W mojej głowie zaczęły się pojawiać znajome obrazy. Ostatnią rzeczą, jaką pamiętałam był wylot z Gdańska do Pragi. Razem z moją młodszą siostrą podjęłyśmy decyzję o wyjeździe na festiwal do Czech. Ona jako miłośniczka Linkin Park i 30 Seconds to Mars, ja jako fotograf i miłośniczka muzyki w ogóle. Z wykształcenia jestem prawnikiem, ale moja obsesja na punkcie fotografii nie pozwalała mi na ograniczenie swojego życia jedynie do spędzania czasu tylko w kancelarii i na sali sądowej. Od wielu lat współpracowałam z polskim magazynem rockowym i muzyczną witryną internetową, dla których fotografowałam koncerty, pisałam recenzje płyt, czasami przeprowadzałam wywiady. Dorabiałam w ten sposób w trakcie studiów, po ich skończeniu trudno było mi się rozstać z moją młodzieńczą pasją, więc w wolnych chwilach poświęcałam się bieganiu na koncerty i przesłuchiwaniu podrzucanych mi albumów. Ot tak, z sentymentu za tamtymi czasami. I żeby nie zwariować.
Zatem postanowiłyśmy pojechać do Pragi. Pamiętam - lot minął bardzo szybko. Karolinie, mojej siostrze przez cały czas nie zamykała się buzia. Nie widziałyśmy się ponad miesiąc. Ona razem naszymi z rodzicami mieszkała w Gdańsku, ja po skończeniu studiów dostałam się na staż w Warszawie, gdzie umożliwiono mi zrobienie aplikacji. Kancelaria i tamtejszy klimat tak przypadły mi do gustu, że postanowiłam kupić mieszkanie i zostać tam na stałe. A może był to tylko sposób na ucieczkę z Gdańska?
Zatem postanowiłyśmy pojechać do Pragi. Pamiętam - lot minął bardzo szybko. Karolinie, mojej siostrze przez cały czas nie zamykała się buzia. Nie widziałyśmy się ponad miesiąc. Ona razem naszymi z rodzicami mieszkała w Gdańsku, ja po skończeniu studiów dostałam się na staż w Warszawie, gdzie umożliwiono mi zrobienie aplikacji. Kancelaria i tamtejszy klimat tak przypadły mi do gustu, że postanowiłam kupić mieszkanie i zostać tam na stałe. A może był to tylko sposób na ucieczkę z Gdańska?
Karolina w typowym dla siebie słowotoku, podczas podróży zdążyła mi opowiedzieć o ‘durnej maturze’ i jeszcze durniejszych egzaminatorach, ‘pokręconym systemie składania papierów na studia’, planach na wakacje i nowopoznanym chłopaku. Oczywiście była też niezwykle podekscytowała faktem naszego wyjazdu i festiwalem. Dla niej był to pierwszy koncert jej ulubionych zespołów.
- Jesteś mądra, bo staniesz sobie w fosie z tym swoim aparatem i nikt Ci krzywdy nie zrobi. A ja? Jak mnie zgniotą przy tych barierkach? Połamią żebra? Albo jak dostanę glanem w twarz? – wyliczała z udawanym przerażeniem.
- Przestań się nakręcać. Przecież jak zmienisz zdanie to spokojnie możesz wejść tam ze mną. Redakcja dała mi dwie wejściówki, nie widzę problemu – tłumaczyłam ze spokojem obserwując widoki za oknem – Poza tym wcale nie wiadomo czy uda Ci się dostać pod same barierki, więc radzę Ci dobrze rozważyć moją propozycję.
- Żartujesz chyba. Będę walczyła jak lew! Chcę poczuć tę atmosferę, nie wyobrażam sobie być w tym czasie gdzie indziej, jak pod sceną w tłumie. A jak mnie połamią to mnie pozbierasz i poskładasz, dla muzyki jestem skłonna naprawdę się poświęcić – w teatralnym geście przyłożyła dłoń do klatki piersiowej w okolicy, gdzie znajdowało się serce.
- Jesteś stuknięta – roześmiałam się, choć doskonale ją rozumiałam. W tej kwestii jak i w wielu innych byłyśmy bardzo podobne, mimo sześcioletniej różnicy wieku – Zbieraj manatki, zaraz wysiadamy – stuknęłam ją w ramię po usłyszeniu komunikatu o lądowaniu.
