Rozdział ten w całości dedykuję Anji, która była moją pierwszą czytelniczką, a jednocześnie niezwykle inspirującą osobą. Jeszcze dwa tygodnie temu napisała tu, że czeka na kolejny rozdział. Chcąc ją przed chwilą poinformować o nowości, dowiedziałam się, że był to ostatni jej komentarz i niestety tego rozdziału już nie przeczyta.
Tła muzyczne znajdziecie po drodze.
Próbując poradzić sobie z emocjami, których tamtego wieczoru na pewno mi nie brakowało, postanowiłam skupić się na swojej pracy. Mimo moich wewnętrznych rozterek nie mogłam dopuścić do tego, by zeszła na drugi plan. Choć priorytetem dla zespołu były przede wszystkim zdjęcia uwieczniające i pokazujące ich życie w trasie, to razem z Emmą ustaliłyśmy, że od czasu do czasu, wtedy gdy warunki na to pozwolą, będę fotografowała także koncerty chłopaków. W Danii zdecydowanie na to pozwoliły - idealna przestrzeń, przepiękne światła, dobra organizacja. Pokręciłam się pod sceną i za nią, i choć miałam prawo wejść na nią i także na niej robić zdjęcia, to podczas tego koncertu nie miałam na to odwagi. Popołudniowa kłótnia z Jaredem, podczas której w bardzo nieoczekiwany dla mnie sposób uniósł się i wypowiedział tak wiele słów na mój temat, sprawiła że starałam się unikać jego towarzystwa. Nie wiedzieć czemu nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Być może jego słowa w pewnym sensie mnie zabolały, być może dotknął nimi powierzchni prawdy, być może bałam się pytań o Marcela. I choć w trakcie występu byłam całkowicie bezpieczna - nie mógł do mnie podejść, nie mógł na mnie krzyczeć, nie mógł w żaden sposób mnie zatrzymać - mimo wszystko wolałam zachować fizyczny dystans. Wiedziałam, że ta komfortowa sytuacja nie potrwa długo. Koncert kiedyś przecież się skończy, a on zejdzie ze sceny i przez kolejne kilkanaście godzin będziemy się mijać w hotelowych korytarzach, wsiadać do tego samego samolotu, zasypiać w pokojach obok siebie i jadać przy tym samym stole. Póki więc mogłam, korzystałam z możliwości bycia tuż obok, w zupełnie niezagrażający mi sposób. Zaraz... Czyli chcę go mieć obok siebie, tylko wtedy, gdy mam nad tym kontrolę? Wtedy, gdy nie zadaje pytań, nie przenika wzrokiem i nie oczekuje odpowiedzi? Wtedy, gdy ja czuję się silna i pewna, i wtedy, gdy on nie oczekuje więcej, niż mogłabym i chciałabym mu dać. Wyłączyłam aparat i obeszłam scenę dookoła ponownie stając naprzeciwko niej. Pamiętam czasy, gdy samo bywanie na koncertach było dla mnie trudne. Tuż po zakończeniu znajomości z Marcelem, wykonywanie zleceń na jakimkolwiek koncercie było walką z samą sobą. Scena, koncerty i dźwięki gitar ewidentnie przywoływały mi przed oczy jego osobę. Tak znacząco wyrywał się w mojej pamięci, że nie miało znaczenia kto na tej scenie występował. Jednoznacznie kojarzyła mi się z nim. Na szczęście mijający czas pozwolił mi się w dużej mierze uodpornić na te skojarzenia i uwolnić od myśli o nim.
[Tło muzyczne]
Stałam pod sceną i obserwowałam występ chłopaków. Lubiłam na nich patrzeć. A w swoim patrzeniu coraz częściej zbyt wiele czasu poświęcałam wokaliście. Tak, bez względu na to, co działo się pomiędzy nami w trasie, bez względu na kłótnie, ciche dni i nieustającą walkę, na niego lubiłam patrzeć szczególnie. Być może właśnie dlatego, że na scenie nie było tego wszystkiego, co łączyło mnie z nim poza nią. Wszystkie swoje złości, wszystkie komentarze, wszystkie aluzje, wszystkie pytania, wszystkie oczekiwania, jak na skinienie różdżką, zostawiał za sceną. Na niej był tylko on i zespół. I choć miewał te swoje dni, kiedy miał ochotę rozwalić wszystkich wokoło ze mną na czele, kiedy zaczynał się koncert, rzadko kiedy na jego twarzy można było odnaleźć choćby ślad tych emocji. Było za to ogromne skupienie, które często przekształcało się wręcz w odpływanie w rejony znane tylko jemu. Było w tym coś fascynującego. Nikt poza nim samym nie wiedział, gdzie jest i o czym właściwie myśli. Jednocześnie miał w sobie tyle energii i radości, które dzielił z tłumem. I wiedziałam, że mimo częstego zmęczenia, dzięki temu tłumowi je czuje.
Z zamyślenia wyrwał mnie owy tłum skandujący i proszący o bis. Spojrzałam na scenę, na której dostrzegłam już tylko schodzącego z niej Braxtona. Odwróciłam się i spojrzałam na ludzi znajdujących się za barierkami. Mimo kilku, a dla niektórych kilkunastu godzin stania, nie mieli dość. Uśmiechnęłam się smutno, widząc ich starania, kiedy krzyczeli i machali flagami. Wiedziałam, że zespół ma sztywne ramy czasowe narzucone od organizatora festiwalu i że na pewno nie wyjdą ponownie. Ruszyłam w stronę naszego namiotu i dopiero w drodze do niego uświadomiłam sobie to, o czym udało mi się w pewnym stopniu zapomnieć na czas występu chłopaków. After. Kolejne, mniej bezpieczne obcowanie z Jaredem. Ryzyko ponownego spotkania z Marcelem. Westchnęłam zrezygnowana. Skupienie się na pracy pozbawiło mnie na chwilę złości na nich obu, być może też na samą siebie. Pozwoliło zapomnieć o niefortunnym popołudniu. Czułam się jednak bezradna. Nie miałam możliwości odwrotu.
