ten million miles, her way was close, to her inside, can't you see her life is broken
turn back, believe, nothing is over

13 marca 2011

Rozdział piąty

* Tło muzyczne: 
Coldplay 'The Scientist', znane również jako 'Nobody said it was easy' TUTAJ

Weszłam do windy i wcisnęłam 10.
- Możesz wreszcie zdjąć maskę pewnej siebie i obojętnej dziewczynki – powiedziałam do swojego odbicia w lustrze zdejmując okulary. Opuścił mnie humor, za pomocą którego próbowałam sobie poradzić z rosnącym we mnie napięciem. Przy wokaliście 30 Seconds to Mars starałam się nad sobą panować, obracając wszystko w żart i rzucając jednym sarkazmem za drugim. Tego brakowało, żeby zobaczył, że wydarzenia tego poranka naprawdę mnie dotknęły. Wystarczyło mi, że zrobiłam z siebie idiotkę, zaczepiając go na ulicy. Mogłam pokazać złość, ale nie mogłam pokazać słabości. Budowanie wokół siebie muru od pewnego czasu było ulubioną formą obrony, jaką stosowałam.
W środku jednak wszystko we mnie krzyczało. 


Weszłam do pokoju, Karoliny nie było. Zamknęłam za sobą drzwi, chcąc zamknąć wszystko, co się dziś wydarzyło. Oddzielić się od wspomnień, które powróciły. Usiadłam na podłodze i spojrzałam na brudną i podrapaną nogę - jeden z widocznych skutków dzisiejszego fantastycznego spotkania z rowerem.
- Jesteś! – aż podskoczyłam, gdy z zamyślenia wyrwała mnie Karolina, która pojawiła się w progu.
- Chcesz żebym dostała zawału?
- Załatwiłaś wszystko? – zapytała zaplatając włosy w warkocz - Co Ci się stało w nogę? – podeszła dotykając mojej łydki.
- A to, nie nic, zostaw. Załatwiłam wszystko.
- Twój naczelny dobijał się do Ciebie. Telefon dzwonił chyba dwadzieścia razy. Mogłabyś go czasem ze sobą zabierać, jak wychodzisz – podeszła do stolika i pomachała moim Sony Erricsonem.
- Karolina, daj spokój, wiesz, że nie przywiązuję do tego zbyt dużej wagi.
- Tak, zauważyłam to. Chyba wtedy, gdy wyjechałaś na weekend na Mazury i wszyscy myśleliśmy, że się utopiłaś, bo Twój telefon leżał rozładowany w domu – odbierałam jej słowa jednym uchem i wyrzucałam drugim.
Stanęła naprzeciwko mnie i oparła ręce na biodrach.
- Nie no, ja wiedziałam, że Czechy to dziwny kraj, ale żeby kawę podawali w papierowych kopertach to już szczyt wszystkiego! – zaczęła się głośno śmiać. Dziewczyno o czym Ty mówisz? – pomyślałam pytająco, chyba odczytała to z mojego wzroku, bo wskazała palcem na kopertę, w której miałam prześwietlenie ze szpitala.
- Jezu, Twoja kawa. Zupełnie mi to z głowy wypadło. Przepraszam, miałam małą awarię po drodze. A to, to jest prześwietlenie – rzuciłam obojętnie w powietrze kopertą, która zakręciła się i spadła tuż przed Karoliną. Podniosła ją i otworzyła z zaciekawieniem oglądając jej zawartość.
Znowu przypomniałam sobie szpital, obrzydliwą biel ścian, unoszącą się tam specyficzną woń, lekarza, zderzenie z tym rowerzystą, wściekły wzrok Jareda w bramie, swoją kompromitację.

