- Przepraszam za to - wskazał na pęknięty aparat - oczywiście zwrócę należność. Przepraszam też za to, co wydarzyło się rano – zupełnie zignorował moje pytanie - A teraz proszę Cię, koniec żartów, wstań i wyjdźmy stąd, muszę Cię jeszcze odprowadzić.
Zniszczył mój aparat? Kiedy? – pytałam w myślach - 25 lipca – zaczęłam znowu analizować sytuację – Czyli to drugi dzień pobytu w Pradze. 9 rano? Kto mnie zmusił do wyjścia z łóżka o tej porze?
Zaraz. Jeśli jest 25 lipca, to znaczy, że dziś zaczyna się festiwal. Przypominam sobie. Wstałam rano, bo o 8 musiałam stawić się na terenie festiwalu by zgłosić swoją obecność i odebrać identyfikatory.
A potem… Potem spotkałam jego.Zaraz. Jeśli jest 25 lipca, to znaczy, że dziś zaczyna się festiwal. Przypominam sobie. Wstałam rano, bo o 8 musiałam stawić się na terenie festiwalu by zgłosić swoją obecność i odebrać identyfikatory.
Pamiętam, pierwszy dzień festiwalu, tego ranka przebudził mnie dźwięk telefonu z przypomnieniem ‘Festiwal - identyfikatory’.
- Wyłącz tego potwora, jest środek nocy – Karolina nakryła się kołdrą i przewróciła na drugi bok.
- Idę do organizatorów potwierdzić swoją obecność i odebrać identyfikatory – powiedziałam zwlekając się z łóżka.
Wzięłam szybki prysznic, niedbale zaplątałam włosy w kucyk. Wskoczyłam w dżinsowe szorty i białą bokserkę. Szybko przeciągnęłam rzęsy tuszem. Darujmy sobie make-up, nikt mnie tu przecież nie zna – pomyślałam zarzucając na siebie szarą bluzę i zawieszając na szyi aparat.
- Laura, kup mi kawę jak będziesz wracała – Karolina wychyliła głowę, po czym znowu schowała ją pod kołdrę.
- Jak będę mijała coś po drodze, to kupię. Wracam niedługo.
Wrzuciłam do torebki dokumenty i pieniądze, wzięłam mapę i wyszłam.
W hotelu panowała przerażająca cisza. Była 7:45, najwidoczniej nikt normalny w wakacje o tej godzinie nie wstaje. Podeszłam do recepcjonistki z prośbą o wskazówki jak dotrzeć na teren festiwalu. Moje wcześniejsze informacje się potwierdziły – miałam do przejścia nie więcej jak trzy przecznice. Praga świeciła raczej pustkami. Kilku śmiałków spacerowało leniwie, kilku się spieszyło, pewnie do pracy. Bez problemu dotarłam na miejsce.
Teren festiwalu tętnił życiem. Jakby był oderwany od dopiero co budzącej się Pragi. Kręciło się tam mnóstwo ludzi, techniczni ustawiali sprzęt na scenie, instalowano barierki, budki gastronomiczne przygotowywały się na popołudniowy najazd spragnionych nie tylko muzyki fanów. Z pomocą biegających i krzyczących coś do siebie po czesku ludzi ze sztabu organizacyjnego znalazłam miejsce meldunku. Załatwiłam wszystkie formalności, odebrałam opaski i identyfikatory, dostałam wskazówki odnośnie fotografowania – tylko podczas pierwszych trzech piosenek każdego zespołu, osłona na lampę błyskową i kategoryczny zakaz wchodzenia na scenę podczas występu. Pokręciłam się chwile po okolicy. Zrobiłam kilka zdjęć uwieczniających nerwowe przygotowania do nadchodzącego wielkimi krokami wydarzenia. Na scenę weszło kilku muzyków zespołu, którego w pierwszej chwili nie poznałam. Usłyszałam pierwsze dźwięki gitary. Zaczynały się próby zespołów. Carpark North! – ucieszyłam się usłyszawszy, gdy wokalista zaczął śpiewać ‘The Beasts’. Chwilę postałam, ale mając w głowie czekającą na kawę Karolinę postanowiłam wracać.