- Postarajcie się ogarnąć w maksymalnie 30 minut – powiedziała Emma, gdy wszyscy weszliśmy do hotelu. Większością głosów postanowiliśmy tam wrócić i doprowadzić się do stanu używalności przed zaplanowanym przyjęciem. Chłopakom po występie zdecydowanie było to potrzebne. Mnie zresztą chyba też. Weszłam do pokoju i padłam na łóżko. Najchętniej zamknęłabym oczy i poszła spać, zostawiając za sobą wydarzenia mijającego dnia.
- Laura! – usłyszałam wołanie z zewnątrz. Niemrawym krokiem zwlokłam się z łóżka i wyszłam na balkon. Wychylając się ujrzałam Braxtona trzymającego w dłoniach koszulę w grafitową kratę i T-shirt w paski.
- Która lepsza? – pomachał nimi i szeroko się uśmiechnął. Zmierzyłam wzrokiem najpierw jego a potem prezentowane ubrania – Laura, szybka decyzja!
- Może ta w kratę? Wydaje się bardziej... elegancka. Sama nie wiem. Stroisz się przed tym głupim afterem? – odpowiedziałam bez przekonania uwieszając się na balustradzie.
- Uwielbiam ten Twój entuzjazm! Dobra biorę tę w kratę. A Ty w co się wystroisz? – puścił mi oko.
- W worek na ziemniaki – westchnęłam – Do tego ekstrawagancki element w postaci torby na głowie... Jak lans to lans.
- Po głowie to Ty zaraz dostaniesz! – powiedział i dokładnie to samo zrobił – Do pokoju marsz, zaraz tam przyjdę – dodał i zniknął za drzwiami balkonowymi. Wisiałam jeszcze chwilę na barierce przyglądając się oświetlonej ulicy. Zbliżała się północ, chodnikiem przechadzało się kilka osób. Wróciłam do pokoju i nie zdążyłam nawet zrobić kilku kroków, jak wpadł Olita ubrany w zaproponowaną przeze mnie koszulę.
- I jak? – przejrzał się w lustrze – Nieźle, nie? – przeczesał włosy dłonią, po czym zarzucił na głowę czarny kapelusz.
- Zakochać się można! – próbowałam wysilić się na uśmiech.
- Chryste Panie, zwariuję z Tobą! – przewrócił oczami – Siadaj tu! – popchnął mnie na łóżko i podszedł do mojej walizki – Co tu masz?
- Ej, ej! – oburzyłam się.
- Nie chcesz chyba iść tak? – zmierzył mnie wzrokiem.
- Chcę? – zapytałam krzywiąc się i spoglądając na swoje czarne rurki, T-shirt i tramki.
- Nie chcesz. Ja nie chcę. Cały wszechświat tego nie chce! Gdzie masz tę sukienkę, co ją ostatnio kupiliśmy? Masz szpilki? Umalować się umiesz? – zasypał mnie pytaniami.
- Bardzo śmieszne – wstałam z łóżka i wyciągnęłam z walizki jeszcze nie wypakowane z torby zakupione ubrania – Sukienka jest tu – rzuciłam pakunek na łóżko, po czym opadłam tuż obok niego – Braxtooooon! Nie chce mi się, no! Nie będę zakładała sukienki na to głupie przyjęcie.
- Będziesz. Wstawaj i się ubieraj! – pogroził mi palcem i pociągnął do góry tak, że usiadłam. Popatrzyłam na niego zrezygnowana i z miną zbitego psa złapałam sukienkę, po czym powędrowałam do łazienki – Nie zaglądaj! I nie grzeb mi w walizce – dodałam zamykając za sobą drzwi. Nie miałam siły na słowne potyczki z Olitą. Poza tym i tak planowałam się przebrać. Rzuciłam sukienkę na półkę obok umywalki, wzięłam szybki prysznic i lekko podsuszyłam włosy. Przemyłam twarz wodą i zrobiłam bardzo delikatny makijaż. On się pyta czy ja się umiem umalować. Dobre sobie. Już na mu pokażę. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze, po czym złapałam czarny eye-liner oraz grafitowy i fioletowy cień, którymi mocno podkreśliłam oczy. Dobra, ta gwiazdorska szopka mnie nie minie, więc zróbmy wszystko, bym nie odstawała od reszty. Poza tym, jeśli Marcel ma tam być... Właściwie nie wiem co chciałam mu udowodnić, ale doszłam do wniosku, że powinnam dobrze się prezentować, choć na pewno nie chodziło mi o to, by mu się podobać. Może przynajmniej pożałuje... Czego do cholery pożałuje? Byłaś idiotko taką samą zabawką, jak reszta. Nie ta, to inna. Nie łudź się. Przeciągnęłam rzęsy tuszem i wskoczyłam w sukienkę.
- Uwaga, wychodzę – krzyknęłam lekko uchylając drzwi.
- Dajesz, bo już zacząłem przysypiać – usłyszałam znudzony głos Braxtona.
- Tadam! – wyskoczyłam z łazienki z niedosuniętym suwakiem sukienki, przez co ta lekko osunęła się z moich ramion – Dobra, wejście smoka mi nie wyszło – skrzywiłam się poprawiając sukienkę.
