W związku z tą zabójczą przerwą, przypomnę tylko, że obecnie nasi bohaterowie znajdują się w Kopenhadze. Dzień wcześniej odbył się festiwal a tuż po nim dosyć burzliwy w swoim przebiegu bankiet, na którym ponownie pojawił się Marcel. Po opuszczeniu przyjęcia i kłótni z Jaredem w hotelu, bohaterka wczesnym rankiem zabiera go na spacer do Valby Parku, gdzie ma miejsce ich długa rozmowa.
Szliśmy jeszcze kilkanaście minut, aż znaleźliśmy się przy przejściu, za którym znajdował się hotel. Zatrzymałam się.
- Chodź, nic przecież nie jedzie – Leto delikatnie dotknął dłonią moich pleców próbując pokierować mnie na drugą stronę ulicy.
- Z tym kataklizmem to chyba trafiłeś – powiedziałam zobaczywszy siedzącego na ławce pod hotelem Marcela.
- Hę? – zmarszczył nos, nie rozumiejąc prawdopodobnie, o co mi chodzi i czemu stoję w bezruchu.
– Jared... – niemalże wyszeptałam odruchowo ściskając mocno rękę wokalisty. Zamarłam i przez chwilę miałam wrażenie, że razem ze mną zamarła cała Kopenhaga.
- Laura, widzę, że kłótnie z Tobą to krok w tył, ale godzenie się do dwa kroki do przodu – usłyszałam po chwili.
- Co? – zapytałam wyrwana z zapatrzenia – O czym Ty mówisz?
- O tym – Jared uniósł rękę i moim oczom ukazał się widok naszych dłoni. Ściślej mojej dłoni nerwowo naciśniętej na jego – Wprawdzie mam wrażenie, że za chwilę Twoje paznokcie wydrążą w mojej skórze dziurę, ale nie będę narzekał – szeroko się uśmiechnął.
- Nie wygłupiaj się – puściłam dłoń i zaplotłam ręce na klatce.
- Wszystko, co dobre szybko się kończy… - udawał smutnego.
- Jared, do cholery! Skup się! – krzyknęłam łapiąc go za ramiona i stając naprzeciwko niego, a jednocześnie odwracając się tyłem do hotelu. Leto zmieszany zmierzył wzrokiem mój ruch i zrobił pytającą minę.
- Co tym razem?
- Co tym razem, co tym razem... Ten idiota tym razem! - zaczęłam roztrzęsiona – Ławka pod hotelem – dodałam szeptem, jakby w obawie, że ktoś mógłby mnie usłyszeć.
- Kto? – Jared w przeciwieństwie do mnie niemalże krzyknął ze zdziwieniem wychylając się i skierował swój wzrok we wskazane przeze mnie miejsce.
- Ciszej, stój tu! – sprowadziłam go znowu przed siebie – Mistrzem dyskrecji i kamuflażu to Ty nie jesteś – skrzywiłam się – Trzeba było jeszcze zacząć machać rękami.
- Daj spokój. Idiota pod hotelem i co z tego? – zapytał zupełnie spokojnie.
- Jak to co z tego? Jared... – zajęknęłam – Znowu będzie czegoś ode mnie chciał. Nie ma tu jakiegoś innego wejścia? – Leto patrzył na mnie z niezrozumieniem – Może damy radę tyłami, po balkonach albo przeczekamy aż sobie pójdzie? – zagryzłam wargę próbując znaleźć rozwiązanie sytuacji.
- Laura – na jego twarzy zarysował się uśmiech – Ogarnij się dziecino. Po pierwsze nie wiadomo nawet czy Cię zauważy, po drugie nie będziemy się nigdzie wspinać albo zabawiać w chowanego jak dzieci. Czy Ty aby trochę nie przesadzasz?
- A czy Ty aby nie chcesz dostać? Po pierwsze nie nazywaj mnie dzieciną, po drugie tak, na pewno mnie nie zauważy skoro do wejścia prowadzi jedyna drogą, na której on właśnie się znajduje, a po trzecie wielkie dzięki! Ja tu się przed Tobą otwieram jak kretynka, tłumaczę się, opowiadam rzeczy, których nie chcę opowiadać i co słyszę? Że przesadzam! Boże trzymaj mnie! – uniosłam oczy ku górze – Na koniec jeszcze dodaj, że jestem niedojrzałą histeryczką i że właściwie to nie wiesz o co mi chodzi, bo przecież Marcel nic mi nie zrobił, więc po co te nerwy.
- Ty to powiedziałaś. Przestań. Nakręcasz się. Nie lekceważę Twoich uczuć, nie uważam, że przesadzasz jeśli chodzi o Twoją niechęć do niego i rozumiem Twój żal czy Twoją złość. Nie bronię go w żaden sposób. Próbuję tylko powiedzieć, że to Twoje unikanie go za wszelką cenę, te lata milczenia, gdy chciał z Tobą porozmawiać, a teraz zachowywanie się jak spłoszona mysz, która czym prędzej musi uciec, to jest przesada – patrzyłam jak mówił, zupełnie spokojny, gdy we mnie się gotowało, chyba właśnie dlatego, że w jego słowach odnajdywałam sens – Laura, jesteś dorosłą osobą, która idzie swoją drogą, wie czego chce, jest silna i która teoretycznie ma poukładany świat.
- Teoretycznie?
- Oczywiście, bo w praktyce co jakiś czas... wariujesz. Na przykład teraz, gdy go spotykasz i nagle cały Twój porządek się rozpada, a pewna siebie Laura znika, chowając się w skórze zagubionego dziecka.
- Nic się nie rozpada, nic nie znika, nikt się nie chowa! Ja po prostu nie mam ochoty na rozmowy z nim! Czy to tak trudno zrozumieć? – spojrzałam na niego znacząco i znowu na jego twarzy ujrzałam sceptycyzm.
- Gadasz od rzeczy! Żadnego w tym sensu nie ma. Idziemy! – Jared złapał mnie za rękę i wciągnął na ulicę.
- Zwariowałeś? – syknęłam i prawie zaczęłam się z nim szarpać.
- Krzycz głośniej, na pewno wtedy nie będziesz zwracała na siebie uwagi – roześmiał się, a ja miałam ochotę kopnąć go tak mocno by przeleciał przez cały parkan przed hotelem i wylądował najlepiej na Marcelu. Wtedy miałabym ich obu z głowy.
- Jared nie, proszę, proszę, zaczekaj, zatrzymaj się! – desperacko zaczęłam go prosić.
- Co znowu? – stanął, gdy znaleźliśmy się na chodniku i tylko kilkadziesiąt metrów dzieliło nas od punktu zero, spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem – Posłuchaj teraz pójdziemy tą drogą – wskazał palcem – Podejdziesz do niego i jak cywilizowany człowiek przywitasz się, po czym powiesz, że masz 5 minut i zapytasz o czym chciał z Tobą rozmawiać. Powie co ma do powiedzenia, wysłuchasz i tyle. Będziesz miała to z głowy, może nawet zrobi Ci się lżej. A ja sobie w tym czasie pójdę do hotelu i odpocznę. Proste?
- Nie – zrobiłam smutną minę.
- Mam Cię za rękę tam zaprowadzić, stać obok i gładzić po włosach, by Ci było raźniej? A jak trzeba będzie to mu skopać tyłek? – uśmiechnął się.