- Jesteś mądra, bo staniesz sobie w fosie z tym swoim aparatem i nikt Ci krzywdy nie zrobi. A ja? Jak mnie zgniotą przy tych barierkach? Połamią żebra? Albo jak dostanę glanem w twarz? – wyliczała z udawanym przerażeniem.
- Przestań się nakręcać. Przecież jak zmienisz zdanie to spokojnie możesz wejść tam ze mną. Redakcja dała mi dwie wejściówki, nie widzę problemu – tłumaczyłam ze spokojem obserwując widoki za oknem – Poza tym wcale nie wiadomo czy uda Ci się dostać pod same barierki, więc radzę Ci dobrze rozważyć moją propozycję.
- Żartujesz chyba. Będę walczyła jak lew! Chcę poczuć tę atmosferę, nie wyobrażam sobie być w tym czasie gdzie indziej, jak pod sceną w tłumie. A jak mnie połamią to mnie pozbierasz i poskładasz, dla muzyki jestem skłonna naprawdę się poświęcić – w teatralnym geście przyłożyła dłoń do klatki piersiowej w okolicy, gdzie znajdowało się serce.
- Jesteś stuknięta – roześmiałam się, choć doskonale ją rozumiałam. W tej kwestii jak i w wielu innych byłyśmy bardzo podobne, mimo sześcioletniej różnicy wieku – Zbieraj manatki, zaraz wysiadamy – stuknęłam ją w ramię po usłyszeniu komunikatu o lądowaniu.
Praga przywitała nas pięknym czerwcowym zachodem słońca. Ciepły wiatr delikatnie orzeźwiał. Zapakowałyśmy się do taksówki. Język czeski był dla mnie czarną magią, mimo podobieństw do języka polskiego. Odczytałam kierowcy nazwę hotelu z kartki i ruszyliśmy. Podczas tej podróży ulicami Pragi zakochałam się w jej architekturze i wiedziałam już, że kolejne dni spędzę na bieganiu z aparatem nie tylko pod sceną, ale przede wszystkim po ulicach tego miasta.
- Laura w takich momentach kocham Cię jeszcze bardziej! – wykrzyczała Karolina, gdy dotarłyśmy pod hotel – Naprawdę zaszalałaś.
Hotel faktycznie był oszałamiający. Widziałam wcześniej zdjęcia w Internecie, ale na żywo robił jeszcze większe wrażenie, przynajmniej z zewnątrz. Moja przyjaciółka kilka tygodni przed wylotem znalazła świetną okazję, 50% zniżki dla dwóch osób na 5 dni. Wykupiłam bez chwili namysłu. Dodatkowym atutem był fakt, że hotel znajdował się trzy ulice od miejsca festiwalu. W pracy wzięłam urlop i postanowiłam, że po festiwalu zostaniemy tam dłużej i pozwiedzamy. Karolina i tak miała wakacje, a mnie trochę wolnego dobrze zrobi.
- Odrobisz w polu albo oddasz w naturze, mała – roześmiałam się – a teraz bierz bagaże i idziemy zobaczyć nasz narzeczeński apartament.
- Żartujesz, prawda? I co, łóżko będzie w kształcie serca? Przywita nas szampan, a na podłodze rozsypią płatki róż? – zaczęłyśmy się śmiać obie, gdy tylko sobie wyobraziłyśmy ten widok.
- Szczerze mówiąc to pojęcia nie mam co dostaniemy, ale na pewno jest to dwójka – odpowiedziałam, gdy podchodziłyśmy już do recepcji.
Przemiła Pani, równie przemiło kalecząca język angielski sprawdziła rezerwację, przekazała klucze i pokierowała nas na 10 piętro. Łóżko faktycznie okazało się małżeńskie, ale było ogromne. Zresztą wspólna noc nie była raczej problemem. Jak jeszcze mieszkałyśmy razem nie raz zdarzało nam się sypiać w jednym łóżku podczas siostrzanych babskich wieczorów, gdy zmęczone rozmowami do późna, jedna albo druga nie miała siły przeczołgać się do swojego pokoju.
- Łazienka jest moja! – uniosła do góry rękę, po czym szybko wyciągnęła z walizki ręczniki i pobiegła tam nucąc coś pod nosem. Potem jej nucenie przeobraziło się w wycie, które słyszałam mimo strumienia wody.