- Jestem w ... naprawdę ciężkim szoku! Teraz można z Tobą wyjść do ludzi – klasnął w dłonie obchodząc mnie dokoła – Rezerwuję Cię dzisiaj jako moją osobę towarzyszącą!
- Dobra przestań, nie jestem muzealnym eksponatem – szturchnęłam go – Zasuniesz mi ten suwak?
- Zaraz, coś Ci tylko przyniosę! – zerwał się jak oparzony i wybiegł z pokoju.
- Ej, z sukienką mi pomóż! Nie wyjdę tak! – krzyknęłam, ale już go nie było. Usiadłam na łóżku opierając łokieć o kolano i podpierając dłonią głowę, wpatrywałam się w odbicie w lustrze. Na kupno sukienki namówił mnie Olita. Była dziewczęca i raczej skromna. Czarna góra oddzielona szeroką gumką w pasie od sztywnego dołu przed kolano w przenikającej się zieleni, fiolecie i czerni. Wyciągnęłam spinkę z włosów, które wcześniej związałam. Moja siostra czasami ma rację, chyba tak lepiej. Delikatne nieregularne fale swobodnie opadły na ramiona. Usłyszałam ciche pukanie do uchylonych drzwi.
- No właź, przecież czekam tu na Ciebie – rzuciłam nie odrywając wzroku od lustra.
- Na mnie? – szybko odwróciłam głowę, gdy zorientowałam się, że ten głos nie należy do Braxtona.
- Co Ty tu robisz? – wstałam jak oparzona ujrzawszy w drzwiach Jareda. Zaczęłam nerwowo poprawiać niezapiętą sukienkę.
- Chciałem zapytać czy wszystko w porządku? Chodzisz cały dzień taka...inna – powiedział opierając się o ścianę – Pomyślałem, że skoro mamy chwilę spokoju, to może byśmy porozmawiali.
- A jaka mam chodzić po awanturze, którą mi urządziłeś na środku pola festiwalowego? – burknęłam zakładając ręce na klatce piersiowej, co tylko powiększyło niezakrytą przez sukienkę przestrzeń na plecach.
- Laura, jeśli to przeze mnie, to przepraszam. Ja już naprawdę nie wiem... – zaczął, ale szybko mu przerwałam.
- Możesz mi z tym pomóc? – odwróciłam się plecami wskazując na suwak. Nic nie odpowiedział. Spojrzałam na niego kątem oka – Łapiesz i pociągasz do góry.
- Co Ty nie powiesz... – czułam jak chwilę się zastanawia po czym delikatnie dotyka sukienki i próbuje zasunąć zamek, przez co przeszedł mnie dziwny dreszcz – Czy Ty nie możesz normalnie ze mną porozmawiać nie odwracając kota ogonem? O tym na przykład co wydarzyło się dziś między nami i potem miedzy Tobą a tym mężczyzną.
- Nie ma o czym mówić. I na pewno nie dziś – odpowiedziałam oschle – Poza tym przecież rozmawiamy, całkiem normalnie. Ty nie krzyczysz, ja nie krzyczę. Rozmawiamy, tak? Zimno trochę, prawda? – kolejny raz mną zatrzęsło - Chyba wezmę kurtkę – dodałam – Co z tym suwakiem?
- Moment, chyba się zaciął – zaczął się szarpać z zamkiem.
- Nic się nie zacięło. Może nie umiesz? Brak Ci doświadczenia w zapinaniu damskich sukienek – powiedziałam nieco złośliwie.
- Wiesz, większe doświadczenie mam w ich rozpinaniu – w odbiciu lustra dostrzegłam lekki żartobliwy uśmiech, który na chwilę przemknął przez jego twarz.
- Oczywiście, zapomniałam, że jesteś gwiazdą rocka, musisz mieć w tym doświadczenie. Zostaw. Sama to zrobię - spojrzałam na niego zniesmaczona i zaczęłam się mocować z zamkiem wyginając ręce jak tylko się dało.
- Daj to. Zaraz się złamiesz – podszedł i jednym ruchem zasunął suwak – Za takiego właśnie mnie masz?
- Co? - odwróciłam się w jego stronę udając, że nie wiem o czym mówi, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nawiązuje do mojego złośliwego komentarza. Sama nie wiem czemu go powiedziałam, przecież nie dał mi powodów ku temu, bym tak myślała. Jeszcze chwila i znowu się pokłócimy. Braxton, gdzie Ty do cholery jesteś? – Nie wiem Jared za kogo Cię mam – westchnęłam i usiadłam na łóżku.
- Świetnie – powiedział jakby smutno, opierając się jednocześnie o ścianę naprzeciwko mnie. Wyjęłam z walizki ciemne szpilki i wsunęłam w nie nogi. Jeszcze z tym się będę musiała dzisiaj męczyć… – Ładnie wyglądasz.
Uniosłam oczy i spojrzałam na niego. Targały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony miałam ochotę się rozpłakać, z drugiej... podejść do niego i się przytulić. I ani na jedno ani na drugie nie mogłam sobie w tamtej chwili pozwolić.
- Zapomnij. Tej sukienki nie rozepniesz, ani tym bardziej nie zdejmiesz – siłowałam się na żart, by odwrócić uwagę od swoich wewnętrznych sprzecznych odczuć.
- A kto powiedział, że chcę to zrobić? A tak, zapomniałem, że jestem cholerną gwiazdą rocka, która posuwa przecież wszystko, co się rusza – podniósł ton.
