[Tło muzyczne]
Z głębokiego snu wyrwał mnie dźwięk alarmu telefonu. Nie przypominam sobie bym go ustawiała, ale okey. Dzwoni. Tylko dlaczego w sposób, który byłby w stanie przywrócić do życia martwego? W sumie jakby się chwilę zastanowić to całkiem adekwatnie do sytuacji. Oślepiona jasnym światłem wpadającym do pokoju, zamknęłam oczy tak szybko jak je otworzyłam, lekko rozchyliłam powiekę i pozostając w pozycji leżącej nerwowo zaczęłam dotykać powierzchni narzuty w poszukiwaniu winnego mojego przebudzenia. Bezskutecznie. Poderwałam się i zaczęłam rozglądać dokoła. Dźwięk dobiegał z łazienki. Bardzo śmieszne. Wiele się tej nocy i tego poranka wydarzyło, ale bez przesady! Co niby robi tam mój telefon? Przeczołgałam się po łóżku i prawie potykając się o własne nogi dotarłam do miejsca wypełnionego drażniącym dźwiękiem. Wyłączyłam leżącego obok umywalki potwora, odczytując przy okazji wiadomość od Emmy, że o 14 wszyscy mamy się stawić przy recepcji. Miałam godzinę. Usiadłam na toalecie opierając głowę o ścianę. Pewnie zasnęłabym tam z powrotem, gdyby nie nietypowy wygląd lustra przykuwający mój wzrok.
Dzięki za upojną noc ;) PS Mówisz przez sen i chrapiesz! JL
Oto mamy sprawcę tajemniczego przemieszczenia się mojego telefonu i budzika mordercy. A także wymazania do połowy rzadko używanej, ale jednak lubianej, mojej czerwonej szminki. Głupek! Pomyślałam z uśmiechem i szybko zdejmując ubrania wskoczyłam do kabiny. Prawie zawyłam odkręcając zimną wodę. Nie to, żebym lubiła wystawiać swój organizm na takie próby, ale to jedyny sposób na przebudzenie i szybki powrót do rzeczywistości. Wysuszona i owinięta ręcznikiem stanęłam przed zapisanym nieco niezdarnym pismem lustrem. Musiałam spać jak zabita, skoro Jared zdołał wstać, znaleźć mój telefon, zostawić wiadomość w łazience i wyjść w iście angielskim stylu. Swoją drogą musiałam być naprawdę na skraju wyczerpania, skoro pozwoliłam mu zostać u mnie. A może właściwie nie został? Może wyszedł, gdy tylko zasnęłam? Z powolnie przepływających przez moją głowę myśli wyrwało mnie pukanie do drzwi w rytm nieznanej mi melodii. To nie może być nikt z zespołu. Normalnie jak gdyby nigdy nic, już stałby obok mnie. Szybko zamieniłam ręcznik na szlafrok, roztrzepałam mokre włosy i pobiegłam otworzyć. Przyklejony do drzwi Braxton prawie na mnie wpadł, gdy tylko nacisnęłam klamkę.
- Ostatni dobrze wychowany – powiedziałam, dziękując w duchu, że jednak nie wpadł na pomysł, by wparować do łazienki bez ostrzeżenia.
- W przeciwieństwie do Was wszystkich! – zrobił groźną minę rzucając się na łóżko. Z takim grymasem wyglądał wyjątkowo nienaturalne i komicznie zarazem – Jako jedyny nie wiedziałem o Twoim zasłabnięciu!
- Zasłabnięciu? – wybuchłam śmiechem – Wy tu chyba naprawdę macie za mało rozrywki, skoro taka bzdura urasta do miana wydarzenia dnia. Nic mi nie jest jak widzisz! – obróciłam się dokoła i wykonałam ukłon w stylu baletnicy – Cała, zdrowa, gotowa do pracy!
- Tak masz zamiar do tej pracy iść? – zmierzył mnie wzrokiem unosząc jedną brew.
- Obawiam się, że wzbudziłabym na ulicy większe zainteresowanie niż cała Wasza piątka, a tego przecież nie mogę Wam zrobić – puściłam mu oko – Właśnie, muszę się szybko ogarnąć. Wybierzesz mi coś? – wskazałam na stojącą pod łóżkiem walizkę, na co on zareagował szybkim skokiem z łóżka – Ja zrobię coś z włosami i twarzą. A raczej obecnym jej brakiem... – skrzywiłam się wędrując do łazienki. Słyszałam tylko jak Olita komentuje pod nosem moją garderobę.
- Nie wybrzydzaj, nie mamy na to czasu! – krzyknęłam włączając suszarkę.
- To mi się bardzo podoba! – stanął w progu trzymając w obu dłoniach moją koronkowa bieliznę.
- Naprawdę, idealny strój na dzisiejsze wywiady chłopaków – podeszłam, wyrwałam mu z dłoni to, co przyniósł i rzuciłam w kierunku łóżka – Idź tam i przynieś coś normalnego!
- Normalnego, normalnego... – mruczał pod nosem – Nic takiego tam nie ma.
- Nie denerwuj mnie. Miałeś mi pomóc! – przewróciłam oczami. Ostatnie pociągnięcia suszarki. Włosy gotowe. Jeszcze tylko makijaż. Wyjęłam kosmetyczkę i wysypałam całą jej zawartość na blat – I naszykuj mi aparat, proszę!