Przeszłam się po naszym ‘narzeczeńskim apartamencie’. Miejsce mnie zauroczyło, mimo iż na pewno nie była to najwyższa półka cenowa. Niewielki salon z kwadratowym stolikiem, małą sofą, barkiem i telewizorem, utrzymany był w klasycznej, hotelowej tonacji kawy i mleka. Wyjście na balkon, z którego można było podziwiać panoramę Pragi. Sypialnia urządzona standardowo, ale ze smakiem – drewniane ciemne łóżko, dwa stoliczki po bokach, lampka, niewielka komoda, czerń mieszała się z bielą. Przytulnie i elegancko jednocześnie.
Kiedy Karolina brała prysznic, ja wyciągnęłam z torby laptop i sprawdziłam pocztę. Miałam do dokończenia dwa artykuły – jeden dla kancelarii, jeden dla portalu, o zbliżających się jesiennych koncertach w Polsce. Otworzyłam Worda i momentalnie poczułam, że pisanie to ostatnia rzecz, na jaką mam teraz ochotę. Zrobię to później – pomyślałam zamykając komputer. Potrzebowałam kąpieli, która nieco by mnie ożywiła. Planowałyśmy zjeść na mieście i zapoznać się z okolicą. Na poważne zwiedzanie przyjdzie jeszcze czas.
- Laura w takich momentach kocham Cię jeszcze bardziej! – wykrzyczała Karolina, gdy dotarłyśmy pod hotel – Naprawdę zaszalałaś.
Hotel faktycznie był oszałamiający. Widziałam wcześniej zdjęcia w Internecie, ale na żywo robił jeszcze większe wrażenie, przynajmniej z zewnątrz. Moja przyjaciółka kilka tygodni przed wylotem znalazła świetną okazję, 50% zniżki dla dwóch osób na 5 dni. Wykupiłam bez chwili namysłu. Dodatkowym atutem był fakt, że hotel znajdował się trzy ulice od miejsca festiwalu. W pracy wzięłam urlop i postanowiłam, że po festiwalu zostaniemy tam dłużej i pozwiedzamy. Karolina i tak miała wakacje, a mnie trochę wolnego dobrze zrobi.
- Odrobisz w polu albo oddasz w naturze, mała – roześmiałam się – a teraz bierz bagaże i idziemy zobaczyć nasz narzeczeński apartament.
- Żartujesz, prawda? I co, łóżko będzie w kształcie serca? Przywita nas szampan, a na podłodze rozsypią płatki róż? – zaczęłyśmy się śmiać obie, gdy tylko sobie wyobraziłyśmy ten widok.
- Szczerze mówiąc to pojęcia nie mam co dostaniemy, ale na pewno jest to dwójka – odpowiedziałam, gdy podchodziłyśmy już do recepcji.
Przemiła Pani, równie przemiło kalecząca język angielski sprawdziła rezerwację, przekazała klucze i pokierowała nas na 10 piętro. Łóżko faktycznie okazało się małżeńskie, ale było ogromne. Zresztą wspólna noc nie była raczej problemem. Jak jeszcze mieszkałyśmy razem nie raz zdarzało nam się sypiać w jednym łóżku podczas siostrzanych babskich wieczorów, gdy zmęczone rozmowami do późna, jedna albo druga nie miała siły przeczołgać się do swojego pokoju.
- Łazienka jest moja! – uniosła do góry rękę, po czym szybko wyciągnęła z walizki ręczniki i pobiegła tam nucąc coś pod nosem. Potem jej nucenie przeobraziło się w wycie, które słyszałam mimo strumienia wody.
Przeszłam się po naszym ‘narzeczeńskim apartamencie’. Miejsce mnie zauroczyło, mimo iż na pewno nie była to najwyższa półka cenowa. Niewielki salon z kwadratowym stolikiem, małą sofą, barkiem i telewizorem, utrzymany był w klasycznej, hotelowej tonacji kawy i mleka. Wyjście na balkon, z którego można było podziwiać panoramę Pragi. Sypialnia urządzona standardowo, ale ze smakiem – drewniane ciemne łóżko, dwa stoliczki po bokach, lampka, niewielka komoda, czerń mieszała się z bielą. Przytulnie i elegancko jednocześnie.
Kiedy Karolina brała prysznic, ja wyciągnęłam z torby laptop i sprawdziłam pocztę. Miałam do dokończenia dwa artykuły – jeden dla kancelarii, jeden dla portalu, o zbliżających się jesiennych koncertach w Polsce. Otworzyłam Worda i momentalnie poczułam, że pisanie to ostatnia rzecz, na jaką mam teraz ochotę. Zrobię to później – pomyślałam zamykając komputer. Potrzebowałam kąpieli, która nieco by mnie ożywiła. Planowałyśmy zjeść na mieście i zapoznać się z okolicą. Na poważne zwiedzanie przyjdzie jeszcze czas.