- Ty to powiedziałeś – rzuciłam obojętnie. Milczeliśmy przez chwilę unikając swoich spojrzeń.
- Wróciłem! – do pokoju wbiegł roześmiany Braxton – Nie mogłem tego znaleźć! O, cześć Jared – zatrzymał się zaskoczony – Przeszkadzam?
- Ani trochę, właśnie wychodzę. To chyba ja przeszkodziłem – ruszył w stronę drzwi rzucając mi niezbyt przyjemne spojrzenie – Czekamy na dole. Zbierajcie się.
- Już schodzimy – odpowiedział szybko i podszedł do mnie – Czemu rozpuściłaś włosy? Zwiąż je tak, jak miałaś. Ładnie odsłaniają szyję. Poza tym kupiłem Ci to – uniósł dłoń z małą torebką.
- Kupiłeś mi co? – zdziwiłam się.
- To! – powtórzył i wyjął z torebki średniej wielkości spinkę ozdobioną kilkoma mieniącymi się kamieniami w odcieniach granatu, czerni i fioletu i sztucznymi piórami w tych samych kolorach – No co? Pasuje do sukienki! Upnij włosy w to poplątane coś, tak jak zawsze i przypnij tę spinkę – uśmiechnął się a ja nieco zdziwiona ostrożnie wzięłam prezent i wykonałam posłusznie polecenie.
- Nie masz na co pieniędzy wydawać? – spytałam oglądając w lustrze całkiem miły dla oka efekt końcowy.
- Nie musisz mi tak dziękować – stuknął mnie w bok – Poza tym stwierdziłem, że będzie pasowało do sukienki.
- Pasuje pasuje. Wyglądam jak paw, mam we włosach pawie pióro, do kompletu brakuje nam tylko tego bym jeszcze pawia puściła – rzuciłam bezmyślnie.
- Boże pomóż! – wzniósł ręce do góry – Dla tej kobiety to chyba nie ma ratunku. Wychodzimy! – wypchnął mnie za drzwi i skierowaliśmy się do wyjścia.
[Tło muzyczne]
Klub znajdował się przy zatoce. Był dwukondygnacyjnym budynkiem z ogromnym zadaszonym tarasem. Po dotarciu na miejsce zajęliśmy kanapy tuż obok znajomego zespołu chłopaków. Tak przynajmniej wywnioskowałam na podstawie uścisków, którymi wymienili się z siedzącymi obok mężczyznami. Położyłam aparat na stoliku i obserwowałam otoczenie. W duchu dziękowałam Braxtonowi za tę sukienkę. W swoich trampkach wyraźnie odstawałabym od reszty. Zrobiłam chłopakom trochę zdjęć, przeszłam się po klubie i wróciłam na swoje miejsce, gdzie siedzieli już tylko Shannon, Tomo i Jared.
- Idziemy do baru. Przynieść Ci coś? – zapytał Milicevic.
- Litr wódki najlepiej... – odpowiedziałam. Przydałoby mi się znieczulenie.
- Mówisz i masz! – roześmiał się zniknął w tłumie razem z Shannonem. Spojrzałam na zaabsorbowanego swoim telefonem Jareda, z którym dzieliłam kanapę.
- I zapada taka niezręczna cisza... – powiedziałam wyciągając nogi, na co Leto uniósł na chwilę oczy – Foteczkę? – uśmiechnęłam się głupio robiąc mu zdjęcie.
- Jeszcze trochę i zacznę podejrzewać, że jesteś niezrównoważona emocjonalnie – rzucił nawet na mnie nie patrząc – W swoich nastrojach popadasz ze skrajności w skrajność, o ich nieadekwatności do sytuacji już nie wspomnę.
- I kto to mówi... – westchnęłam wywołując tym złowrogie spojrzenie Leto.
- Rozkręćmy tę stypę! – Tomo postawił na stole wypełniony lodem kubełek z trzema butelkami alkoholu.
- Żartowałam z tą wódką – uśmiechnęłam się zszokowana widokiem – Masz zamiar to wszystko wypić?
- Ze mną się nie żartuje! – pogroził mi palcem i odkręcił butelkę – I sam tego raczej pił nie będę.
Po chwili pojawił się Shannon ze szklankami – Do dzieła, bo nam tu pousypiacie – nalał alkoholu i dopełnił go sokiem.
- Ja to tak jakby jestem w pracy, więc raczej się nie napiję... – powiedziałam odsuwając szklankę.
- Daj spokój Laura. Jared Ci pozwala. Prawda Jared? – spojrzał na Leto, który wzruszył ramionami, po czym wstał i poszedł nikomu nie mówiąc dokąd – Widzisz, pozwala. Jak szef Ci pozwala, to nie masz co się wymigiwać. Emma też Ci pozwala, prawda? – objął ramieniem blondynkę, która do nas podeszła i skinęła głową na jego słowa.
Siedzieliśmy tak długą chwilę opróżniając szybkim tempem butelkę. Co chwila ktoś podchodził, witał się z chłopakami albo dosiadał i z nimi rozmawiał. Po kolejnej porcji stworzonego przez Tomo drinka postanowiłam zrobić sobie przerwę i przejść się po klubie w poszukiwaniu Braxtona, który zniknął. Po drodze natknęłam się na Jareda rozmawiającego z wokalistą The Hives, którego miałam możliwość poznać tuż przed festiwalem. Idąc dalej dostrzegłam Olitę pijącego przy barze z grupką znajomych.
- Miałam być Twoją osobą towarzyszącą dzisiaj i co? Wystroiłeś mnie w tę sukienkę i pióra, po czym zostawiłeś samą na pożarcie tych pijaków – szepnęłam mu do ucha przechodząc obok.