Przy wyjściu przez bramę dostrzegłam jeszcze bus z nadrukiem LP i wychodzącego z niego Chestera. Przeciągał się unosząc ręce do góry, ukazując przy okazji swój brzuch i wystające ze spodni bokserki. Uśmiechnęłam się, na co on szybko poprawił koszulkę i pogroził mi palcem odwzajemniając uśmiech.
Będzie się tu działo – pomyślałam spoglądając na monumentalną scenę i ogromną przestrzeń, która już wkrótce miała zapełnić się ludźmi.
Spojrzałam na zegarek, 8:30
Szybko się uwinęłam – pomyślałam wyjmując z torebki okulary - Nie sądzę by Karolina już wstała, chociaż wszystko jest możliwe, poprzedniego wieczoru po naszym ‘szalonym’ upojeniu się jednym kieliszkiem wina obie zasnęłyśmy przecież dość wcześnie.
Szybko się uwinęłam – pomyślałam wyjmując z torebki okulary - Nie sądzę by Karolina już wstała, chociaż wszystko jest możliwe, poprzedniego wieczoru po naszym ‘szalonym’ upojeniu się jednym kieliszkiem wina obie zasnęłyśmy przecież dość wcześnie.
Praga powoli budziła się do życia. Oślepiającym słońcem i bezchmurnym niebem zachęcała do tego samego swoich mieszkańców, których na ulicach było już nieco więcej.
Włożyłam słuchawki, włączyłam M83, którzy tego dnia też mieli wystąpić i powoli kierowałam się w stronę hotelu.
Wtedy go spotkałam. Pamiętam! Stałam na światłach czekając na zielone, gdy po drugiej stronie ulicy dostrzegłam Jareda Leto ze swoją menagerką, charakterystyczne czarne spodnie z ćwiekami, luźna koszulka, ciemne okulary.
O mamo, co za poranek. Najpierw Carpark North, potem Chester, teraz Jared Leto. Naprawdę nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę wpadł na mnie sam Kurt Cobain – roześmiałam się – Okey, może z Kurtem nieco przesadziłam, ale to chyba nie jest normalne, że przemierzając ulice Pragi o 8 rano spotykam wokalistę 30 Seconds to Mars. Co robić, podejść, zagadać? – jedna myśl goniła drugą – Podejdę i co powiem? Nie to bez sensu, jeszcze ta jego przyzwoitka Emma. Jest wcześnie, pewnie dopiero przyjechał, tylko się wścieknie, że ktoś go zaczepia. Nie raz słyszałam o jego zmiennych humorach – chwilę im się przyglądałam, wyglądali jakby się kłócili, Jared gestykulował, Emma pukała się w czoło. Zrezygnowałam i stwierdziłam, że przecież i tak zobaczę go dziś na scenie, szkoda zachodu. Uwielbiałam 30 Seconds to Mars, ale chyba nie aż na tyle, by ganiać ich wokalistę. Zdziwiło mnie moje opanowanie, ale mając możliwości przebywania nie raz w środowisku muzycznym na wielu imprezach, przyzwyczaiłam się do towarzystwa osób znanych i nie reagowałam na nich omdleniami i trzęsawicą całego ciała. Karolina pewnie dostałaby zawału. Nie była żadną fanatyczką, ale wiedziałam jak bardzo ceniła zespół i podziwiała każdego z muzyków, a takie spotkanie pewnie wiele by dla niej znaczyło.
Okey, nie ma co, idę po tę kawę i ani słowa Karolinie o Jaredzie, bo mnie zastrzeli, że nie wykorzystałam okazji – pomyślałam podchodząc do pierwszej napotkanej kawiarni.
- Cholera, zamknięte – powiedziałam do siebie, w sumie nie było jeszcze 9 – No to kawy nie będzie. Odwróciłam się i znowu go zobaczyłam. Tym razem był sam.