- Uśmiech! – krzyknął celując we mnie swoim telefonem.
- To nie jest mój aparat...
- Nie, ale ja też dokumentuję trasę – powiedział do siebie sprawdzając na wyświetlaczu zdjęcie.
- To błagam Cię dokumentuj ją, kiedy nie wyglądam jak kostucha!
- A co to? – Olita podszedł i stanął obok mnie przyglądając się lustrze, po czym zdziwiony spojrzał na mnie – Wytłumaczysz?
- Poczucie humoru pana Leto – odpowiedziałam ścierając z trudem napis płynem do demakijażu, Braxton wciąż patrzył na mnie jak na kosmitę – Nie patrz tak na mnie, nic nie było! Znalazłeś mi te ubrania?
- Oczywiście, leżą na łóżku – odpowiedział opuszczając łazienkę w podskokach. Nakładając podkład słyszałam jak nuci coś pod nosem.
- Laura, ale nie jesteś jedną z tych, które mdleją na jego widok i dostają spazmów, gdy na nie spojrzy? – usłyszałam.
- Czyj widok? – zapytałam pociągając kości policzkowe różem. A, Jareda! – Gdybym była, to chyba zdążyłbyś się zorientować przez ten czas. Nie, nie jestem. Ani tą, która mdleje, ani tą która dostaje spazmów. I nie będę tą, którą zaczaruje, złamie serce i zostawi, żeby je sobie potem sama poskładała.
- A, coś jest na rzeczy! – wpadł znowu do łazienki – Próbował czarować a Ty boisz się, że ulegniesz jego urokowi? – spojrzałam na niego z politowaniem – Co? Drzecie ze sobą koty od samego początku, a jak to mówią, kto się czubi ten się lubi!
- Wiesz co, on mnie chwilami doprowadza do szału. Głupie komentarze, przystawianie się, prowokowanie mnie. Była taka sytuacja niedawno. Wściekłam się. Oczywiście powiedział, że to żarty, że nie mam dystansu, najeżam się niepotrzebnie i tak dalej. Może jego to bawi, ale mnie nie – powiedziałam zdecydowanie – Myśli sobie, że jest Bogiem, wszystko mu wolno, wszystko mu się należy. Nie ze mną. Powiedziałam mu, żeby ze mną nie pogrywał. Nie znoszę takich akcji. Właściwie teraz już nie ma o czym mówić, bo wszystko zostało wyjaśnione, chyba... – odwróciłam się i oparłam tyłem o umywalkę. Zmywając lakier z paznokci kontynuowałam – Wydaje się, że zrozumiał, jakby przystopował, złagodniał, ale szczerze Ci powiem, że zupełnie nie wiem czego się po nim spodziewać. Co chwila to inne jego oblicze – westchnęłam – Tylko Braxton, nikomu ani słowa o tej rozmowie, bo Cię zabiję! – wycelowałam w niego palcem.
- A gdybym ja się tak zachował? – zapytał.
- Jak? – uniosłam wzrok na zbliżającego się powolnymi krokami Olity.
- Tak, wiesz... – stanął ze mną twarzą w twarz, dzieliły nas centymetry – Powiedział Ci coś... takiego wiesz... – wyjął z mojej dłoni nasączony zmywaczem płatek i odłożył go na bok, chwytając moje dłonie i opierając je o blat – Zaczął prowokować... – przywarł do mnie całym ciałem i szepnął przysuwając usta do mojego ucha – Rzucił na łóżko, zdarł z Ciebie ten szlafrok.
- Na głowę upadłeś? – roześmiałam się odpychając go – Nie wygłupiaj się tak!
- A widzisz, widzisz! – krzyknął tryumfalnie – Bawi Cię to!
- Oczywiście, że mnie bawi. Zobacz jak to w ogóle komicznie wygląda! Braxton, gdzie ty i ja, ogarnij to! Ty jesteś Olita, od zadań specjalnych! Pomijam już fakt, że chyba bardziej kręci Cię to brzdąkanie na gitarze niż obracanie płci przeciwnej. Albo jakiejkolwiek.
- Proszę Cię. Jeśli już to tylko przeciwnej! – obruszył się.
- A Ty wiesz, że Leto podejrzewał nas o to, że ze sobą sypiamy? – roześmiałam się po chwili, odwracając się do lustra i starannie pociągając rzęsy tuszem – Czujesz to?
- My? – widziałam w lustrze jego skrzywiony wyraz twarzy – Wiesz co, o różne rzeczy można mnie podejrzewać, ale żeby kazirodcze zapędy? – wzdrygnął się z obrzydzeniem, po czym znowu szeroko się uśmiechnął – Co nie zmienia faktu, że... uwaga! Na mnie się nie zdenerwowałaś, a na niego tak! Ja Ci nie działam na nerwy takimi zachowaniem, a on tak! Do mnie masz dystans, a do niego nie! W moim przypadku potrafiłaś to obrócić w żart, a w jego...
- Dobrze, a w jego nie! – dokończyłam poirytowana – Już nie bądź taki psychoanalityk. Ograniczmy Twoją rolę do stylisty, doradcy, kompana na spacery i zakupy. Mądralo... – powrzucałam wszystkie kosmetyki i odwróciłam się do niego – Gotowa! Jeszcze tylko ubranie! – ruszyłam w stronę pokoju, zatrzymując się obok Braxtona – Kazirodcze zapędy powiedziałeś? To znaczy, że jestem dla Ciebie jak…
- Jak młodsza, uparta i irytująca siostra, którą czasami ma się ochotę utłuc, ale tak naprawdę, kiedy nie jest uparta i irytująca, bardzo się ją lubi! – rozłożył szeroko ramiona.