- Jesteś okropny! Po prostu okropny! – założyłam ręce na klatce i spuściłam głowę – Za nic mnie nie będziesz trzymał i nic mi nie będziesz gładził. I już nie bądź taki chojrak, zanim byś się zamachnął, już byś leżał, chudzielcu.
- Nie chcesz pomocy to nie. Ja idę, bo padam a Ty radź sobie sama – podniosłam oczy i zdążyłam tylko zobaczyć jak machnął ręką i odwróciwszy się zaczął się oddalać. Nie wiedziałam czy sobie ze mnie żartuje czy naprawdę miarka się przebrała i stracił cierpliwość.
- Jared, do cholery, poczekaj – zawołałam próbując zrobić to dyskretnie. Zatrzymał się. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę – Przepraszam – sama ledwo usłyszałam swoje słowa. Podeszłam bliżej i ze skruszoną miną uciekając wzrokiem, gdzie popadnie próbowałam złożyć sensowne zdanie – A może byś tak... No nie wiem, kawałek mnie odprowadził? Może poczekał w pobliżu? Wiesz, byłoby mi raźniej jednak. Nie mówię, żebyś tam ze mną stał, bez przesady, poradzę sobie, ale mógłbyś być gdzieś obok? Tak na wszelki wypadek, jakby mi coś do głowy strzeliło – wysiliłam się na głupi uśmiech i spojrzałam na niego.
- W Twoim przypadku jest to wysoce prawdopodobne – westchnął, a ja zagryzałam zęby by już nic nie komentować i nie pogarszać sytuacji – Laura, Ty to jesteś pokręt nie z tej ziemi. Chodź – ku mojej uldze odwzajemnił uśmiech i obejmując mnie ramieniem skierował prosto w stronę hotelu.
Czułam napięcie na każdym centymetrze swojego ciała. Taka byłaś mądra, gdy kilka dni wcześniej uspokajałaś wściekłego Leto. Może sama sobie teraz policz do dziesięciu. A najlepiej do stu. Wzięłam kilka głębokich wdechów, gdy zbliżyliśmy się na tyle, by Marcel nas zauważył. Wyraźnie się ożywił, gdy nasze oczy się spotkały, choć wyglądał na zmieszanego. Szłam obok Jareda, niemalże przez niego kierowana. Czułam się jak dziecko zaprowadzane przez rodzica do przedszkola.
- Ja się tu pokręcę, jestem umówiony z tym... z dziennikarzem... na wywiad – wymamrotał Jared, gdy znaleźliśmy się naprzeciwko Marcela. Spojrzałam na Leto próbując ukryć delikatny uśmiech, w którym niewątpliwie zawarta była pewnego rodzaju wdzięczność za to co dla mnie robi. Marcel nadal przypominał bardziej zastygły w zdziwieniu posąg aniżeli samego siebie, na co Leto tylko dodał – Fakt, dosyć zaskakująca pora jak na wywiad, co zrobić, spać nie dają, żyć nie dają – rozłożył bezradnie ręce i odwracając się na pięcie odszedł. Zdążyła mi jeszcze przemknąć przez myśl refleksja, że w tym swoim wdzianku, po nieprzespanej nocy nadaje się na wywiad jak ulał. Nie czepiaj się, lepsza taka wymówka niż żadna.
- Chciałeś ze mną rozmawiać – powiedziałam siadając na ławce i oplatając rękami podkurczone nogi.
- Tak... Oczywiście, tylko... W ogóle się nie spodziewałem. Po wczorajszym... i po tylu latach. W ogóle zaraz wyjeżdżamy – zaczął się plątać dreptając przede mną i nerwowo przeczesując włosy – Już straciłem nadzieję.
- Wiesz, ja nie nalegam... – powiedziałam mając nadzieje, że za chwilę będę miała szansę zwiać. Ku mojemu zaskoczeniu zdenerwowanie jakby mijało z każdą sekundą, ale gdzieś w sobie miałam takie poczucie, że nie mam wcale ochoty z nim rozmawiać. Właściwie nie oczekiwałam żadnych wyjaśnień.
- Nie, nie. Porozmawiajmy. Wprawdzie minęło tyle czasu, ale wciąż mam w sobie taki żal... że nigdy nie miałem szansy się wytłumaczyć ani Cię przeprosić – usiadł obok mnie, na co odruchowo się odsunęłam.
- Przeprosiny przyjęte, a wyjaśniać nic nie musisz. Masz rację, minęło tyle czasu, żadne z nas chyba nie ma ochoty wracać do tego co już dawno się przeterminowało.
- Tak, no tak... ale... sam nie wiem... Laura, co się z Tobą działo? Co się stało, że tak zniknęłaś, że nie dałaś mi szansy wtedy na jakąkolwiek rozmowę? Wciąż nie potrafię tego zrozumieć! – znowu zaczął się jąkać, co zaczynało mnie irytować – Ja wiem, że stało się tyle złego, ale przecież, to nie do końca dotyczyło Ciebie. To znaczy w pewnym sensie na pewno, ale... byłaś kimś ważnym, mimo wszystko.
- Błagam Cię. Marcel, posłuchaj, nie chce mi się wracać do przeszłości, która już dawno jest za mną. Co się ze mną działo, to moja sprawa, choć pewnie dobrze wiesz, więc nie udawaj głupka. I nie wiem czego nie rozumiesz. Wkroczyłeś w moje życie, kiedy naprawdę byłam na zakręcie, doskonale wiedziałeś, że Cię potrzebuję. Zaufałam Ci, jako człowiekowi, nie jako mężczyźnie, dobrze o tym wiesz. A Ty? Wykorzystałeś moją słabość i w tej mojej słabości kazałeś mi się mierzyć z tym całym syfem, który sam stworzyłeś.
- Posłuchaj... – przerwał mi.
- Nie, Ty posłuchaj. Nie wiem czy istnieje cokolwiek, co jest dla Ciebie wartością, co jest dla Ciebie ważne, o co dbasz i czym się kierujesz, ale dla mnie najważniejsze było wtedy zaufanie. Wyjątkowo już nadszarpnięte. I Ty je na dokładkę też zawiodłeś. To proste. A że do tego zrobiłeś ze mnie idiotkę stawiając mnie na równie z tymi wszystkimi pannami, które się za Tobą uganiały i które wykorzystałeś, to chyba nie jest trudne do zrozumienia, dlaczego nie miałam ochoty obcować z Tobą ani chwili dłużej? – spojrzałam na niego znacząco, pierwszy raz podczas tej rozmowy tak zdecydowanie i śmiało. Wydawał się bezradny, co wcale mnie nie dziwiło, nie miał nic na swoją obronę.
- Masz rację, ale to wszystko nie było takie oczywiste jak Ci się wydaje...
- Oczywiste, nieoczywiste. Dla mnie liczą się fakty. I te przemawiały przeciwko Tobie. Nie interesowało mnie i nie interesuje mnie co działo się w Twojej chorej głowie, że postępowałeś tak a nie inaczej – wzruszyłam ramionami i wypuszczając powietrze poczułam jakby ulgę.
- Marcel! Wszędzie Cię szukam! – usłyszałam za sobą damski głos, na który on zareagował szybkim poderwaniem się z ławki – Zabrałeś wszystko z hotelu? Zaraz jedziemy – obejrzałam się i moim oczom ukazała się postać wysokiej brunetki, dosyć atrakcyjnej. Kolejna naiwna, nic się nie zmieniło – pomyślałam uśmiechając się złośliwie pod nosem.