- Zaraz Cię znajdę! – krzyknął, na co posłałam mu uśmiech i powędrowałam na piętro, gdzie znajdował się duży taras. Usiadłam na fotelu i gapiąc się na zatokę zapaliłam papierosa. Wreszcie chwila tylko dla siebie. Powoli zaczynało mi się tam nudzić. Nie mogłam pić więcej, na tańce wyjątkowo też nie miałam ochoty, więcej zdjęć nie planowałam robić. Zeszłam z powrotem na dół, Braxtona nie było już przy barze, ruszyłam więc w stronę, gdzie były nasze miejsce. Z oddali widziałam, że cała ekipa siedzi i bawi się w najlepsze. Już prawie przekraczałam próg, gdy coś mnie zatrzymało.
- Laura! – usłyszałam za sobą i odwróciwszy się zobaczyłam Mateusza, basistę zespołu Marcela – Widziałem Cię dziś na backstage’u i zastanawiałem się właśnie czy Cię tu spotkam.
- Cześć... – powiedziałam z uśmiechem.
- Chodź tu! Tyle lat! – przyciągnął mnie i mocno przytulił, czemu się nie opierałam. Być może z uwagi na zawartość alkoholu we krwi, a być może z uwagi na to, że w tym obcym świecie, w którym dane mi było być i po tym pokręconym dniu, miło było spotkać kogoś znajomego i życzliwego. Z Mateuszem zawsze świetnie się dogadywałam, może ze względu na małą różnicę wieku między nami. Był jednocześnie jedyną osobą, z którą po zakończeniu znajomości z Marcelem przez pewien czas miałam kontakt.
- Jest tu? – zapytałam nieśmiało.
- Kto? Marcel? – pokiwałam głową na jego pytanie – Nie, ale pewnie zaraz się pojawi. Mówił, że Cię dziś spotkał i nie chciałaś z nim rozmawiać.
- Mateusz, a o czym ja mam z nim rozmawiać?
- Nie wiem, wydaje mi się, że on tego potrzebuje – wyjaśnił niepewnie, na co popatrzyłam na niego z dezaprobatą – Wiesz, on się naprawdę zmienił.
- Wybacz, ale jego potrzeby i zmiany to ostatnie rzeczy, które mnie teraz interesują – odpowiedziałam rozglądając się dokoła. Moja ekipa siedziała wciąż na swoich miejscach i widziałam, że mnie obserwują coś do siebie mówiąc i śmiejąc się – Nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Sprawa jest dla mnie już dawno zamknięta. Dla niego też powinna być – dodałam, na co Mateusz tylko pokiwał głową rozkładając ręce.
- Kogo moje oczy widzą! – jak spod ziemi wyrósł obok nas ich wokalista, a tuż za nim perkusista.
- Cześć chłopaki! – przywitałam się radośnie. Nie wiedzieć czemu cieszyłam się ze spotkania z nimi. Mimo wszystko spędziłam z nimi wiele wyjątkowych chwil, dużo się też od nich nauczyłam o muzyce i show biznesie – Gratuluję koncertu. Od zawsze wiedziałam, że kiedyś Wam się uda. A taki festiwal to na pewno sukces.
- To może uczcimy ten sukces i nasze spotkanie po latach? – Mateusz wskazał na bar. Rzuciłam okiem na chłopaków, którzy zajęci byli sobą. Właściwie co mi szkodzi.
- Okey, ale nie mam zbyt wiele czasu. Poza tym... – zawahałam się – Wolałabym uniknąć spotkania z Marcelem.
- To jedna kolejka i nie będziemy Cię zatrzymywać – powiedział ich wokalista i powędrowaliśmy w stronę baru. Staliśmy tam znacznie dłużej niż jedną kolejkę. Dyskutowaliśmy o rozwoju ich kariery, międzynarodowej trasie i starych czasach. Miło było w końcu swobodnie porozmawiać w swoim ojczystym języku. Pogawędkę przerwał jednak dźwięk mojego telefonu, na który przyszła wiadomość. Wyjęłam go z torebki i zobaczyłam napis Jared. Spojrzałam w stronę miejsca, w którym siedział zespół. Wokalista rzucił mi spojrzenie, w którym było coś z pretensji. Zmarszczyłam brwi i odczytałam wiadomość – Chyba zapomniałaś o tym, po co tu jesteś. Aż się we mnie coś zagotowało. Co on sobie myśli? Mam siedzieć przy nich jak przyzwoitka? Spojrzałam na Jareda ze złością, ale ten zajęty już był rozmową z Tomo. Albo udawał, że jest zajęty.
- Wszystko w porządku? – Mateusz pomachał mi dłonią przed twarzą.
- Tak, ale muszę się zmywać. Obowiązki wzywają – próbowałam się uśmiechnąć, choć w środku już myślałam o tym, co wygarnę młodszemu Leto. Pożegnałam się z chłopakami i pewnym krokiem ruszyłam w ich stronę. Stanęłam w progu wnęki, w której znajdowały się kanapy.
- Co to miało być? - pomachałam Jaredowi telefonem w powietrzu.
- Sprowadzenie Cię na ziemię – odpowiedział – Chyba trochę odpłynęłaś.
- Wybacz, ale spotkałam swoich starych znajomych z Polski. Chyba nie mam zapisane w kontrakcie podążania za Wami krok w krok?
- Nie masz, ale prywatnych towarzyskich spotkań też nie masz w umowie – założył nogę na nogę i dopił swojego drinka. Westchnęłam zrezygnowana.