- O ile się nie mylę, to różnica wieku między nami jest znikoma – pokazałam mu język – Co nie zmienia faktu, że to urocze co powiedziałeś – wytarmosiłam go za policzki – Normalnie bym Cię przytuliła, ale znowu włączy Ci się tryb molestowania – roześmiałam się głośno. Złapałam z łóżka przygotowane przez niego granatowe rurki, biały t-shirt z żeglarskim motywem i długi ciemnoniebieski wiązany w pasie sweter – Brakuje mi tylko w jednej dłoni kotwicy, a w drugiej koła ratunkowego i możemy ruszać w rejs – roześmiałam się – A tak poważnie, to bardzo dobry wybór! – Wróciłam do łazienki wykopując stamtąd Olitę i przymknęłam drzwi.
- Puścić Ci coś? – zapytał stojąc prawdopodobnie tuż przy wejściu, bo słyszałam jego głos bardzo wyraźnie.
[Tło muzyczne]
- Dajesz! – odpowiedziałam wciskając się w spodnie i już po chwili zobaczyłam rękę Braxtona wsuwającą się przez szparę drzwi. Trzymał w niej urządzenie, z którego stopniowo zaczęły wypływać dźwięki. Najpierw perkusji i chyba instrumentów klawiszowych, potem głos Olity i oczywiście pomiędzy tym wszystkim gitary.
- Trochę wyjesz... - próbowałam go sprowokować – Nierytmiczne to takie, smętne i trochę bez wyrazu – tłumiłam pod nosem śmiech. Zarzuciłam sweter i z zaskoczenia wyskoczyłam z łazienki – How would you feeeeeel? Waaant something mooore! – śpiewałam fragmenty biegając po pokoju w poszukiwaniu butów – Znam to! I bardzo to lubię! Poważnie!
- Znasz to? – zdziwił się.
- Tak. Trudno tego nie znać, jeśli słyszy się to kilkanaście razy dziennie – uśmiechnął się na moje słowa. Wyjęłam spod łóżka kolorowe kraciaste tenisówki i wsunęłam w nie stopy. Zegarek w telefonie wskazywał 13.45 Co za ulga, jeszcze chwila na oddech. Złapałam aparat, zebrałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy i wrzuciłam je do niewielkiej brązowej torebki. Przewiesiłam ją przez ramię i opadłam na łóżko. Za chwilę tuż obok mnie znalazł się Olita, z którym wspólnie dośpiewaliśmy piosenkę do końca.
- Dzięki za pomoc, a teraz lecimy! – klepnęłam go w udo i energicznie wstałam – Może jeszcze załapię się na kawę w okolicy.
Na dole okazało się, że większość ekipy jest już na miejscu i nie ma czasu na bieganie po kawiarniach. Bracia Leto wraz z Milicevicem siedzieli zakapturzeni i uzbrojeni w okulary na sofach. Widać było, że jeszcze nie wszyscy doszli do siebie. Shannon co chwila stękał wyklinając wszystko wokoło i deklarując trzymanie się z dala od alkoholu przez najbliższe pół wieku. Jared wpatrzony w swój telefon i wystukujący w nim coś w kosmicznym tempie, nawet nie zauważył, że zeszliśmy.
- Przyszłam ze swoim kochankiem – próbując zwrócić jego uwagę stuknęłam go lekko w stopę, obejmując jednocześnie stojącego obok zdezorientowanego Olitę – Niestety poprzedni zmył się tak szybko, że nie zdążyłam mu nawet powiedzieć do widzenia.
- Najwidoczniej nie sprostałaś jego oczekiwaniom – uśmiechnął się zaczepnie wsuwając telefon do kieszeni bluzy. Tomo chyba jeszcze oscylował na granicy jawy i snu, bo nawet nie zareagował na naszą obecność.
- One bez zająknięcia ustawiłyby się w kolejce, by im sprostać – wskazałam palcem na piszczące przed hotelem grupki nastoletnich dziewczynek. Skąd one do cholery zawsze wiedzą, gdzie nocujemy? Rano nie było żadnej, teraz przepychały się łokciami, by być jak najbliżej drzwi. Wśród nich kilka osób spokojnie stojących z płytami i plakatami, wychylających się w oczekiwaniu na pojawienie się chłopaków. Braxton pomachał im ręką, na co tłum spotęgował swoje krzyki kilkukrotnie.
- Litości ludzie... – perkusista zajęknął odwróciwszy się na chwilę w stronę tłumu, po czym krzywiąc się oparł głowę o swoje kolana.
- Mieliście się doprowadzić do porządku, a nie do obrazu nędzy i rozpaczy. Zrobię Wam szlaban na oficjalne wyjścia jak mi będziecie wracać w takim stanie – Emma energicznym krokiem zbliżyła się do nas wymachując papierową torbą trzymaną w dłoniach.
- Zawsze pozostają jeszcze te nieoficjalne – Tomo nagle się przebudził i przeciągając się szeroko się uśmiechnął, na co Emma pokręciła tylko głową.