- Tak, wszystko już spakowałem do samochodu. A potem spotkałem... – spojrzał na mnie i chwilę się zawahał – Spotkałem znajomą z Polski i tak sobie rozmawiamy – kultura nakazywała mi wstać i się przywitać, ale wyręczył mnie w tym Marcel – To właśnie Laura, pracowała kiedyś z nami, dawno właściwie, robiła zdjęcia...
- Właściwie nadal robi – poprawiłam go.
- A tak, faktycznie, robi nadal... Laura, a to Olga, moja żona – wskazał dłonią. Poczułam jakby spadła na mnie betonowa ściana. Trzymaj się Laura! Czegokolwiek, ale się trzymaj!
- Miło mi – podała mi rękę, która po wewnętrznej walce uścisnęłam – Czyli dziennikarka? – uśmiechnęła się ukazując moim oczom dosyć duże, ale nie szpecące ją zęby.
- Po części prawniczka, po części dziennikarka – powiedziałam starając się z całej siły, by brzmiało to naturalnie.
- O, ciekawe... W sumie może nawet gdzieś Cię widziałam, wyglądasz znajomo – przekrzywiła głowę – Tak czy inaczej, przepraszam, muszę jeszcze załatwić coś w hotelu, także Wam nie potowarzyszę. To Ty już się stąd nie ruszaj, ja ogarnę ekipę i zaraz będę z powrotem – zwróciła się do Marcela a następnie do mnie – Do widzenia.
- Żona? – spojrzałam na Marcela wytrzeszczając oczy. Był ostatnią osobą, którą podejrzewałabym o małżeństwo. A jeśli już, to takie, które skończy swój żywot szybciej niż zaczęło.
- Zgadza się – odpowiedział niepewnie – Widzisz wiele się zmieniło – usiadł z powrotem na ławce i chwilę milczał stukając palcami w kolano – Mówią, że ludzie się nie zmieniają. I istnieją pewnie tacy, którzy zawsze pozostaną tacy sami... Pamiętasz jak wspominałem Ci o mojej rodzinie? – zmrużył oczy spoglądając na mnie. Coś pamiętałam, ale wśród dziesiątek historii opowiadanych o trudnym dzieciństwie, podłych kobietach, z którymi się wiązał, nie wiedziałam już czy jakakolwiek z nich jest prawdziwa – Jakiś czas po Twoim zniknięciu poszedłem na terapię, właściwie to nasz menager mnie zmusił, że niby dla dobra zespołu i wizerunku, sama rozumiesz. Trwało to miesiącami. Wałkowanie całego dzieciństwa, opowiadanie o despotycznej matce, ojcu, którego tak naprawdę nie było... Szukanie źródeł moich zachowań, ranienia siebie i innych, szukanie rozwiązań – przerwał na chwilę – A potem poznałem Olgę. Wkrótce minie trzy lata... Za 7 miesięcy urodzi się nam dziecko – powiedział ściszając głos, choć wyraźnie słyszałam, że uśmiechnął się wypowiadając te słowa. Nie wiedzieć czemu serce podeszło mi do gardła. Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Marcel chyba też - A Ty i ten... wędrowniczek, to coś poważnego? – zapytał po chwili wskazując na Jareda.
- Co? Zwariowałeś, to tylko chwilowa współpraca – roześmiałam się w głos, nie wiem czy bardziej z powodu tego co powiedział, czy bardziej z powodu Jareda, który robił już dziesiąte chyba kółko alejką, oglądając w międzyczasie płyty chodnikowe, chodząc stopa za stopą po krawężniku albo uważnie analizując kształty i kolory kwiatów na drzewie. Zaczynałam się poważnie obawiać, że jeszcze chwila i zacznie studiować zawartość śmietnika.
- Ja bym nie powiedział, że zwariowałem... I wiem co mówię – zabrzmiało to dosyć poważnie, chwilę się zamyśliłam przyglądając się Jaredowi, który spojrzał w moją stronę pytającym wzrokiem, na co ja się uśmiechnęłam ukradkiem pokazując kciuk lewej ręki na znak, że jest okey.
- Twój dziennikarz chyba już nie przyjdzie, może poczekaj na niego w hotelu, jakby coś to go tam pokieruję – krzyknęłam do niego puszczając mu oko, na co Leto skinął głową i ruszył do wejścia. Opuściłam nogi i mocno je wyciągnęłam – Wiesz Marcel... Zostawmy to wszystko, co było. Ty masz swoje życie, ja mam swoje, nie wchodźmy sobie w drogę.
- Myślisz, że jest szansa na to byśmy jeszcze kiedyś się spotkali i spokojnie porozmawiali? – zapytał.
- Raczej nie. Przyszło nam się spotkać w najwyraźniej złym czasie i złym miejscu. Nie da się wymazać tych wspomnień, które nas łączą, choć lepiej chyba byłoby powiedzieć, które nas podzieliły. I w moim przekonaniu to przekreśla szansę na zdrową znajomość – odpowiedziałam otrzepując spodnie.
- Rozumiem... – westchnął – To znaczy przykro mi mimo wszystko, bo są przecież też dobre rzeczy, które razem przeżyliśmy.
- Na pewno. I może przyjdzie taki dzień, że uda mi się wyłowić je z pamięci i na tle wszystkiego, co było kiedyś to one staną się bardziej wyraźne. Niestety nie jestem w stanie zagwarantować tego ani Tobie ani sobie – wzruszyłam ramionami i zacisnęłam usta.
- W każdym razie dziękuję, że znalazłaś dla mnie tę chwilę. Na pewno nie wyglądało to tak jakbym chciał, tylu rzeczy nie powiedziałem, ale doceniam, że w ogóle udało nam się porozmawiać – pokiwałam tylko głową nic nie odpowiadając. Czułam w sobie pewnego rodzaju rozluźnienie, może nawet ulgę, taką lekkość. Normalnie podejrzewałabym siebie o natłok myśli, bijatykę emocji, a w rzeczywistości moją głowę wypełniała pustka.
Pożegnaliśmy się i ruszyłam do hotelu. Szłam powoli, miałam wrażenie, że wręcz płynę. Moje stopy ciągnęły się jedna za drugą, jakby brodziły w błocie. Nie byłam w stanie nawet stwierdzić, która to już godzina bez snu. Weszłam do windy, wcisnęłam przycisk i zamykając oczy oparłam czoło o zimne lustro znajdujące się naprzeciwko drzwi.
- Proszę Pani, wszystko w porządku? – usłyszałam za sobą, gdy na którymś piętrze, jeszcze przed moim, winda się zatrzymała. Otworzyłam oczy i najpierw w odbiciu lustra ujrzałam ich niezwykle szare, zmęczone odbicie. Odwróciłam się z szerokim uśmiechem, wiedząc do kogo należy głos.
- Steve, Ty wariacie, myślałem, że to jakiś bezdomny albo zamaskowany psychofan! – wesoły śmiech Tomo zabrzmiał w kabinie i rozniósł się po całym korytarzu.
- Dzięki Milicevic, Ty też wyglądasz dziś niezwykle promiennie – cisnęłam go pięścią w ramię, najwyraźniej nie tylko ja z Jaredem zarwaliśmy noc.