- Widziałaś łazienkę? – Karolina w koszulce Rolling Stones, z turbanem na głowie wparowała do pokoju.
- A nie wiesz przypadkiem kiedy miałam ją widzieć, skoro urządziłaś na nią zasadzkę 30 sekund po wejściu do hotelu? A poza tym, gówniaro, szukam tej koszulki od miesiąca! Mogłaś powiedzieć, że ‘pożyczasz’ – udawałam zezłoszczoną.
- O, to Twoja? Właśnie nie wiedziałam skąd się u mnie wzięła – puściła mi oko – Łazienka jest piękna. Idź się ogarnij i ruszamy na miasto, nie ma czasu do stracenia!
Wychodząc z pokoju popukałam ją w głowę i rzuciłam:
- Siedziałaś tam pół godziny, więc mnie teraz nie popędzaj mądralo.
Prysznic był zdecydowanie tym, czego potrzebowałam. Podróż nie była męcząca, ale dni poprzedzające wyjazd dały mi nieźle w kość. Z uwagi na urlop musiałam dopiąć kilka spraw w kancelarii, oddać recenzje i obrobione zdjęcia z ostatnich koncertów. Ogółem – mnóstwo pracy, dużo kawy, mało snu.
Stanęłam przed lustrem i wytarłam z niego parę. Z moich włosów kapała jeszcze woda. Pod jej wpływem wyglądały jak czarne, choć naturalnie wcale takie nie były. Nie tracąc czasu szybko doprowadziłam się do porządku. Karolina już czekała ze zniecierpliwieniem na twarzy.
- Umieram z głodu! – złapała się za brzuch.
- Jeśli masz wszystko, to wychodzimy – wyjęłam z walizki małą czarną torebkę, wrzuciłam do niej jedynie dokumenty, karty płatnicze i pomadkę. Ruszyłyśmy. Nasz pierwszy wieczór w Pradze właśnie się miał rozpocząć.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam z tamtego dnia to dwie butelki białego wina, które przyniosłyśmy do hotelu, ale wystarczył jeden kieliszek, by ogarnęła mnie senność. Zasnęłam bardzo szybko.
- Halo halo! – z zamyślenia i prób przypomnienia sobie ostatnich dni wyrwał mnie stojący przede mną Jared Leto. Duch Jareda Leto. Jego sobowtór. Brat bliźniak? W każdym razie postać, która była ze mną w sali i go udawała. Wciąż siedziałam na łóżku wpatrując się w otarcie na łydce. Podniosłam oczy ku górze.
- Możesz mi przypomnieć jak się tu znalazłam i jak znalazłeś się tutaj Ty? W ogóle jaki jest dzisiaj dzień? – powiedziałam cicho.
- Słuchaj… - przerwał – Lauro, tak? Słuchaj Lauro, jest 25 lipca, godzina 9, co oznacza, że za chwilę muszę być na próbie, bo wieczorem gram koncert, jak wiesz.
- Ty mnie tu przywiozłeś?
- Przepraszam za to - wskazał na pęknięty aparat - oczywiście zwrócę należność. Przepraszam też za to, co wydarzyło się rano – zupełnie zignorował moje pytanie - A teraz proszę Cię, koniec żartów, wstań i wyjdźmy stąd, muszę Cię jeszcze odprowadzić.
- A nie wiesz przypadkiem kiedy miałam ją widzieć, skoro urządziłaś na nią zasadzkę 30 sekund po wejściu do hotelu? A poza tym, gówniaro, szukam tej koszulki od miesiąca! Mogłaś powiedzieć, że ‘pożyczasz’ – udawałam zezłoszczoną.
- O, to Twoja? Właśnie nie wiedziałam skąd się u mnie wzięła – puściła mi oko – Łazienka jest piękna. Idź się ogarnij i ruszamy na miasto, nie ma czasu do stracenia!
Wychodząc z pokoju popukałam ją w głowę i rzuciłam:
- Siedziałaś tam pół godziny, więc mnie teraz nie popędzaj mądralo.
Prysznic był zdecydowanie tym, czego potrzebowałam. Podróż nie była męcząca, ale dni poprzedzające wyjazd dały mi nieźle w kość. Z uwagi na urlop musiałam dopiąć kilka spraw w kancelarii, oddać recenzje i obrobione zdjęcia z ostatnich koncertów. Ogółem – mnóstwo pracy, dużo kawy, mało snu.