- Nie denerwuj się cukiereczku – Braxton wbił mi palca w bok mijając mnie i dosiadając się do reszty.
- Nie denerwuję się... – powiedziałam opierając się o ścianę i mierząc spojrzeniem wszystkich zgromadzonych – Zgubiliśmy Tima?
- Laura Ty już nie pijesz! Tim przecież został w hotelu! – Tomo się roześmiał.
- Ej, to niesprawiedliwe! On mógł zostać, a ja nie! – próbowałam udawać zawiedzioną.
- Tim ma tu chyba nieco inne prawa niż Ty, nie sądzisz? – rzucił Leto nawet na mnie nie spoglądając. Miałam ochotę cisnąć w niego trzymaną przeze mnie szklanką.
- A to ja tu mam w ogóle jakieś prawa? – zapytałam podniesionym tonem. Postawiłam z impetem pustą szklankę po drinku tuż przed nim tak by na mnie spojrzał. Spojrzał. Nie oczekiwałam odpowiedzi na to pytanie. Przez kilka sekund walczyliśmy wymieniając się spojrzeniami. Odwróciłam się i wyszłam.
- Steve, daj spokój! – usłyszałam za sobą głos Milicevica – Wracaj!
[Tło muzyczne]
Machnęłam tylko ręką. Miałam dość emocjonalnej huśtawki, na której bujałam się od samego rana. Zrobiłam wystarczająco dużo zdjęć, więc postanowiłam opuścić klub. Nie zdążyłam jednak zrobić więcej jak kilku kroków, gdy przede mną pojawiła się postać Marcela.
- Tak, mogłam się tego spodziewać. Do pełni szczęścia brakowało mi tu tylko Ciebie. Idealne dopełnienie tego pięknego dnia! – powiedziałam z ironią.
- Porozmawiamy w końcu? – zapytał.
- Chyba sobie żartujesz – próbowałam go wyminąć.
- Laura, zaczekaj, proszę Cię! – zagrodził mi drogę ręką.
- Ja pierdolę, o co Ci chodzi? Nie rozumiesz, że nie mamy o czym rozmawiać. Czy to, że nie miałam ochoty tego zrobić przez pięć ostatnich lat nie dało Ci do myślenia?
- Laura... Nie miałem nawet szansy Cię przeprosić – zaczął – Wiem, że minęło wiele czasu i wiem, że to zamknięta sprawa, ale mimo wszystko byłoby mi łatwiej, gdybym mógł Ci powiedzieć to, co mam Ci do powiedzenia. Gdybym mógł Ci wyjaśnić... – urwał pocierając dłonią czoło jakby w zawstydzeniu – I gdybym wiedział, że mi wybaczyłaś.
- Chcesz wybaczenia? To je masz! – dotknęłam dłonią jego ramienia – Wybaczam i błogosławię na przyszłość. A teraz spierdalaj – powiedziałam mu do ucha i chciałam odejść.
- Nie mów tak do mnie! – znowu mnie zatrzymał, łapiąc tym razem obiema rękami moje nadgarstki. Stałam i nie miałam siły już nic mówić.
- Wszystko w porządku? – nagle tuż obok pojawił się Tomo, a za nim cała reszta zespołu i Emma. Nie, ja zwariuję, przysięgam zwariuję.
- A Ty czego chcesz? – Marcel spojrzał na Milicevica, a potem na pozostałe osoby przyglądające się sytuacji.
- Chcę, żebyś zostawił Laurę w spokoju. Nie wygląda jakby chciała z Tobą rozmawiać – powiedział rozdzielając mnie i Marcela uwalniając wcześniej moje nadgarstki z uścisku.
- Wydaje mi się, że lepiej ją znam i lepiej wiem, czego chce. Kim Ty w ogóle jesteś, żebyś mi mówił co mam robić?
Tak, teraz na zakończenie niech wszyscy się pobiją.
- Wiecie co, myślę, że jeśli ktoś to wie, to ja. I to czego chce, to jak najszybciej stąd wyjść. Zakończyłam na dziś swoją pracę a z Tobą nie mam o czym rozmawiać. I jeśli ktokolwiek z Was będzie próbował mnie zatrzymać, w jakikolwiek sposób, to przysięgam, że nie ręczę za siebie. Mam dość na dziś – powiedziałam i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Złapałam taksówkę i wróciłam do hotelu. Weszłam do swojego pokoju i od razu padłam na łóżko. Miałam ochotę się rozpłakać, ale chyba nawet nie miałam na to siły. Nie więcej jak kilkanaście minut po moim powrocie, usłyszałam za drzwiami głosy chłopaków. Modliłam się w duchu o to, aby żaden nie wpadł na genialny pomysł przyjścia i zapytania mnie o to, jak się czuję i co się wydarzyło w klubie. Nie miałam ochoty z nikim się widzieć i z nikim rozmawiać. Podeszłam do drzwi i nasłuchiwałam. Głosy ucichły. Rozeszli się, co za ulga.
Zdjęłam szpilki i wyszłam na balkon. Chłodny wiatr wprawiał moje ciało w drżenie. Opatuliłam się kurtką i stałam tak przez chwilę wpatrując się w miasto. Spojrzałam na zegarek, dochodziła czwarta, powoli zaczynało się rozjaśniać. Co za popierdolony dzień. I choć wydawało mi się, że już nic gorszego wydarzyć się nie może, to jednak mogło. Odwróciłam się i weszłam do pokoju z zamiarem przebrania się i zaśnięcia. Prawie dostałam zawału, gdy w pomieszczeniu zobaczyłam opartego o drzwi wejściowe Jareda. Stał z założonymi rękami, jakby na mnie czekał.