- Jak prawdziwy Kopciuszek, niespodziewanie zwiewasz z imprezy, zrzucasz piękną kieckę i zamieniasz się w kocmołuszka – wytarmosił mnie za brodę.
- Jeszcze słowo i kocmołuszek zasunie Ci takiego kopa... – pokręciłam głową i pogroziłam mu palcem.
- Dobrze, już dobrze, nerwusie – pogładził mnie o ramieniu. Winda zatrzymała się na naszym piętrze – Ty też tutaj wysiadasz?
- Nie, tak sobie nacisnęłam, żeby pozwiedzać hotel – wyminęłam go i skręciłam, by jak najszybciej dotrzeć do pokoju. Czułam, że jeszcze chwila i zasnę, chyba że nie pozwoli mi ból, który stopniowo zaczynałam odczuwać w okolicach potylicy. Zatrzymałam się jednak i gdy stanął obok mnie, objęłam go ramieniem i dodałam – Przepraszam, jestem tak zmęczona, że za chwilę będziesz mnie zbierał z podłogi.
- W porządku, wszyscy chyba dzisiaj jesteśmy chodzącymi wrakami – odrzekł spokojnie.
Po chwili pożałowałam swoich słów, które niebezpiecznie stawały się prorocze. Sunęliśmy korytarzem, a ja zaczynałam mieć wrażenie, że tracę grunt pod nogami, a otaczające mnie korytarze zaczynają znikać za czarnymi plamami.
- Tomo złap mnie – wymamrotałam opierając się ramieniem o ścianę.
- Co?
- Złap mnie! – krzyknęłam, gdy moja dłoń w ostatniej chwili ścisnęła koszulkę Chorwata.
***
Standardowo ucięłam i standardowo mam mieszane uczucia – to chyba znak, że wracam do siebie ;) Było tyle wersji tego rozdziału, że sama się w tym pogubiłam, ale ku uciesze mojej i na pewno Waszej – wątek Marcela skróciłam do granic możliwości i możemy go uznać za zakończony. Mam nadzieje, że przebrniecie.
Pozdrawiam najwytrwalszych, należą Wam się medale ;)
jej! W końcu się doczekałam! 3 miesiące czekania na taki świetny rozdział. Padłam przy zdaniu "..obawiałam się, że zacznie studiować zawartość śmietnika", gdyż sobie to wyobraziłam. Ciekawie, ciekawie. Rozmowa z Marcelem wniosła wiele ciekawych rzeczy do tego rozdziału, między innymi to, że - czyżby naprawdę? - Marcel się zmienił. Nie jestem mistrzem w komentowaniu opowiadań - piszę to każdemu, wiem ;P - dlatego też, nie daję zbyt długich komentarzy pod rozdziałami.
OdpowiedzUsuńPamiętasz altumify, którą pytałaś, co oznacza "Echelon"? To ja, jakbyś nie mogła skojarzyć. Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział! :*
Super rozdział. 4 miesiące czekania na rozdział się opłaciły. Cieszę się, że mogłam coś przeczytac znowu z twojej ,,produkcji" Nie umiem stawiac komentarzy, więc jedynie co mogę pwoiedziec to to, że to jest bardzo fajny zrodział i czekam na nowy :-) pozdrawiam ; ]
OdpowiedzUsuńNo super:))) wreszcie zakończyła się sprawa z Marcelem, która zaprzątała mój umysł bardziej niż inne wątki i teraz czekam na dalsze losy.
OdpowiedzUsuńA kończenie w takich momentach, powinno być karane:))) mam nadzieję, że na następny nie każesz nam czekać kolejnych miesięcy:)))
Pozdrowionka, Agata.
WWWWWWWWRRRRRRRRRRREEEEEEEEEEESSSSSSSSSSSSSZZZZZZZZZZZCCCCCCCCCIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEEE!
OdpowiedzUsuńto tyle ode mnie, haha xD
dobrze, że napisałaś na początku przypominajke, bo może bym nie ogarnęła o czym czytam Oo
za tą kurde nieobecność rozdział powinien być dłuższy :(
a powiesz może (albo mówiłaś, a ja nie wiem xD) czemu nas na tyyyyle opuściłaś? :< ;>
mm, to już tyle czasu minęło? nie martw się, ja mam lepszą (gorszą?) praktykę od Ciebie, ale tam...
OdpowiedzUsuńcieszę się szalenie, że wróciłaś i to jeszcze przed koncertem. mam jednak nadzieję, że na następny post nie będziemy musieli tak długo czekać. ;)
dobrze, że Marcela mamy z głowy i to w miarę w spokojny sposób. a nasza panienka jak zwykle zakończyła dzień w udany sposób.
oby się tylko Wędrowniczek zbytnio nie przejął. ;>
cóż, może się natkniemy na siebie jutro, aczkolwiek bardzo w to wątpię. w każdym razie, udanego koncertu! :D
moja radość i tak jest nie do opisania więc nie potrafię skonstruować zrozumiałego komentarza. Bomba! ;*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam i muszę powiedzieć moja Droga, że rozdział jest dobry i nie masz się czym przejmować:D Co do czytelniczek... nie wiem czy są takie, które odpuściły sobie zaglądanie na tego bloga, ale wiem, że te najwierniejsze pozostały:D
OdpowiedzUsuńNo to let's go:
Dalej zastanawiam się nad relacjami Jareda i głównej bohaterki. Nie mogę znaleźć złotego środka w tej dziwnej więzi. Czasami wydaję się, że wokalista traktuję Laurę jak młodszą siostrę opiekując się nią i zapewniając jej bezpieczeństwo psychiczne i fizyczne, ale z drugiej strony czasami jego słowa oraz czyny pokazują, że chce czegoś więcej niźli przyjaźni. Przecież tak zabiegał o współpracę z nią... tutaj musi być jakieś drugie dno. Sama wypowiedź Marcela zmusza mnie do refleksji nad tą kwestią: "Ja bym nie powiedział, że zwariowałem... I wiem co mówię"... Marcel jako osoba postronna na pewno widzi więcej i to jest właśnie zastanawiające. W sumie wydaje mi się, że poprzez tą tzw. "pomoc" coraz bardziej się do siebie zbliżają i to już nie chodzi o sprawy fizyczne, ale czysto psychologiczne. Potrzebują siebie. Są jak dwa magnesy, które pomimo, iż siebie odpychają coraz bardziej siebie przyciągają(mam nadzieję moja Droga, że wiesz o co mi chodzi:))
Co do historii z Marcelem czuję niedosyt. Myślałam, że jakoś bardziej rozbudujesz ten wątek, bo na prawdę chciałabym poznać motywy, którymi kierował się ten człowiek parę lat temu. Wypowiedz Marcela o motywy, które nim wtedy sterowały i to, że nie wszystko jest takie oczywiste jak mogło by się wydawać sprawiają, że jestem jeszcze bardziej ciekawa tego co chciał powiedzieć. Pewnie, gdyby nie Laura, która mu cały czas przerywała dowiedziałabym się tego(liczę, że kiedyś mi to wytłumaczysz). Olga - żona... tutaj moje zaskoczenie sięgnęło zenitu. Nigdy nie przypuszczałabym, że wprowadzisz do opowiadania taką postać, która będzie spokojną przystanią dla młodego muzyka. Widocznie terapia pomogła mu odnaleźć prawdziwe i trwałe wartości, co mnie niezmiernie cieszy.