Stanęłam przed lustrem i wytarłam z niego parę. Z moich włosów kapała jeszcze woda. Pod jej wpływem wyglądały jak czarne, choć naturalnie wcale takie nie były. Nie tracąc czasu szybko doprowadziłam się do porządku. Karolina już czekała ze zniecierpliwieniem na twarzy.
- Umieram z głodu! – złapała się za brzuch.
- Jeśli masz wszystko, to wychodzimy – wyjęłam z walizki małą czarną torebkę, wrzuciłam do niej jedynie dokumenty, karty płatnicze i pomadkę. Ruszyłyśmy. Nasz pierwszy wieczór w Pradze właśnie się miał rozpocząć.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętam z tamtego dnia to dwie butelki białego wina, które przyniosłyśmy do hotelu, ale wystarczył jeden kieliszek, by ogarnęła mnie senność. Zasnęłam bardzo szybko.
- Halo halo! – z zamyślenia i prób przypomnienia sobie ostatnich dni wyrwał mnie stojący przede mną Jared Leto. Duch Jareda Leto. Jego sobowtór. Brat bliźniak? W każdym razie postać, która była ze mną w sali i go udawała. Wciąż siedziałam na łóżku wpatrując się w otarcie na łydce. Podniosłam oczy ku górze.
- Możesz mi przypomnieć jak się tu znalazłam i jak znalazłeś się tutaj Ty? W ogóle jaki jest dzisiaj dzień? – powiedziałam cicho.
- Słuchaj… - przerwał – Lauro, tak? Słuchaj Lauro, jest 25 lipca, godzina 9, co oznacza, że za chwilę muszę być na próbie, bo wieczorem gram koncert, jak wiesz.
- Ty mnie tu przywiozłeś?
- Przepraszam za to - wskazał na pęknięty aparat - oczywiście zwrócę należność. Przepraszam też za to, co wydarzyło się rano – zupełnie zignorował moje pytanie - A teraz proszę Cię, koniec żartów, wstań i wyjdźmy stąd, muszę Cię jeszcze odprowadzić.
Zniszczył mój aparat? Kiedy? – pytałam w myślach - 25 lipca – zaczęłam znowu analizować sytuację – Czyli to drugi dzień pobytu w Pradze. 9 rano? Kto mnie zmusił do wyjścia z łóżka o tej porze?
Zaraz. Jeśli jest 25 lipca, to znaczy, że dziś zaczyna się festiwal. Przypominam sobie. Wstałam rano, bo o 8 musiałam stawić się na terenie festiwalu by zgłosić swoją obecność i odebrać identyfikatory.
Zaraz. Jeśli jest 25 lipca, to znaczy, że dziś zaczyna się festiwal. Przypominam sobie. Wstałam rano, bo o 8 musiałam stawić się na terenie festiwalu by zgłosić swoją obecność i odebrać identyfikatory.
A potem… Potem spotkałam jego.
***
Pierwszy rozdział za mną. Osobom, które tu zajrzą będę wdzięczna za uwagi dotyczące tego, czy tekst jest czytelny, czy są błędy, czy długość jest odpowiednia i tak dalej.
Chciałam jeszcze tylko poinformować o dwóch kwestiach.
Po pierwsze wszystko będę pisała w języku polskim, żeby nie bawić się w tłumaczenia i żeby lepiej się czytało.
Po drugie nie zawsze będę wiernie odwzorowywała życie zespołu - to znaczy dużych różnic nie będzie, ale takie szczegóły tak daty i miejsca koncertów czy aktualny kolor włosów wokalisty, mogą nieco odbiegać od rzeczywistości ;)
Oj świetnie że zostawiłaś mi swój link bo uwielbiam czytać opowiadania! :D z Twoim zapoznałam się dosłownie chwilę temu i bardzo mi się podoba! Ciekawe, świetnie się czyta i co najważniejsze - z moim ulubionym zespołem! a nawet dwoma:D bo Karolina (siostra Twojej bohaterki) nie dość że ma tak samo na imię jak ja, to jeszcze lubi i Marsów i LP!:* dodaj szybko kolejny!!:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D inna^^
PS zaraz również dodam Cię do linków:*
(map-of-the-world)
tak. tekst czytelny i ogółem wszystko w porządku : ) + świetnie piszesz <3
OdpowiedzUsuń