- Macie tu kawę, nie mamy czasu na obiad, zjecie go po powrocie, na miejscu postaram się załatwić coś do przegryzienia – wyjmowała z torby kubki i rozdawała nam po kolei – Wychodzimy tyłem, bus czeka, jak nam zostanie czas przed wylotem to wyjdziecie do nich – wskazała palcem na tłum, który widząc jak chłopaki oddalają się w przeciwnym kierunku niż drzwi, zaczął krzyczeć i buczeć.
- A Ty gdzie? – skierowałam się do Olity, który zaczął iść w stronę windy.
- Do siebie – odrzekł.
- Chłopaki zostają, nie będą tam potrzebni – rzucił Jared w ramach wyjaśnienia.
- Komu nie będą potrzebni? Tobie nie będą potrzebni? – spojrzałam na Jareda z wyrzutem – A mnie będą. Nie zrobię zdjęć jednocześnie Wam w rozgłośni i im w hotelu. Wybacz, jeszcze nie posiadłam umiejętności przebywania w kilku miejscach na raz.
- Ale przecież nie musisz... – zaczął, na co wbiłam w niego wzrok nie przyjmujący sprzeciwu - Jak chcesz... – wzruszył ramionami.
- Tak chcę! – uśmiechnęłam się zadowolona z siebie – Kiedy Wy będziecie się wdzięczyć przed kamerami, ja sobie skoczę z chłopakami na spacerek.
- Fotografowanie tego jak wdzięczymy się przed kamerami czy czymkolwiek innym, to chyba Twoja praca, nie? – rzucił Shannon.
- Owszem, ale poza Wami, są także oni – objęłam Braxtona ramieniem – To znaczy on, Tima zaraz tu ściągniemy – poprawiłam się – I w mojej relacji z tej trasy tych dwóch na pewno nie zabraknie – powiedziałam zdecydowanie patrząc na zmieszanego całą sytuacją Olitę. Emma uśmiechnęła się tylko pod nosem i zagoniła wszystkich w pośpiechu do samochodu.
[Tło muzyczne]
Kilkanaście minut później wysiedliśmy wszyscy pod wysokim budynkiem, w którym mieściła się siedziba między innym NRJ Energy Radio oraz The Voice Radio. Poza wywiadami na ich antenie zespół miał się spotkać z kilkunastoma dziennikarzami z miejscowych mediów. Oczywiście nie zabrakło tłumów, które skutecznie utrudniały chłopakom dostanie się do środka. Przecisnąwszy się przez gąszcz fanów, wjechaliśmy na dziesiąte piętro, gdzie wszyscy poza Emmą rozsiedli się w fotelach w oczekiwaniu na wejście. Ona sama biegała i ustalała coś z pracownikami stacji, rozmawiała przez telefon i prawdopodobnie zachodziła w głowę, jak wyczarować młodszemu Leto mleko i musli, na które nabrał ochoty w drodze.
- Dobrze, że nie poprosiłeś o takie prosto od krowy, bo biedna zaginęłaby pewnie w okolicznych wsiach w poszukiwaniu łaciatej specjalnie dla Ciebie – powiedziałam.
- Akurat takiego nie pijam – odpowiedział przeglądając się w dużym lustrze w korytarzu.
- Nawet się nie ogoliłeś! Jak Ty do ludzi wychodzisz... – zmierzyłam wzrokiem jego odbicie.
- Nie było na to czasu... – ziewnął.
- Faktycznie, byłeś zajęty eksploatowaniem szminki na hotelowym lustrze. Warto dodać, nie swojej szminki i na nie swoim lustrze...
- Podobała Ci się wiadomość? – uśmiechnął się odwracając głowę w moją stronę.
- Bardzo. Szczególnie próby jej zmycia. Poszukiwanie wściekłego budzika też było całkiem interesującym przeżyciem – pokiwałam głową wyciągając jednocześnie aparat i uwieczniając oblicze wokalisty z kompletnym nieładem na głowie, a zaraz po tym przysypiającego Shannona na ramieniu Tomo – Co oni mu wczoraj zrobili, że nie może dojść do siebie?
- Pojęcia nie mam, pewna wariatka porwała mnie nad ranem do parku – puścił mi oko. Czas wejścia na antenę wciąż nie nadchodził, przebiegająca korytarzem Emma zdążyła tylko rzucić, że mają około 15 minut – Chodź, pomożesz – Jared pociągnął mnie znienacka za rękę. Zdążyłam tylko posłać zdziwione spojrzenie pozostałej czwórce, która poderwała się z foteli i wykorzystując wolny czas prawdopodobnie wybrała się na papierosa – Zrobisz coś z tym? – wskazał na swoje włosy, gdy stanęliśmy w męskiej toalecie – Ostatnio całkiem dobrze Ci poszło.
- Ściąć? – uśmiechnęłam się – Co mogę zrobić? Ostatnio miałam do tego te Twoje specyfiki, teraz z niczym cudów nie zdziałam!
- Woda? – skrzywił się odkręcając kran.
- Sam tego chciałeś – zmoczyłam ręce i starannymi powolnymi ruchami próbowałam nadać kształt jego powykręcanym we wszystkie strony kosmykom – Naprawdę chrapię? – skierowałam wzrok z włosów na niego.
- Nie – roześmiał się – Ale przez sen mówisz.
- I co mówiłam? – zapytałam z lekką obawą.