Samopoczucie Laury- ta jej lekkości i ulga jest dla mnie zrozumiała. W końcu rozliczyła się z przeszłością i przynajmniej tą jedną kwestie ma za sobą. Powiedz mi moja Droga jak ty możesz kończyć w takim momencie? Czy ja tutaj z czystej i ludzkiej ciekawości mam na zawał umrzeć? No to czekam z niecierpliwością na nowy rozdział:DDDDDD
P.S. wiem trochę chaotyczny ten komentarz, ale nie umiałam ubrać myśli w słowa.
Również jak Vanity padłam przy tym zdaniu "..obawiałam się, że zacznie studiować zawartość śmietnika" po prostu przeczytałam i od razu ukazał mi się Jared zaglądający do śmietnika xD
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać 4 miesięcy xD ^^
Finally it happen to me!!
OdpowiedzUsuńJejejejejejeje!!
Wreszcie! Jestem zbyt podniecona żeby coś konstruktywnego napisać więc w skrócie: witaj wśród żywych, kocham Cię, kocham Laurę i w ogóle świat jest piękny!!:D Czzekam na więcej, koniecznie!
A nie przejmuj się, jakoś nadrobisz 50 rozdziałów bo długo się nic nowego nie ukaże.^^
hmm musiałam czekać 4 miesiące by dać ten wpis, bo obiecałam sobie że napisze komentarz przy nastepnej części xD głupi pomysł ale tak sobie obiecałam więc komentuje :D hmm tak długo nie było odcinka że aż mi tak dziwnie było na początku czytać , ale płakać nie będe że sie pojawił nowy :P oczywiście byłam tu prawie codziennie i czekałam , aż nie sądziłam że potrafie być taka wytrzymała ,lecz gdy coś jest warte czekania to warto nawet i więcej ( choć osobiście mam nadzieje że to ostatni aż tak długi przestuj!) Ten rozdział ,hmm tak jak ty miałam mnóstwo hipotez jak to pociągniesz ,i no nie zawiodłam się , choć spodziewałam sie że być może tak ukażesz Marcela :) ale to dobrze bo zamknełaś jedną z domkniętych szuflad( według mojej teorii tylko się nie śmiej! Laura jako hmm komoda? xD czyli chodzi mi o to że ukazałas nam Laure z kilkoma wątkami które rozpoczełaś , jak szuflade otworzyłaś ,a potem domykałaś , zostawiając mnóstwo niedopowiedzeń , to ciesze sie ze choć wątek Marcela został zamknięty).
OdpowiedzUsuńA teraz koncert! z wielka przyjemnością bym się spotkała!ja ide na oba :D i jutro bede ok 10 pod Atlas areną z Onisią jeśli pamiętasz taką osóbke i z całą ekipą krakowską ,tą od grafiti dla Braxa :D
Toshi
ps. nie komentowałam od prawie początku opowiadania( raz się zdarzyło) ale cały czas tu byłam :D
Alleluja! nowy rozdział! :D warto było tyle czekać :)
OdpowiedzUsuńLadyBird
Toshi! To daj na siebie jakiś namiar tutaj albo u mnie na gadu, bo jak ja Was niby znajdę pod tą Areną (no chyba, że będziecie w trakcie tworzenia kolejnego graffiti to powinnam się zorientować;D). Wprawdzie ja będę w Łodzi pewnie dopiero około 12-13, ale może jednego albo drugiego dnia gdzieś tam do Was podskoczę się przywitać ;)
OdpowiedzUsuńBiegnę oglądać EMA, po skończeniu wpadnę odpisać wszystkim :D
a gdzie moge znaleść twój nr.gg?:)
OdpowiedzUsuńPodawałam w pierwszym powitalnym wpisie 'Od Autora';)
OdpowiedzUsuńTo wrzucam, żebyście nie musiały szukać: 35173190
Dzisiejsza poranna kawka okazała się przepyszna za sprawą Twojego opowiadania!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję!!!
Odwyk nieziemski zrobiłaś mi ale mam nadzieję że ostatni tak długi.
Buziaki ewa.
No ja cież pierdzielę !!!!!!!!!!!!!!! Bardzo się cieszę że znalazłaś dla nas chwilę. Zaraz będę czytać, moje kochane jeśli będziecie miały jakieś problemy, pytania w Łodzi lub chciały pogadać zostawiam mój nr. telefonu 664 426 704
OdpowiedzUsuńKasia
Kaaaaaaaaaaaaasia dzięki za numer! Myślałam o Tobie właśnie, czy się tu pojawisz. Bardzo się cieszę! :) Już zapisuję :)
OdpowiedzUsuńEwaaaaaaaaaaaa! Też mam nadzieje, że to ostatni raz! :) Super, że jesteś!
I tak mogłabym wykrzykiwać wszystkie Wasze imiona, bo ogromnie się cieszę, że jesteście :D
Niestety muszę uciekać, bo właśnie wyjeżdżam do Łodzi :) Także jakbyście jutro spotkały dziewczynę w niebieskich spodniach i żółtej koszulce z pandą, to będę ja :D
Wszystkim życzę udanej zabawy! A niejadących proszę o trzymanie kciuków, by wszyscy dojechali i wrócili w całości ;)
Do napisania wkrótce :*
Wiesz? Natknęłam się na Twojego bloga za czasów, gdy poznawałam Marsów. Teraz, zupełnie nie wiem dlaczego, mój zachwyt tym zespołem chyba się rozszedł. Nie słucham, a szkoda. Marsi są ostatni na mojej liści muzycznej. Ale chyba do tego powrócę... Ich kawałki dawały mi trochę siły. :))
OdpowiedzUsuńI pomimo, że nie przeczytasz tego już, to życzę Ci miłej zabawy na koncercie. I wszystkim, którzy tam jadą. Bawcie się dobrze. Pf, co ja piszę. Na pewno będziecie się świetnie bawić. Nie zgubcie się w tej Łodzi! :D
Mam nadzieję, że od teraz rozdziały będą się pojawiać normalnie. :)
Kasia mam wiadomość dla Ciebie od Laurki. Pisała do Ciebie smsa ale ten nie doszedł, jak możesz skontaktuj się ze mną jak najszybciej... moje gg to 7356214. Buziaki Dominika
OdpowiedzUsuńKurde, nie wchodziłam na bloga od wczoraj. Faktycznie zpieprzyłam sprawę bo mój numer to 663 426 704
OdpowiedzUsuńKasia
Heej. w końcu upragniony rozdział :P Myślałam , że Marcelowi będzie chodziło o coś więcej, ale na szczęście nie ;). Nie wiem czy pamiętasz , ale prosiłam Cię o powiadamianie mnie o nowych rozdziałach , tak więc przypominam :D. Mój nr gg 8168171
OdpowiedzUsuńIzuu
cóż... ja chyba też nieco czekałam, bo zaglądałam co jakiś czas... chociaż mam takiego lenia, ze mi się znów nie chce czytać, choć to tylko jeden rozdział ;D
OdpowiedzUsuńWreszcie się doczekałam ;) Super rozdział, czekam na dalsze. Jak się podobał koncert :)?
OdpowiedzUsuńAsia
Moje Drogie,
OdpowiedzUsuńZnowu mam opóźnienie, tym razem w odpowiadaniu na Wasze komentarze, a jak wiecie pewnie, chciałabym każdej z Was odpisać. A to wszystko przez koncertowy maraton, najpierw Marsi, potem... Marsi a potem Carpark North (którzy notabene na swoim koncercie zagrali fragment King&Queens!).