Nie, to jakieś szaleństwo – zastygłam w bezruchu widząc przechodzącego obok mnie tego samego Jareda Leto.
Włożyłam słuchawki, włączyłam M83, którzy tego dnia też mieli wystąpić i powoli kierowałam się w stronę hotelu.
Wtedy go spotkałam. Pamiętam! Stałam na światłach czekając na zielone, gdy po drugiej stronie ulicy dostrzegłam Jareda Leto ze swoją menagerką, charakterystyczne czarne spodnie z ćwiekami, luźna koszulka, ciemne okulary.
O mamo, co za poranek. Najpierw Carpark North, potem Chester, teraz Jared Leto. Naprawdę nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę wpadł na mnie sam Kurt Cobain – roześmiałam się – Okey, może z Kurtem nieco przesadziłam, ale to chyba nie jest normalne, że przemierzając ulice Pragi o 8 rano spotykam wokalistę 30 Seconds to Mars. Co robić, podejść, zagadać? – jedna myśl goniła drugą – Podejdę i co powiem? Nie to bez sensu, jeszcze ta jego przyzwoitka Emma. Jest wcześnie, pewnie dopiero przyjechał, tylko się wścieknie, że ktoś go zaczepia. Nie raz słyszałam o jego zmiennych humorach – chwilę im się przyglądałam, wyglądali jakby się kłócili, Jared gestykulował, Emma pukała się w czoło. Zrezygnowałam i stwierdziłam, że przecież i tak zobaczę go dziś na scenie, szkoda zachodu. Uwielbiałam 30 Seconds to Mars, ale chyba nie aż na tyle, by ganiać ich wokalistę. Zdziwiło mnie moje opanowanie, ale mając możliwości przebywania nie raz w środowisku muzycznym na wielu imprezach, przyzwyczaiłam się do towarzystwa osób znanych i nie reagowałam na nich omdleniami i trzęsawicą całego ciała. Karolina pewnie dostałaby zawału. Nie była żadną fanatyczką, ale wiedziałam jak bardzo ceniła zespół i podziwiała każdego z muzyków, a takie spotkanie pewnie wiele by dla niej znaczyło.
Okey, nie ma co, idę po tę kawę i ani słowa Karolinie o Jaredzie, bo mnie zastrzeli, że nie wykorzystałam okazji – pomyślałam podchodząc do pierwszej napotkanej kawiarni.
- Cholera, zamknięte – powiedziałam do siebie, w sumie nie było jeszcze 9 – No to kawy nie będzie. Odwróciłam się i znowu go zobaczyłam. Tym razem był sam.
Nie, to jakieś szaleństwo – zastygłam w bezruchu widząc przechodzącego obok mnie tego samego Jareda Leto.
Dobra Laura, od przeznaczenia nie uciekniesz – roześmiałam się w sobie – Najwyżej ono ucieknie od Ciebie.
- Carpe diem – wymamrotałam pod nosem i podbiegłam do wokalisty – Przepraszam, nie chcę przeszkadzać, ale...
- Carpe diem – wymamrotałam pod nosem i podbiegłam do wokalisty – Przepraszam, nie chcę przeszkadzać, ale...
***
Trochę szaleje w kwestii częstotliwości pojawiania się rozdziałów, ale to wszystko dlatego, że napisałam za długi tekst, więc 'pocięłam' go na trzy rozdziały.
Jeszcze dziś, po dopracowaniu, wieczorem pojawi się część dotycząca samego spotkania z JL. Będzie trochę zabawnie, trochę strasznie - powoli coś zacznie się dziać ;)
Fajnie, ze często dodajesz ;p czekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńniby się spieszę i nie mam za bardzo czasu ale coś mnie tknęło , żeby jeszcze przeczytać ten rozdział i miałam rację . :) na prawdę dobrze piszesz . :D zero błędów + ciekawe pomysły . po prostu idealne . <3
OdpowiedzUsuńczęstotliwość pojawiania się rozdziałów wcale mi nie przeszkadza , wręcz przeciwnie . możesz dodawać je nawet trzy razy dziennie . :)
czekam na trzeci . :>