- Krzyczałaś: Jared, Jared, weź mnie, tak bardzo Cię chcę! – zaczął piskliwym głosem mnie udawać machając przy tym rękami, po czym się roześmiał.
- Tak? – przeciągnęłam słowo patrząc mu prosto w oczy.
- Tak! I że mnie pragniesz, ale nie chcesz się do tego przyznać... – pokiwał głową próbując zrobić poważną minę.
- Jesteś pewien, że to mówiłam?
- Absolutnie, słuch mam przecież dobry! – odparł z przekonaniem – Było tak, jak mówię.
- A to masz! – zniszczyłam cały efekt misternie układanej fryzury czochrając mu włosy we wszystkie strony. Wyglądał teraz jak gremlin – Ty mały kłamco!
- Wracaj tu i to napraw! – krzyknął wybiegając za mną z łazienki.
- Co Wy robicie? – Emma zmierzyła nas wzrokiem z rezygnacją – Do studia raz, Tomo z Shannonem już tam są.
- Idź, no idź, pokaż im swoje nowe oblicze – wyszczerzyłam zęby zadowolona z siebie próbując się oddalić by mnie nie dorwał.
- Ty też! – Emma wskazała na mnie palcem, po czym skierowała się do Leto – Masz to swoje mleko i płatki... – podała mu miseczkę.
- Chodź! – ruszyłam przodem raz jeszcze przejeżdżając dłonią po jego głowie.
– Jeszcze Ci się za to oberwie! – krzyknął za mną.
[Tło wizualne]
Wpadliśmy do studia wywołując konsternację pozostałej dwójki i zaskoczenie u pani prowadzącej. Shannon z Tomo skrywali twarze pod okularami sącząc co chwila kawę i bazgrając coś na ukrytej pod stołem kartce. Jared zasiadł tuż obok nich racząc się pomiędzy odpowiedziami swoim śniadaniem. Zrobiłam im trochę zdjęć, przysłuchiwałam się rozmowie i żeby nie przeszkadzać, po kilku minutach wyszłam na zewnątrz. Niestety na korytarzu nie było śladu po chłopakach. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie pogrążając się w myślach. Wreszcie chwila spokoju. W odbiciu lustra znajdującego naprzeciwko dostrzegłam swój uśmiech. W perspektywie wszechobecnej ostatnio złości, był on zdecydowanie czymś, co zaskoczyło mnie samą. Może oni wszyscy mają rację, może powinnam nabrać dystansu? Przestać traktować wszystko poważnie? Nie doszukiwać się siódmego dna? Przypomniała mi się rozmowa z Olitą w hotelu. Dlaczego na zaczepki Jareda zareagowałam tak ostro, a te Braxtona nie wywarły to na mnie żadnego wrażenia? Dlaczego w przypadku tego pierwszego z góry założyłam, że ma złe intencje i odpowiedziałam atakiem, a w przypadku tego drugiego, potrafiłam obrócić to w żart i wiedziałam, że jestem bezpieczna? Pytanie goniło pytanie. I wszystkie pozostawały bez odpowiedzi. Jedno było pewne, w dużej mierze problem był po mojej stronie. I to ja musiałam w sobie coś zmienić. Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam numer do Natalii.
- Daj coś mądrego! – powiedziałam, gdy tylko odebrała telefon.
- Że co? – usłyszałam zdziwiony głos.
- Coś motywującego. Napędzającego do działania. Masz dar do takich rzeczy. Jakąś myśl mi zapodaj. Jak Sofokles na przykład...
- Siedzę na toaletos i robię sikos, to powiedziała Natalios – prychnęła śmiechem.
- Weź, nie mam czasu na żarty, potrzebuję na szybko Twojego wsparcia! Zaraz musze wracać do pracy.
- Jak ja naprawdę jestem teraz w łazience i sikam!
- Święty Jezu, to po co Ci telefon?
- Właśnie po to, by go odebrać, kiedy zadzwonisz. Co tam? – zapytała, a ja opowiedziałam jej o wszystkim co wydarzyło się ostatniej nocy, o festiwalu, o Marcelu, kłótniach i rozmowach z Jaredem, o wszystkich swoich wątpliwościach, obawach, zmiennych nastrojach. Słuchała przytakując co chwila, aż w końcu przemówiła – Wariujesz. I jest na złota rada!
- Dajesz – poprawiłam się w fotelu licząc, że powie coś, co pozwoli mi spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.
- Znajdź sobie kogoś! – krzyknęła do słuchawki zadowolona z siebie.
- Dziękuję bardzo za takie rady!
- Dobra, odłóżmy to na razie na bok. I tak nie docierają do Ciebie żadne argumenty i wciąż upierasz się przy tym, by umrzeć jako samotna zgorzkniała dewotka. Skupmy się na Twoim życiu, tam z nimi i w ogóle.
- Już lepiej – odetchnęłam – Pomijając tę dewotkę oczywiście. Nie będę samotna, bo będę przesiadywała u Ciebie całymi dniami pijąc jedno wino za drugim.