Jeśli chodzi o koncert(y) można by wiele napisać, wiadomo ;) Najważniejsze to chyba, że przeżyłam (a po poniedziałkowym koncercie, na którym postanowiłam się ulokować tak blisko jak to tylko możliwe, moje "przeżycie" naprawdę stało pod znakiem zapytania ;D). Duchem i myślami wciąż jestem w Atlas Arenie, choć rzeczywistość boleśnie próbuje sprowadzić mnie na ziemię. Emocje i wrażenia koncertowe są nie do opisania, wyskakałam się, zdarłam gardło, śmiałam się, wzruszałam. Coś naprawdę pięknego, choć w niezrozumiały dla mnie sposób nie do końca wierze, że tam byłam.
Ach! I musicie wiedzieć, że w trakcie Search and Destroy myślami byłam z wszystkimi osobami stąd. Mam nadzieje, że wszystkie osoby będące na koncercie bawiły się tak dobrze jak ja, a Ci którzy nie mogli wziąć w nim udziału, będą miały ku temu okazję w przyszłości.
PS Pamiętajcie starą prawdę - ostatni będą pierwszymi - mówi Wam to osoba, która na wtorkowym koncercie postanowiła wydostać się z morderczego tłumu i spokojnie obejrzeć koncert z końca sali. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, jakie było moje zaskoczenie, gdy w pewnym momencie odwróciłam głowę a za mną na podeście stał nie kto inny jak JL ;)
Do napisania bardzo bardzo wkrótce!
Póki co to tyle ode mnie, ale jeszcze tu wrócę.
A jak Wasze wrażenia?
cześć wszystkim, cześć Lauro;).
OdpowiedzUsuńale dawno mnie tutaj nie było, hm. chyba wszyscy są zadowoleni, że wróciłaś tutaj a razem z Tobą nowy rozdział;).
sama byłam po koncercie. wrażenia niesamowite. najbardziej mi się podobało, że cały koncert miał swój niezwykły klimat. wyskakałam się i też zdarłam gardło ;-) ale o to chodziło, hah.
może to głupie ale podczas piosenki Search and Destroy sama pomyślałam o tym blogu. ;D a milion little pieces..no tak;)
co więcej? pozdrawiam gorąco.
i nie wiem dziewczyny, wyszło coś ze spotkania?;)
Katrina
przepraszam że końcowo do Ciebie nie napisałam na gg ale było już tak późno a wstawanie o 3 nad ranem nie nalezy do najprzyjemniejszych xD ale no cóż warto było! Koncerty niesamowite choć szczerze 7 o niebo lepszy od 8 xD pobiło to wszystkie koncerty marsowe na jakich byłam poprostu muzyczne niebo i to The Story full bandem <3 no poprostu kosmos ( a może lepiej byłoby napisać mars :D) a co do tej imprezy eski rock powiem Ci że podziwiam że dałaś rade! bo ja niby miałam wejściówke ale poprostu fizycznie nie dałam rady i nie pojechałam :(
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Toshi :D
Warto było czekać tak długo na kolejny rozdział, jest genialny! Zresztą całe opowiadanie jest jednym z najlepszych jakie czytałam kiedykolwiek w internecie :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak się ucieszyłam jak zobaczyłam nowy rozdział :D
hann - dziękuję :)
OdpowiedzUsuńToshi - nie ma problemu, może jeszcze będzie okazja ;) co do koncertów, dla mnie one były zupełnie różne (7 byłam pod sceną, 8 na końcu sali przy dźwiękowcach), jednak większe wrażenie na mnie zrobił ten 8, choć pod względem ludzi, którzy przyszli, większa kultura była 7.
a gdzie Ty stałaś 7? pytam, bo miałam takie wrażenie, że tuż obok mnie stała ekipa z kręgu miłośników Braktona ;)
Katrina - miałam to samo z tym 'million little pieces' i już wiem, że nie ja jedna. zabawne ;) klimat był bez wątpienia! jeśli o spotkanie chodzi, to jako takiego grupowego nie było, trochę późno się z tym ogarnęłam, ale udało mi się spotkać osobiście z dwiema osobami stąd, z kilkoma wymienić telefonami. może jeszcze coś z tego kiedyś wyjdzie :)
Ife - miło, że czekałaś, tym bardziej, że (nie wiem czemu) ubzdurało mi się, że Ty akurat mojego opowiadania nie czytasz ;)
Izuu - pamiętam o powiadomieniach, mam Cię na gadu i wysyłałam informację o rozdziale. nie dostałaś nic?
batgirl - skoro Marsi zeszli u Ciebie na daleki plan, to tym bardziej doceniam, że zaglądałaś tutaj i czekałaś na rozdział :) może jeszcze wrócą do Twoich łask ;) zrobisz sobie przerwę i zatęsknisz? a nawet jeśli nie... świat muzyczny jest na tyle bogaty, by każdy znalazł coś dla siebie.
Ewa - to prawda, zaszalałam z tą przerwą, mam nadzieje, że teraz będzie już nieco 'normalniej'. raz jeszcze powtórzę - cieszę się, że jesteś tu z nami :)
Dominika - jak zwykle Twój komentarz dał mi dużo do myślenia - poza tym wszystko zrozumiałam i nie było chaotycznie. o tym Marcelu to ja Ci jeszcze napiszę, ale chodziło mi głównie o to, że nie do końca rozegrałam to tak jak chciałam (pomijam fakt, że tego wątku w ogóle miało nie być :|). a co do relacji Jareda i Laury, faktycznie jest nieco pokręcona, ale będę się starała, żeby stała się nieco bardziej określona i jednolita, bo zaczynam mieć wrażenie, że trochę "błądzę" ;)
Agata - kilka miesięcy na pewno nie będziecie musiały czekać (mam nadzieje! :D).
Vanity/Altumify - pamiętam, pamiętam, wszystkie Was pamiętam! :) fajnie, że napisałaś te kilka słów!
Gabi - dziękuję bardzo. jeśli chodzi o pozostawianie komentarzy, tego chyba nie trzeba umieć ;) wystarczy napisać co się myśli. i ja się cieszę, że Ty napisałaś :)
honest - miał być dłuższym, ale musiałam go uciąć, bo byłby... za długi ;) poza tym nie chciałam byście doznały szoku po tak długiej przerwie, także postanowiłam dawkować w małych ilościach ;)
co do opuszczenia bloga, to się może wydać dosyć banalne, ale wynikało głównie z braku czasu albo braku spokojnej głowy do tworzenia, czytania i komentowania, czasami też zwykłego braku chęci pisania. dużo można by pisać o tym co się u mnie działo przez ten czas, ale właśnie najogólniej mówiąc nie byłam w stanie skupić się tym nierzeczywistym świecie, bo rzeczywisty wyjątkowo zaprzątał mi myśli i zabierał czas.
Anee - rozbawiło mnie to zdanie: "a nasza panienka jak zwykle zakończyła dzień w udany sposób". a jeśli chodzi o natknięcie się na mnie w Łodzi, to w poniedziałek raczej nie rzucałam się w oczy, bo miałam na sobie dosyć mało charakterystyczne czarne spodnie i czarną koszulkę, za to we wtorek jeśli widziałaś dziewczynę w niebieskich spodniach, białej koszulce I love NY i granatowej bluzie, pałetającej się wokół Areny, a potem w żółtej koszulce z taką rysunkową pandą, to byłam ja :D ;)
Uff, mam nadzieje, że nikogo nie pominęłam!