[Tło muzyczne]
- Jak się tu dostałeś? – zapytałam, ale nie odpowiedział. Usiadłam na brzegu łóżka i bawiąc się bransoletkami gapiłam się w podłogę – Nie mam dziś siły na żadne rozmowy. Możesz mnie zostawić?
- Wiesz z czego zdałem sobie dziś sprawę? – zapytał ignorując moją prośbę. Uniosłam głowę i spojrzałam na niego oczekując kontynuacji – Z tego, że nic o Tobie nie wiem. Że kompletnie Cię nie znam. Wtedy w Pradze wydawało mi się... Właściwie to już nieistotne co mi się wydawało – zamilkł na chwilę – Zabrałem w trasę kogoś zupełnie obcego.
- Ameryki nie odkryłeś. I co, żałujesz tego? – zapytałam zaciskając zęby i powstrzymując łzy, które czułam, że prędzej czy później zaczną napływać mi do oczu.
- Dziś chyba trochę tego pożałowałem – odpowiedział z pewnego rodzaju smutkiem w głosie.
- Bo co? Bo nie spełniam Twoich oczekiwań? Bo nie podążam za tym, czego chcesz? Bo nie realizuję Twoich zachcianek? – uniosłam się. Atak był w tamtym momencie jedynym sposobem na uniknięcie totalnego rozklejenia się.
- O czym Ty mówisz?
- O tym, że jesteś rozpieszczoną gwiazdą, której widzimisię było mnie tu mieć. Bynajmniej nie jako fotografa. Od początku wydawało mi się to podejrzane. Nie prosiłam się o pobyt tutaj, więc do siebie miej pretensje – powiedziałam i opadłam na łóżko wlepiając wzrok w sufit.
- Myślałem, że jesteś inna... – powiedział po chwili.
- Nie rozśmieszaj mnie, nie masz zielonego pojęcia jaka jestem – parsknęłam.
- Trochę chyba jednak wiem. Nie jesteś tu od wczoraj.
- Tak, to może mi powiesz, specjalisto, jaka jestem? – podniosłam się i oparłam na łokciach.
- Sama sobie odpowiedz na to pytanie, w jakim świetle siebie przedstawiasz. Jesteś tu kolejny tydzień, a w naszym otoczeniu zdążył się już pojawić niejaki Daniel, dobrze pamiętam? Pierwsza miłość, tak? Ci muzycy dzisiaj w klubie, którym padłaś w objęcia. A tak obnosiłaś się ze swoim dystansem wobec wielkiego świata. Świetna poza – uniósł kciuk do góry - Ten gitarzysta, z którym o mało co się dzisiaj nie pobiłaś – wymieniał szybko i coraz bardziej nerwowo - O Braxtonie, z którym spędzasz ostatnio całe dnie nie wspomnę. Nie zdziwiłbym się, gdybym pewnego dnia zastał Was razem w łóżku. Chociaż, ten etap chyba macie już za sobą, nieprawdaż? – podniosłam oczy zszokowana jego słowami. Widziałam, że jego smutek zmienił się w złość.
- Skończyłeś? – zapytałam wstając – To teraz wyjdź.
Spojrzał na mnie, po czym się odwrócił i opuścił pokój. Zamknęłam drzwi przekręcając klucz. Koniec odwiedzin na dziś, to nie muzeum, do cholery.
[Tło muzyczne]
Zdjęłam ubrania i poszłam pod prysznic. Odkręciłam wodę i usiadłam w brodziku opierając głowę o podkurczone kolana. No czekam. Trzy, dwa, jeden. Start. Rozpłakałam się na dobre. Miara się przebrała, uszły ze mnie wszystkie emocje. Siedziałam tak co najmniej piętnaście minut nieprzerwanie płacząc i pozwalając wodzie zmywać z siebie łzy i cały ciężar tego dnia. Napięcie nieco ze mnie zeszło, choć wciąż czułam się fatalnie. Zmyłam makijaż i przebrałam się w szare spodnie dresowe i białą podkoszulkę. Zdecydowanie odechciało mi się spać. Miałam ochotę wyjść i pójść po prostu przed siebie. Usiadłam na podłodze opierając się o łóżko, wzięłam telefon i zadzwoniłam do Natalii. Był środek nocy i wiedziałam, że to jedyna osoba, której o tej porze nie obudzę. Opowiedziałam jej o wszystkim – począwszy od cichych dni między mną i Jaredem po akcji w jego pokoju, przez spotkanie z Marcelem, after w klubie, aż po bolesne słowa Leto.
- Skarbie... – zaczęła smutno – Znowu to robisz. Znowu zamykasz innym drogę do siebie. Znowu kogoś udajesz. Znowu nie pozwalasz się poznać. Przez to te wszystkie nieporozumienia.
- Natalia, ale ja tu nie przyjechałam na autoprezentację. Nie muszę dawać się poznać. To tylko praca.
- Skoro to tylko praca, to czemu tyle dzieje się w Tobie? Czemu się przejmujesz? Czemu to wszystko tak przeżywasz? Oczywiście nie pojechałaś tam na autoprezentację, ale czemu tak usilnie unikasz tematu samej siebie? Poza tym uciekasz od przeszłości, ewidentnie. Jesteś tam zupełnie sama, dzieją się różne rzeczy i rozumiem, że to są obcy ludzie i nie musisz się przed nimi otwierać, ale nie rozumiem, czemu nie wyjaśniłaś sprawy z Danielem i z Marcelem, czemu nie powiedziałaś o Dominiku. To pozwoliłoby im Ciebie zrozumieć. Nie dziw się, że oni wyjaśniają to sobie na swój, nie zawsze trafny, sposób, skoro Ty tego nie robisz.