[Tło muzyczne]
- Tak, tak… - wymamrotała – Posłuchaj, Ty cholerny uparciuchu! Nic nowego Ci nie powiem, ale skoro nalegasz..., to proszę. To, ile chcemy wycisnąć z życia zależy tylko od nas. Tylko od nas! – powtórzyła głośniej i wolniej - Oczywiście możesz żyć statecznie i spokojnie, w swoim pseudopoukładanym świecie, trzymając wszystkich na dystans i pozwalając im do siebie dotrzeć tylko na wyznaczoną przez Ciebie odległość. Rozumiem, boisz się kolejnego zawodu, doskonale to rozumiem. I oczywiście możesz żyć w taki bezpieczny sposób, nie zawodząc nikogo i nie będąc zawodzoną, ale powiedz mi, co to za życie? Do cholery, masz je tylko jedno! – krzyknęła, a ja mimowolnie na jej słowa przypomniałam sobie fragment wiersza Szymborskiej, który nad ranem cytowałam Jaredowi: nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy – Chcesz je spędzić na rozpamiętywaniu przeszłości, skupianiu się na porażkach, na analizowaniu tego co było, na doszukiwaniu się w innych złych intencji? Chcesz to swoje wyjątkowe życie spędzić odpychaniu potencjalnego szczęścia, które może jest gdzieś obok? – pytała nie oczekując odpowiedzi – A potem bujać się w wiklinowym fotelu i myśleć o tym, ilu rzeczy sobie w życiu odmówiłaś? Powodzenia! Spójrz na to co Cię spotkało. To, że tam jesteś. Szansa, o której marzy mnóstwo ludzi. Tak moja droga, jesteś szczęściarą, a co rusz na własne życzenie robisz z siebie królową dramatu. Przecież Ty nigdy nie bałaś się podejmowania ryzyka i wyzwań, zawsze chciałaś pokonywać trudności, przekraczać granice własnej wytrzymałości. I powiem Ci coś: tę szansę, którą teraz masz i ten czas, który teraz masz, a które nigdy, powtarzam nigdy się nie powtórzą, bardzo łatwo jest zmarnować. I jesteś na najlepszej drodze ku temu, jeśli się nie otrząśniesz. Spieprzenie tego to banał. A Ty nigdy nie oscylowałaś nawet na granicy banału. Laura, ja rozumiem, że ta trasa, Ci ludzi i to, co Cię tam spotyka, nie zawsze jest bajkowe, ale miej litość dla siebie i dla mnie! Dostajesz cytrynę, to dorzuć trochę cukru i zrób z niej lemoniadę! – roześmiałam się cicho na jej ostatnie zdanie – Przestań się śmiać! Czytałaś Gnój Kuczoka? – wiedziała, że czytałam, nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, bo mówiła dalej – Pamiętasz tę historię o piekle? Piekło to miejsce, w którym na powitanie pokazują Ci wszystkie twoje niewykorzystane szanse, pokazują, jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś we właściwym czasie wybrała właściwe wyjście. Potem pokazują Ci wszystkie te chwile szczęścia, które straciłaś śpiąc i co mogłabyś w życiu osiągnąć, gdybyś budziła się w porę. A jak już to wszystko Ci pokażą, zostawiają Cię z wyrzutami sumienia… Dlatego ja Cię błagam: obudź się! – niemalże jęknęła, po czym głośno i głęboko westchnęła – Jesteś tam?
- Jestem, jestem... – powiedziałam cicho. Z jednej strony bawił mnie sposób, w jaki Natalia krzyczała do mnie do słuchawki, oczami wyobraźni widziałam ja chodzącą po łazience, wymachującą ręką, z podskakującymi rudymi lokami na głowie, a z drugiej strony wszystko co mówiła, przepływało przez moje uszy, docierało do szarych komórek, układu nerwowego i boleśnie rozprzestrzeniało się po całym ciele.
- Zrozumiałaś wszystko?
- Tak... zrozumiałam, ale…
- Żadnego ale! Rusz tyłek i do roboty. Cześć!
- Natalia, poczekaj! – próbowałam ją zatrzymać, ale usłyszałam tylko przerywany dźwięk mówiący o tym, że połączenie zostało zakończone. Wyświetlacz telefonu wskazywał czas rozmowy: 5 minut 45 sekund. Głęboko westchnęłam rozglądając się dokoła, wciąż pusto. Po chwili przyszła wiadomość: Nie dzwoń dopóki się nie ogarniesz! Kocham Cię i trzymam kciuki! Miałam wrażenie, że jej słowa echem odbijają się w mojej głowie, co chwila słyszałam fragmenty tego, co mówiła. I trwałoby to pewnie dalej, gdyby nie sylwetka Emmy, która wyrosła przede mną jak spod ziemi. Zapytana powiedziała, że Tim z Braxtonem siedzą na tarasie.
- Laura... – zatrzymała mnie niepewnie - Nie mam żadnych zastrzeżeń do Twojej pracy, naprawdę... – Oho, coś się święci...! – Nie mam żadnych zastrzeżeń ani do Twojej pracy, ani do Twojej osoby, ale... – spuściła na chwilę wzrok - Byłabym Ci wdzięczna, gdybyś robiła wokół siebie trochę mniej zamieszania.
- Zamieszania? – zdziwiłam się.
- Nie zrozum mnie źle, wolałabym po prostu by wszyscy tu obecni z Tobą na czele, skupiali się na swojej pracy, a nie na... Tobie – skrzywiła się jakby żałowała swoich słów tuż po ich wypowiedzeniu. Widziałam, że wcale nie było to dla niej łatwe. I normalnie mimo tego, prawdopodobnie gotowa bym była do obrony i ataku, ale tym razem postanowiłam ugryźć się w język. Tym bardziej, że w trakcie wypowiedzi Emmy w drzwiach studia pojawiły się sylwetki chłopaków.