Dziewczyny, raz jeszcze dzięki, że jesteście i że zechciałyście napisać :)
Poprawka:
OdpowiedzUsuńHanna - dziękuję :)
LadyBird - witaaaaaj!
hmm to pewnie stałaś koło moich znajomych :) mieli flage ILL? i jeszcze taki mega długi transparent? :D ja się od nich odłączyłam bo mnie kolejka przy wejściu zepchneła do tyłu a oni weszli jako pierwsi, więc ja poszłam pod wybieg i tam sie ulkowowałam :) i jakoś nie żałuje widziałam wszystko bardzo dobrze :D
OdpowiedzUsuńToshi
O, nowy rozdział (: Prosiłam kiedyś, żebyś mnie informowała, ale tak jakoś chyba o mnie zapomniałaś... no nic, ponawiam swoją prośbę i mam nadzieję, że tym razem weźmiesz i mnie pod uwagę (:
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - cudowny był. Padłam przy scenie, gdzie Jared krążył i nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, kiedy Laura rozmawiała z Marcelem.
Cieszę się z jej przebiegu i z tego, że mniej więcej wszystko sobie wyjaśnili (:
Lubię Laurę, chociaż momentami jest nie do zniesienia. Głownie przez swój upór i to, że postrzega świat wiecznie w czarnych kolorach.
No nic, czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję, pojawi się niebawem (:
Pozdrawiam i życzę weny <3
www.wonderful-lie.blog.onet.pl
Toshi, wiesz co ja już niewiele pamiętam, bo to było w poniedziałek i ogólnie był tam ścisk i walka o życie, ale skoro pomyślałam, że to możesz byc Ty i Twoja ekipa to na pewno miały flagę ILL albo transparent, albo jedno i drugie ;) Na pewno coś takiego było :) Jak dobrze wszystko widziałaś, to najważniejsze :) A udało Wam się dorwać Olitę? Bo wiem, że ktoś tam na niego wpadł na mieście ;)
OdpowiedzUsuńStarałam się uzupełnić linki i gadu, żeby informować wszystkich, którzy o to prosili, ale jeśli kogoś pominęłam, to przepraszam i proszę, żeby się jeszcze upomniał ;)
hmm coś tam brzdąkali ale ja czasami tych ludzi nie ogarniam xD więc nie wiem jak, gdzie i po co xD wiem napewno że Olita robił zdjęcie dziewczynom z flagą ILL w poniedziałek na koncercie :)
OdpowiedzUsuńToshi
W końcu się doczekałam!! i dziękuję za kolejny wspaniały rozdział:):):):)
OdpowiedzUsuńteż miałam "małą przerwę" i też wróciłam:D :) na http://map-of-the-world.blog.onet.pl/ :) pojawił się 44 rozdział:D
OdpowiedzUsuńobiecuję, że niedługo przeczytam nowy rozdział:D tylko ogarnę wszystko:*
inna^^
hm... ja zaglądałam, czekałam...
OdpowiedzUsuńale w tym momencie nie chce mi się czytać nawet, choć to tylko jeden rozdział ;D
lenistwo, musisz wybaczyć.
no i nie pamiętam, co było w poprzednim, wiec będę musiała przelecieć ogólnie kilka wstecz.
AH!!! Warto było czekać!!!
OdpowiedzUsuńStrasznie się cieszę, że do nas wróciłaś, codziennie zaglądałam na tego bloga, no i doczekałam się :)
Bardzo dobrze, że wreszcie Laura i Marcel jako tako sobie wszystko poukładali, wyjaśnili, super, jedna rzecz z głowy ;) Jared krążący przed hotelem mnie rozwalił, widziałam to dosłownie, szczególnie studiującego zawartość śmietnika ;)
No to teraz niecierpliwie czekam na next, bo to omdlenie musiało być czegoś skutkiem i czegoś przyczyną pewnie też. Tylko nie każ nam czekać kolejnych 3 miesięcy...
Pozdrawiam serdecznie!
-Sylwia
Lauro, byłaś może w Warszawie na Rocktoberze? :)
OdpowiedzUsuńAsia
Ife, spokojnie nie ma ciśnienia z tym czytaniem przecież ;) Ja sama trochę pozapominałam (własnego opowiadania!), ale po takiej przerwie to trudno się dziwić ;) Może być ciężko żeby się wdrożyć z powrotem, ale może damy radę ;)
OdpowiedzUsuńSylwia, w takim razie dziękuję za cierpliwość, wytrwałość i wierność ;) Też mam nadzieje, że kolejny rozdział pojawi się szybciej niż za 3 miesiące ;) Na pewno!
Asia, tak byłam na Roctoberfest ;P Ogólnie to był szalony dzień i nie wiedziałam czy dam radę po 2 dniach w Łodzi i na Marsach, ale bardzo zależało mi na Carpark North, także resztkami sił poszłam i nie żałuję, bo chłopaki naprawdę dali radę. Czy to znaczy, że Ty też byłaś? :)
Taaak, byłam :) Carpark North byli świetni, a jak usłyszałam Kings&Queens to zaczęłam wrzeszczeć jak nienormalna;p Nie znałam wcześniej jakoś szczególnie tego zespołu i byłam pod wrażeniem :)
OdpowiedzUsuńAsia
A ja poznałam Carparków dzięki Marsom :D Jakoś w ubiegłą zimę. Oglądałam filmiki z zagranicznych koncertów, oni supportowali Marsów na kilku (nie pamiętam gdzie) i na jednym z koncertów Carparków Jared wpadł nagle na scenę, gdy oni grali i zaczął 'zagrzewać' publiczność, skakać po scenie, biegać, śpiewać. Potem zaczęłam przeglądać filmiki z Carparkami, usłyszałam jedną piosenkę, którą pokochałam, pościągałam płyty i tak poszło... Taka oto historia :D
OdpowiedzUsuńW Warszawie koncert dali rzeczywiście świetny.