- Chodzi mi o to, że...
- Właśnie, o co Ci chodzi, Laura? – przerwała mi.
- Nie wiem o co mi chodzi, ale chodzi mi o to bardzo mocno – powiedziałam i roześmiałam się na swoje słowa. Był to jednak śmiech przez łzy – Natalia...! – zawyłam jak zrozpaczone dziecko – Zrób coś, proszę Cię. Nie wytrzymam tu ani dnia dłużej. Wszystko się spieprzyło.
- Dobrze wiesz, że nic się nie dzieje bez powodu. I to, co dzieje się tam teraz i w Tobie, ma swój sens, więc siedź tam na dupie i zmierz się z tym! – krzyknęła, po czym spokojniej dodała - Musisz sobie to poukładać, w swojej głowie. I musisz to wyjaśnić, jemu. Znajdź w sobie tę siłę, zdobądź się na rozmowę i spróbuj, zanim... – urwała wpół zdania.
- Zanim co?
- Zanim go stracisz – powiedziała niepewnie.
- Słucham? – zdziwiłam się.
- Skarbie, przecież widzę, że Ci zależy...
Odłożyłam telefon na bok i wygięłam głowę do tyłu opierając ją na łóżku. Zamknęłam oczy i przez chwilę analizowałam słowa Natalii próbując uporządkować myśli. Zerwałam się i wyszłam na balkon, wychyliłam się mocno próbując dostrzec okna pokoju Jareda. Światło wciąż było zapalone. Pobiegłam szybko do łazienki. Sama natura – pomyślałam ironicznie patrząc na swoją nieskażoną makijażem twarz i niedbale związane, wciąż odrobinę wilgotne włosy. Założyłam stanik, wskoczyłam w czarne japonki, złapałam bluzę i niewiele już myśląc wyszłam z pokoju. W korytarzu panowała grobowa cisza. Minęłam drzwi pokoju Braxtona, kolejne należały do pokoju wokalisty. Dobra, od mojego gapienia się w nie raczej się nie otworzą. Zapukałam delikatnie. Podejrzewam, że moje serce robiło więcej hałasu niż kroki, które po chwili usłyszałam. Drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny jak zaskoczony Leto. Nie spał, był ubrany. W tle widziałam włączony komputer.
- Cześć... – odchrząknęłam i powiedziałam cicho.
- Cześć...? – powiedział niepewnie przeciągając samogłoskę.
- Nie śpisz? – zapytałam drapiąc się po głowie - Nie śpisz, przecież widzę. Głupie pytanie. Chciałam..., to znaczy przyszłam, bo... Dlaczego nie śpisz? Chyba rano musimy wstać, prawda? Przyszłam do Ciebie... Właściwie to szłam w inną stronę, ale pomyślałam... – przestępowałam z nogi na nogę wykonując dziwne ruchy - Idziesz spać? Może nie idź jeszcze, co? – zapytałam z nadzieją w głosie.
- Laura, dobrze się czujesz? Zachowujesz się... jak wtedy, gdy spotkałaś mnie na ulicy w Pradze – mimowolnie uśmiechnęłam się na jego słowa, które przywołały wspomnienie z Czech.
- I jak wtedy, gdy poszliśmy po Operze na spacer i zorientowałam się, że nie mam telefonu a Karolina została w klubie?
- Denerwujesz się – zdecydowanie bardziej stwierdził niż zapytał. Oparłam głowę o framugę i opuściłam ją w dół wlepiając wzrok w podłogę. Tak, tam na pewno znajdę idealne słowa swojego monologu dla pana Leto - Laura? – podniosłam oczy na dźwięk swojego imienia – Jest piąta rano.
- Jest piąta rano, wiem... – powtórzyłam przygryzając wargę, po czym wzięłam głęboki oddech – Chodź zabiorę Cię na spacer.
***
Gratuluję tym, którzy dotrwali do końca, nagrody prześlę pocztą ;)
Zacznę od tego, że jestem z siebie naprawdę dumna. Może nie z samej treści rozdziału, ale z tego, że w ogóle go napisałam. Warunki wciąż mam niesprzyjające i naprawdę to była męka znaleźć czas na tworzenie czegokolwiek, o czytaniu opowiadań nie wspominając, od ponad tygodnia zero czytania... ;(
W związku z tym, że liczba wejść na tę stronę przekroczyła 41 000, to bardzo wszystkim dziękuję – tym, którzy wytrwale zaglądają tu od pierwszego rozdziału i równie wytrwale komentują, tym, którzy dopiero co się ujawnili i tym, którzy ujawniać się nie mają zamiaru ;) Przyznam, że bez Waszej obecności tutaj, nie miałabym tyle motywacji by pisać.
A z okazji 30 rozdziału dostałyście 15 stron! :D A tak poważnie, to nie miałam już serca tego ucinać i skracać, w końcu na ile rozdziałów można rozkładać jeden dzień!
Przyznam, że jestem ciekawa Waszych reakcji na treść i refleksji na wydarzenia tego rozdziału - z uwagi na to, że dzieje się chyba dosyć dużo i przede wszystkim z uwagi na Wasze oczekiwania wobec tego rozdziału, którymi się ze mną ostatnio dzieliłyście. Wszelkie uwagi mile widziane!
Pozdrawiam Was wszystkie bardzo serdecznie i ‘biegnę’ dalej ze swoimi sprawami ;) Do zobaczenia następnym razem, jak wszystko dobrze pójdzie, to w warunkach już spokojnych i wakacyjnych.