- W porządku, rozumiem – wymusiłam uśmiech i zdobyłam się nawet na delikatne dotknięcie jej ramienia – Masz rację. Ostatnio trochę się działo rzeczy, które niekoniecznie miały dobry wpływ na nas wszystkich. Postaram się nad tym popracować... – powiedziałam próbując ukryć moje zmieszanie i zachować twarz. Szczególnie przy zaskoczonych minach chłopaków – Już po? To gdzie teraz? – zwróciłam się do nich z udawanym uśmiechem. Emma odwróciła się i zalała rumieńcem na widok wrytej trójki.
- Tam... – wydukała wskazując drzwi po przeciwnej stronie. W milczeniu ruszyliśmy do pomieszczenia, w którym kilkunastu dziennikarzy czekało na wywiady z chłopakami. Na usta cisnęły mi się niezbyt eleganckie zwroty pod adresem panny Ludbrook, ale walczyłam ze sobą, by pozostały tylko na etapie myśli.
Ciekawie... Przedpołudniowe rozmowy z zespołem, popołudniowe mądrości Braxtona, wykład Natalii, upomnienie Emmy... Nie zdziwiłabym się ujrzawszy za chwilę chłopaków z transparentem ‘Laura musi odejść’. Czyżby cały świat przeciwko mnie? A może ja przeciwko całemu światu? Spójrzmy prawdzie w oczy.
Po tym wszystkim z trudem przyszło mi skupienie się na pracy. Zbyt wiele rzeczy miałam w głowie, które aż prosiły się o przetrawienie. Nie miało najmniejszego sensu towarzyszenie chłopakom podczas wszystkich rozmów. Szczególnie, że przy piątej z nich, mnie samej zbierało się na mdłości słysząc zadawany w kółko zgrany już zestaw pytań. Wyszłam i zdecydowanym, szybkim krokiem mijałam szereg drzwi, za którym rzekomo miał się znajdować taras widokowy, a na nim Tim z Braxtonem. Rozsunęłam szklane drzwi i stanęłam oniemiała. Ogromna przestrzeń częściowo zagospodarowana na restaurację, z barem i z eleganckimi stolikami, częściowo pokryta piękną, zieloną trawą, na której rozłożone były miękkie siedliska, koce i leżaki. Jestem w raju!
[Tło muzyczne]
- Laura! – usłyszałam znajomy głos. Wśród grupki ludzi dojrzałam machającego Braxtona. Podeszłam bliżej i usiadłam na trawie obok – Jesteśmy Ci bardzo wdzięczni, że przyczyniłaś się do naszej obecności tutaj, to znacznie lepsze niż hotelowy pokój – uśmiechnął się wyciągając ramiona.
- Ja sobie też... – wydukałam wciąż oczarowana miejscem. Potwierdziły się słowa sprzedawcy spotkanego nad ranem w zatoce. Duńczycy jak nikt inny chyba potrafią docenić słoneczny dzień. Trudno było o wolne miejsca. Miałam wrażenie, ze wszyscy pracownicy biurowca zbiegli się by korzystać z ciepła napływającego z nieba. Położyłam się obok chłopaków, podkładając pod głowę zwinięty w rulon koc. Tkwiliśmy w milczeniu chłonąc wyjątkowo przyjemne powietrze. Jakby wszystko inne przestało istnieć. Kompletnie zawieszenie i odcięcie od rzeczywistości.
- Słuchajcie, na ile dziwne jest to, że w jednej chwili przepełnia mnie złość i mam ochotę kogoś zatłuc, a w drugiej o tej złości zupełnie zapominam? – przerwałam ciszę myśląc o moich zmiennych relacjach z młodszym Leto. Wyciągnęłam przy okazji aparat i uwieczniłam rozleniwionych muzyków i towarzystwo wokół nas.
- Nie jest to ani trochę dziwne. Jesteś kobietą, w związku z czym jest to zupełnie naturalne! – roześmiał się Braxton.
- Pytasz tak generalnie czy w odniesieniu do pobytu tutaj? – zapytał Tim.
- Raczej w odniesieniu do pobytu tutaj. Na co dzień raczej nie mam w zwyczaju by na kogokolwiek się złościć – wyjaśniłam.
- W takim razie świadczy to tylko o tym, że jesteś na dobrej drodze – odpowiedział tajemniczo, a widząc moje niezrozumienie kontynuował – Tu nie ma czasu na żale i pretensje. To znaczy oczywiście jest czas na to, by je wypowiedzieć, bez tego już dawno byśmy się pozabijali, ale nikt sobie nie zaprząta nimi specjalnie głowy. Pewnego rodzaju sekretem zgrania grupy jest chociażby to, że wszelkiego rodzaju problemy wyjaśniamy sobie od razu, ale też szybko zostawiamy je za sobą. Tu czas inaczej płynie, dużo się dzieje i od nagromadzania konfliktów i urazów, jest wiele ciekawszych i ważniejszych rzeczy. Jeśli zaczynasz to rozumieć, a co ważniejsze zaczynasz to wcielać w życie, to znaczy, że powoli zaczynasz chwytać filozofię takiego życia.