A moja reakcja przy K&Q była identyczna! Spojrzałyśmy z moja koleżanką na siebie zszokowane, śmiech, pisk a potem wycie i śpiewanie. Widziałam właśnie kilka marsowych osób w Stodole i tak fajnie jakoś mi dzięki temu było ;)
Do mnie koleżanka: "Ej to łooo oooo oooo to jakieś takie jak w Kings&Queens". Ja, zanim mój mózg przyswoił informację, powiedziałam tylko "Co?", a potem to do mnie doszło i zaczęłam wrzeszczeć. Akurat tak się złożyło, że miałam okazję miec zaproszenia VIP i nie wiem czy słyszałaś jak Pegaz (bo to chyba on prowadził, tak?) powiedzial: "Ale dzisiaj Vipy szaleją!". No to to było o mnie, mojej koleżance i takich podpitych panach obok;p
OdpowiedzUsuńAsia
ano masz rację, nie zawsze zdarza mi się śledzić Twoje komentarze - dzięki wielkie za odpowiedź u mnie.(;
OdpowiedzUsuńwielką fanką Marsów osobiście nadal nie jestem, ale moja najlepsza przyjaciółka do ich grona z pewnością należy, więc z ciekawości dla legendarnego kontaktu Jaya z publiką, wybrałam się 7. i dzięki Bóg, że nie 8., bo wtedy pewnie mniej by mi się spodobało, a tak rzeczywiście dało się czuć pewną magię. i kameralniej było. i Buddha była, czym u mnie zaplusował, aczkolwiek nadal go lubię najmniej ze wszystkich - Shannon go przebija, zdecydowanie. ;>
koncert dobry, wielki performance, to prawda. kontakt całkiem niezły, rzeczywiście, tego mi brakuje w moim Muse (ale muzykę mają lepszą). :D
raczej wątpię, bym Cie widziała.;) co najwyżej na zewnątrz może się rzuciłysmy sobie w oczy, ale kto to wie - ale, jesli byłaś przy wejsciu dla eventimu, bardziej od strony barierki, i jeśli widziałaś dziewczynę w brązowej skórze z fajką w ustach, to ja. gadałam z dziewczyną z rózowo-blond włosami, jakaś przygodna znajomość kolejkowa. ;)
a, no i dobrze pamiętasz - chciałam iść na psychologię, i cóż - dostałam się na nią. ;)
do następnego, sweetheart!:*
Asia, pamiętam ten tekst i powiedział to albo Bisior, albo Pegaz, już nie pamiętam ;P (tzn. raczej Bisior prowadził, taki w dłuższych włosach, ale Pegaz też tam się chyba przewijał, krótkie włosy, zielony sweterek).
OdpowiedzUsuńW każdym razie trudno mi ocenić kogo miał na myśli, ale jeśli byłaś dziewczyną w białej koszulce z triadą albo jej koleżanką, to Was widziałam :) To akurat z oczywistych względów rzuciło mi się w oczy, gdy obczajałam balkony, reszcie jakoś specjalnie się nie przyglądałam :D
O matko ! Czekałam , czekałam i się doczekałam ! :D Ale warto było.Szczerze mówiąc zaczynałam myśleć że już zrezygnowałaś z pisania. Że może zabrałaś się za coś innego , albo po prostu codzienność nie pozwoliła Ci na wyskrobanie czegokolwiek . Jak wcześniej Ci pisałam bardzo lubię twój styl pisania , fabułę . Ja naprawdę odpoczywam przy tym opowiadaniu :) Te parę linijek o Jaredzie który nie wiedział co mam ze sobą począć czekając na Laurę świetny ! Zaraz przed oczami miałam Pana Leto który zaczyna grzebać w śmietniku xD
OdpowiedzUsuńJa również byłam w Łodzi , na obu koncertach . 7 to był mój pierwszy Marsowy koncert, chłonęłam wszystko co się działo tego , wręcz magicznego , wieczoru. Z racji tego iż natura nie obdarzyła mnie wzrostem , musiałam podejść blisko żeby cokolwiek zobaczyć. Drugiego dnia juz postawiłam na zabawę , już nie pchałam się do przodu . Pomijając parę niemiłych osób przy wejściu oraz tabunu szaleńców którzy rzucili sie na Jareda koncert oceniam na bardzo udany :) Heh myślałam że uda mi się zdobyć gitarę ale techniczny dosłownie zwiną mi ją z przed nosa xD
PS
Mam nadzieję że znajdziesz trochę czasu i soon coś tutaj wrzucisz (oczywiście nie Jaredowe soon :P). Trzymaj tak dalej. Życzę dużo weny i pozdrawiam:)
Jen
Tylko ja tam miałam koszulke z triadą, tak więc TO JA! :) Jeśli chodzi o ludzi na dole, z marsowych koszulek zauważyłam tylko biały t-shirt z jakimiś marsowymi napisami na plecach.
OdpowiedzUsuńW takim razie musiał to być Bisior. Nieźle się naśmiewał z 30STM, a szczególnie z Jareda. Nie wiem, czy pamiętasz jak powiedział, że był na obu koncertach w Łodzi i dzięki temu wreszcie mógł się wyspać.. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak to możliwe, ale cóż.. Każdy lubi co innego:P
Asia
Asia, tego o Jaredzie nie słyszałam, ale ja wpadłam do Stodoły dopiero o 21.30 na Carparków, bo wcześniej nie mogłam, także ten komentarz mi umknął, a to niedobry Bisior ;[
OdpowiedzUsuńA to fajnie, że to byłaś Ty, tak mi się miło zrobiło jak zobaczyłam tę triadę :) Jakbym wiedziała, to bym machała, skakała i puszczała znaki dymne ;)
Jen, widzę, że na koncertach obrałaś podobną taktykę do mnie :D Też 7 dopchałam się pod scenę (najpierw był to powiedzmy piąty rząd na przeciwko Tomo, ale po tych wszystkich skakaniach i przepychankach, na K&Q właściwie już drugi i bliżej środka :D). A 8 też stanęłam sobie na końcu przy reżyserce żeby na spokojnie wszystko widzieć i bawiłam się świetnie, chyba nawet lepiej niż 7.
No widzisz, dostrzegłaś gdzieś na górze swoją czytelniczkę. Może kiedyś się jeszcze poznamy;) Jak będziesz się wybierała na jakiś koncert (szczególnie taki, o którym trąbi eska) to daj znać:) Na pewno przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńAsia
Wygląda na to że bawiłyśmy się po tej samej stronie "mocy" :P . Również byłam po stronie Tomo 7 i 8 . 8 już koło reżyserki ;)Miałam żółtą koszulkę , z tyłu ekran z napisem "jump and touch the sky "
OdpowiedzUsuńJen
Asia, na jakiś koncert to na pewno jeszcze się wybiorę, myślę o The Wombats i Kaiser Chiefs w listopadzie oraz Comie w grudniu. Tylko trochę się spłukałam w związku z Marsami ;P a nie bardzo mam teraz czas by walczyć o bilety w eskowych konkursach, także nie wiem jeszcze czy coś z tego wyjdzie. Jakby co na pewno dam znać :)
OdpowiedzUsuńJen, ciekawe, że wybrałyśmy podobną taktykę co do miejsc na koncercie (a także taki sam kolor koszulki :D). Choćbym bardzo chciała to nie jestem w stanie sobie przypomnieć czy kogoś takiego jak Ty widziałam, pewnie gdzieś mi mignęłaś skoro kręciłyśmy się w tym samym miejscu :) Ja raczej nie rzucałam się w oczy, żółta koszulka z pandą, która nie wyglądała jak panda, granatowa bluza, niebieskie spodnie, trampki, dużo bransoletek na jednej ręce, dużo glowsticków na drugiej ręce i 2 balony, które miały być czerwone a okazały się różowe :D
PS Nie mogę uwierzyć, że minął już tydzień... i że dokładnie tydzień temu o tej porze kręciłam się wokół Atlas Areny! ;(
Hahah wiesz co , też miałam niebieskie spodnie z żółtymi lampasami po bokach xD To się zgrałyśmy !Masę glowsticków na rękach . Koleżanka umalowała mnie na neonowego pierrota , a do kitki miałam przyczepione świecące coś .Pewnie się widziałyśmy , ale też nie potrafię sobie przypomnieć czy widziałam kogoś z pandą :) Eh również nie mogę uwierzyć że to już tyle czasu .Te dwa dni , teraz wydają się być snem . Ale najpiękniejszym snem jaki mogłam tylko mieć.
OdpowiedzUsuńJen