sobie wyobraziłam Tomusia próbującego uwieźć Jay'a to parsknęłam śmiechem xD albo moment z fangirls'em... matko, czemu takie coś po ziemi chodzi >.<
    czekam na kolejny rozdział, a mam nadzieję, że już niedługo :)
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  43. długo, oj długo oczekiwany rozdział u mnie wreszcie się pojawił! :D
    a ja wcale nie jestem zbereźnikiem, po prostu mówię to, o czym wszyscy myślą, jestem... GŁOSEM LUDU xD
    i tak, nie wykręcisz się, to będzie romansik ;>
    a jak taki rozdział masz, to bardzo dobrze :D wstawiaj go szybciutko xD

    OdpowiedzUsuń
  44. www.jared--leto.blog.onet.pl chapter 57, zapraszam!!

    OdpowiedzUsuń
  45. anonimowej osobie powyżej dziękuję :) przeczytanie tego opowiadania w jeden wieczór? matko, podziwiam :D no i doceniam!
    kolejny rozdział... wkrótce ;)

    OdpowiedzUsuń
  46. Laura zaskoczyłaś mnie tym szybkim komentarzem u mnie XD i jeszcze tyle pytań zadałaś :P ja jednak na nic nie odpowiem ^^ ciesze się że poświeciłaś mi chwile mimo napiętego grafiku w swoim życiu ;)pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  47. Przepraszam, że zapomniałam o Twojej prośbie o informowanie o nowych wpisach na trap-memories.blog.onet.pl Jeśli jesteś zainteresowana co nowego wydarzyło się u Jareda i Kelly zapraszam:) Z pewnością skuszę się również na poznanie całości twojej historii bo opowiadanie wydaje się być zachęcające:) Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń
  48. U mnie na blogu maa informacja- jeśli chcesz, to wpadnij.:)
    dontletgo.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  49. Normalnie nie wiem jak Ci to powiedzieć, ale no... no to jest ŚWIETNE!! jak zawsze xD:D Laura i Jared, Jared i Laura i reszta Tych Wariatów mnie rozwalają!:D Uwielbiam czytać Twoje opko:D
    i Laura wreszcie dowiedziała się czym jest dla Echelonu muzyka Marsów!:* Mallena (?) świetnie to opowiedziała!!:*
    inna^^

    OdpowiedzUsuń
  50. Pablin, Ty cwaniaro, tyle pytań i na żadne nie odpowiesz ;) Rozumiem Twoje zaskoczenie, biorąc pod uwagę, ile wcześniej zajmowało mi 'dotarcie' na Twojego bloga. Nie chce jednak robić sobie zaległości znowu ;)

    Inna! Brakowało tu Ciebie! :* Mallena to szwedzkie imię ;) Sama postać inspirowana po części moimi przemyśleniami, po części rozmowami z Altumify :)

    OdpowiedzUsuń
  51. 35. na http://map-of-the-world.blog.onet.pl/ zapraszam! :D
    inna^^

    OdpowiedzUsuń
  52. Lauro....

    Lubię czytać różnego rodzaju opowiadania na różnego rodzaju blogach...

    RZADKO mi się zdarza aby "opowieść" czy też "historia" wzbudziła moje emocje...

    RZADKO mi się zdarza przeczytać całe (dostępne) opowiadanie na blogu w 1 dzień - hmmm...ewidentnie rzadko...

    Twoje opowiadanie czytałam do 2 w nocy chwilami śmiejąc się z bohaterów tejże historii...aż do ostatniego słowa! - Lauro, ten fakt o czym dowodzi!

    Kocham muzykę 30STM...i kocham Twoje opowiadanie!

    Korzystając z okazji zapraszam Ciebie i innych na mojego bloga http://30stm-thisisacult.blogspot.com/ gdzie oczywiście Twój blog znajduje się na liście ulubionych blogów ;)

    ps. to nie opowiadanie ;) - raczej wiadomości z życia marsów

    OdpowiedzUsuń
  53. Wróciłam... nie wiem czy się cieszysz czy nie, ale pozostawię po sobie tutaj ślad:)))
    Co do nieregularności komentowania na swoje wytłumaczenie mam tylko tyle, że brak czasu zmusił mnie do zaprzestania dodawania swoich opinii, a złożoność twojego opowiadania nie pozwalała mi na dodanie komentarza typu: "fajna notka the end". No nic biorę się za nadrabianie zaległości:D
    Szwecja... ten kraj dobrze mi się kojarzy- wspaniali ludzie i jeszcze lepsze zespoły jak chociażby Sonic Syndicate czy Tiamat:))) Podoba mi się sposób w jaki Laura broni swojej prywatności, jest przez to tajemnicza a zarazem taka "normalna" . Ubóstwiam to, że nie jest typową "chwalipiętą" przedstawianą w literaturze dla najmłodszych... nie stara się wyrobić o sobie opinii na podstawie tego co mówi, ale tego co robi i za to ją bardzo cenię. Prezent od Jareda i cała sytuacja w hotelowym pokoju... no tutaj będzie ciężko o jakąkolwiek interpretację:DD
    ***"A co to ja nagich mężczyzn nie widziałam? Nie sądzę by się znacznie różnili od Ciebie. Chyba, że coś ukrywasz"**** Laura mistrzyni ciętej riposty i za to ją kocham nie daję się oczarować, trzyma wszystkich krótko (chociaż z Jaredem jest nieco bliżej niż z innymi, ale to nie zmienia faktu, że potrafi go zgasić jednym zdaniem). Zastanawia mnie jednak czy te wszystkie akcje: pierwsza na łóżku, potem ta w łazience no i ostatnia najbardziej gorąca w wykonaniu głównej bohaterki są jakąś próba siły, sprawdzeniem na co można sobie pozwolić w stosunku do siebie, czy zwykłą "chemią" pomiędzy głównymi postaciami tego opowiadania. Nie znam twojego zamysłu na to opowiadanie, ale czytając pierwsze rozdziały nie wydawałoby się, że romans czy wielka miłość będzie tutaj opisywana... no ale to Ty tutaj rządzisz:)). Frapuje mnie też dlaczego Jared po całej tej akcji czuje się urażony? To chyba normalne, że Pani fotograf nie da sobie w kaszę dmuchać i również przystąpi do ataku. Czy on nie zna powiedzenia: "oko za oko, ząb za ząb"? Niech zrozumie w końcu, że nie wszystkie kobiety są głupimi fangirlsami i nie każda chce wskoczyć mu do łóżka...
    Oczywiście zastanawia mnie historia zawieszki Laury z rozdziału 24. Skoro nie pozwoliła zobaczyć jej młodszemu Leto, to pewnie ma ona jakąś historię, którą mam nadzieję szybko poznam.
    Kolejna sprawa, która mnie niezmiernie rozbawiła to złote zasady Tomo odnoszące się do Jareda- po prostu mistrzostwo. Powinien wydać poradnik jak radzić sobie w ekstremalnych sytuacjach:DDDDD Rozmowa z Echelonem i zgubienie aparatu... nie pozostawię tutaj żadnego komentarza, no może powiem tylko tyle, że kocham moją rodzinę i cieszę się, że jestem jej członkiem:DDD
    Skończyłam... mam nadzieję, że komentarz nie jest zbyt chaotyczny. Życzę dalszej weny i mam nadzieję, że nowa notka pojawi się szybko, bo opowiadanie coraz bardziej się rozkręca, a ja usycham bez nowych newsów i rewelacji.