- Coś w tym jest... – uśmiechnęłam się zamykając ponownie oczy i wystawiając twarz do nieba. Przechwytywania energii słonecznej ciąg dalszy.
- Nie za dobrze Wam, pasożyty? – nasze głowy pokrył cień sylwetki Shannona, która po kilkudziesięciu minutach znienacka pojawiła się nad nami. Poderwałam się i usiadłam na trawie leniwie się przeciągając – Ruszać tyłki, zostajemy tu na obiedzie – wskazał na stolik w rogu, przy którym siedziała reszta ekipy przeglądając menu.
Dołączyliśmy do nich, dostawiając z trudem kilka krzeseł. Pogoda i wyjątkowo pozytywnie nastrajająca aura tego miejsca sprawiła, że obiad minął nam bardzo przyjemnie. Przez chwilę poczułam się jak na zjeździe rodzinnym. Mimo wielu rzeczy, które miałam gdzieś z tyłu głowy do przemyślenia, dzięki moim kompanom skutecznie o nich zapomniałam.
- Laura, Ty wspominałaś ostatnio o swojej przygodzie z teatrem... – zaczął Tim, gdy wszyscy zajęci byli jedzeniem – Może nam coś zarecytujesz?
- Chyba śnisz – roześmiałam się – Poza tym to nie do końca tak wyglądało.
- Oj weź! Dawaj tu scenę z Romeo i Julii! – roześmiał się Milicevic.
- Nie ma mowy! – powiedziałam zdecydowanie upijając sok.
- Proszę proszę! Pomogę Ci! – wstał i dotykając dłonią klatki piersiowej kontynuował cienkim głosem – Romeo, czemuż Ty jesteś Romeo? – spojrzał błagalnie na Shannona.
- Weź zboczeńcu! – szturchnął go starszy Leto – Znajdź sobie inną ofiarę.
- Czemuż Ty jesteś Romeo? Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę! – kontynuował Tomo głaszcząc po twarzy perkusistę, który z obrzydzeniem odganiał jego rękę - Lub… Lub… Lub…? Co tam do cholery jest dalej?
- Lub jeśli tego nie możesz uczynić, to przysiąż wiernym być mojej miłości – dokończyłam zanosząc się śmiechem razem ze wszystkimi na widok rozanielonego i wczuwającego się w swą rolę Milicevica – Skąd to znasz?
- Moja siostra uczyła się kiedyś tej roli. Chodziła po domu przez tydzień w kółko powtarzając te kwestie – wyjaśnił, siadając z powrotem na swoim miejscu – No dobra, to teraz Ty – powiedział do mnie.
- Nie! – wlepiłam w niego wzrok – Nie ma mowy! Tobie idzie to wręcz wyśmienicie, nie śmiałabym nawet podejmować próby dorównaniu Twemu kunsztowi aktorskiemu! - puściłam do niego oko – Może innym razem... – powiedziałam niepewnie, na co Jared zareagował tajemniczym uśmiechem – Tym bardziej, że zaraz się zbieramy.
- Zgadza się, w hotelu najszybciej jak się da pakujecie i znosicie bagaże, za półtorej godziny mamy samolot – Ludbrook podeszła do nas po uregulowaniu rachunku.
- Zostańmy tu! – zajęknął gitarzysta wyciągając ręce.
- Julio, miej trochę klasy i nie rób scen! – klepnęłam Milicevica podnosząc się z miejsca.
- Paryż czeka! – zakomunikował Braxton.
- Jak mogłem o tym zapomnieć! – Leto aż rozpromieniał na samo wspomnienie o stolicy Francji, po czym jakby do siebie dodał – Paryż..., właśnie! Dlaczego wcześniej na to nie wpadłem...?
Dania okazała się dla mnie miejscem jednocześnie przeklętym i błogosławionym. Zmusiła mnie do zmierzenia się z tym, czego za wszelką cenę próbowałam uniknąć. Kazała spojrzeć na siebie i pozostałych z zupełnie innej strony. W gonitwie spraw i emocjonalnej bijatyce doprowadziła do granic wytrzymałości. Z czegoś jednak mnie oczyściła i coś we mnie zmieniła. I choć wyjeżdżając postrzegałam ją jako przełom na mojej drodze, to prawdziwy przełom miał dopiero nadejść. I gdybym ten przełom miała określić najkrócej jak potrafię, określiłabym go słowem: Paryż.
***
Rozdział w gatunku przejściówka ;) Wybaczcie, takie też muszą być! Może nie wnoszący zbyt wiele, ale przynajmniej dosyć obszerny.
[Tło wizualne], które pojawiło się w tym rozdziale, to nic innego jak moje wyobrażenie o bohaterach w danym momencie.
Co do kolejnych – nie mam pojęcia, kiedy mogą się pojawić. Muszę obecnie ostro zabrać się do kilku naglących spraw, co znacząco może stanąć na przeszkodzie w kontynuacji losów Laury.
Dziękuję wszystkim za obecność i aktywność ;) Wciąż mnie zadziwiacie!
PS1 Czy jest tu ktoś zza granicy? Nurtują mnie statystyki blogspotu ;)
PS2 Jeszcze odnośnie statystyk: opowiadanie przekroczyło w Wordzie magiczną liczbę 300 stron, a Wasze wejścia jeszcze bardziej magiczną liczbę 75 000 wejść. Gratuluję zatem sobie i Wam przede wszystkim!