    OdpowiedzUsuń
  54. Zapraszam na 17 :)
    http://lost-in-our-fate.blogspot.com/

    No zdziwiona byłam czytałam nick z trzy razy dla pewności że to ty zrobiłaś ten wpis XD wiem jestem stuknięta :P Co do tych pytań to cierpliwości wszystkie odpowiedzi z czasem znajdziesz w rozdziałach :] pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  55. 19. na dangerous-attraction,
    zapraszam; *

    OdpowiedzUsuń
  56. Tymczasem u mnie 31 na http://strongerthanyou.blog.onet.pl/
    Pozdrawiam, Stronger!:)

    OdpowiedzUsuń
  57. 12.- we-will-fight.blog.onet.pl ;)

    OdpowiedzUsuń
  58. Ogólnie to jestem na ciebie zła! A wiesz czemu, bo nie raczyłaś mnie poinformować o nowym! Ale było minęło. Rozdział ci wyszedł, nie ma co. A Jareda nie dało się ogarnąć, a ta fangirls mnie przeraziła! ; p
    Hurricane

    OdpowiedzUsuń
  59. po wielu pracach udało się! NN na chora--wyobraznia :)
    zapraszam ;*

    OdpowiedzUsuń
  60. Obiecywałam sobie - nigdy więcej historii o wampirach ale wystarczyło, że trafiłam na jeden odcinek serialu o takiej tematyce i od razu taka piosenka. Mimo, że jest to cover ma w sobie to coś!:)

    OdpowiedzUsuń
  61. Hurricane, strasznie przepraszam, nie wiem jak to możliwe, że informacja do Ciebie nie dotarła ;( Zawsze wysyłam wiadomość do wszystkich, jak nie przez blogi to na gadu. Także wybacz!

    Wrona, przeczytałaś to w jeden dzień? Jestem pełna podziwu i bardzo dziękuję, że miałaś ochotę w ogóle zacząć czytać opowiadanie, które wisi w necie od dwóch miesięcy. Byłam na Twoim blogu zanim napisałaś ten komentarz i na pewno będę tam jeszcze zaglądała, bo ostatnim razem nie miałam wystarczająco dużo czasu by wszystko przeczytać :)

    Drama Queen! Jak ja się cieszę, że wróciłaś! Naprawdę brakowało mi Twoich rozważań i analiz ;) Czy to próba siły czy zwykła chemia między bohaterami? Oni chyba sami do końca tego nie wiedzą, ale może wkrótce pozwolę im to zrozumieć ;) Jeśli chodzi o romans... Nic nie jest przesądzone. Opowiadania ma kilka zwrotów akcji, określony początek i koniec, które powstały już dawno temu, ale romans lub jego brak nie zaburzy tej części, która już powstała i której nie zamierzam zmienić. Czemu Jared jest obrażony? Wkrótce to się wyjaśni, może właśnie powiedzenie 'oko za oko' nie jest tu adekwatne? Na rozwiązanie zagadki z zawieszką trzeba będzie akurat poczekać nieco dłużej...
    A Twój komentarz nie był chaotyczny, cieszę się, że wróciłaś i że czekasz na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  62. 32 na http://strongerthanyou.blog.onet.pl/
    Pozdrawiam, Stronger:)

    OdpowiedzUsuń
  63. Kiedy nowy.? ;)) Już nie mogę wytrzymać z zniecierpliwienia ;DD

    OdpowiedzUsuń
  64. Zapraszam dziś wieczorem :D
    Nie jest jeszcze gotowy, ale na pewno go dziś skończę i wrzucę. Nie wiem o której godzinie, ale sama jestem zła, że tyle czasu nic się nie pojawiło, więc deklaruję, że będzie dziś.
    Jak tylko wrócę z biblioteki ;P

    OdpowiedzUsuń
  65. Zapomniałam dodać, że wieczorem u mnie oznacza nie wcześniej jak 22 :D

    OdpowiedzUsuń