Bezwiednie opuściłam głowę na kolana, nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Tego było za wiele nawet jak na mnie.
- Laura, co się dzieje? – Karolina podbiegła do mnie.
- Jakiś chłopak na rowerze na mnie wpadł, byłam przez chwilę w szpitalu. Wiesz jak nienawidzę tego miejsca. Wszystko mi się przypomniało – mówiłam przez łzy. Karolina patrzyła na mnie  z przerażeniem – Nic mi nie jest, trochę się poobijałam tylko, ale rozumiesz. Sam fakt, że się tam znalazłam. Nie byłam w szpitalu od dwóch lat – głos mi się załamał – Nienawidzę tego miejsca, nienawidzę – powtarzałam – Nienawidzę tych lekarzy, okłamujących Cię, że wszystko jest w porządku, pielęgniarek, które z wielką łaską przyjdą sprawdzić, czy jeszcze żyjesz. Nienawidzę dźwięków, które wydają z siebie wprowadzane z pośpiechem do windy skrzypiące łóżka z pacjentami. Te pierdolone maszyny, które jak wyrocznie decydują o Twoim losie. Nienawidzę tego smrodu śmierci unoszącego się na każdym piętrze – rozkleiłam się na dobre, prawie krzyczałam – Do tego spotkałam pewnego głupka, jego zachowanie, nie wiem, może go sprowokowałam, ale po prostu sobie ze mnie w idiotyczny sposób zażartował, zakpił, przestraszył mnie, przez to wpadłam pod ten rower - mój głos przesiąknięty był złością – I ten szpital, wszystko mi się przypomniało – powiedziałam ciszej wycierając mokrą twarz.
- Hej, hej, spokojnie – Karolina gładziła moje ramię – wszystko jest już okey. Zaraz przyniosę Ci coś do picia, jak chcesz to się położysz i prześpisz. Najważniejsze, że nic złego się nie stało. Tylko nie płacz już proszę – pobiegła do łazienki i wróciła z chusteczkami w jednej dłoni i szklanką z wodą w drugiej – Masz, napij się. Oddychaj głęboko, zaraz będzie lepiej.
Upiłam trochę wody i wytarłam twarz. Powoli odzyskiwałam spokój. Wszystkie emocje tego poranka, które kumulowały się przez ostatnie półtorej godziny, po prostu wybuchły, nie byłam już w stanie dłużej się kontrolować. Wzięłam głęboki wdech, zamknęłam oczy, oparłam głowę o ścianę. Czułam, że bicie mojego serca powoli się stabilizuje.
- Koszmarny początek dnia – powiedziałam cicho. Karolina trzymała mnie za rękę, nic już nie mówiła. Znała mnie na tyle dobrze, że wiedziała dokładnie czego teraz potrzebuję. Wiedziała, że nie chcę niczyjego gadania, że sama jej obecność pomoże mi szybko dojść do siebie. Po kilku minutach tak też się stało. Karolina usiadła obok mnie, objęła mnie i oparła swoją głowę na moim ramieniu. Siedziałyśmy tak przez chwilę.


- Która jest godzina? O 13 na scenę wychodzą pierwsze zespoły – przerwałam milczenie, gdy przypomniałam sobie po co tu właściwie przyjechałyśmy.
- Nie ma jeszcze 11, mamy dużo czasu. Poza tym te pierwsze zespoły, nawet ich nie znam. Wiesz, czeski rock, nie zależy mi na tym specjalnie, możemy pojechać później.
Westchnęłam wstając. Właściwie to straciłam ochotę, by w ogóle iść na ten festiwal, ale po pierwsze nie mogłam tego zrobić Karolinie, a po drugie przecież miałam zrobić ten reportaż.
- Cholera, mój aparat! – krzyknęłam, gdy najpierw przypomniałam sobie jak Jared przepraszał, że go zniszczył, a potem rozglądając się po pokoju zorientowałam się, że nie mam go ze sobą. Nie oddał mi go! 

To po moim reportażu. Naczelny mnie zabije.


***

Jestem chyba najbardziej niesłowną blogerką ;), ale znowu napisałam za długi tekst, z którego wyszły mi dwa rozdziały, więc pomyślałam, że jednym się z Wami podzielę.

Wiem, że rozdział może być zaskoczeniem dla osób, które wyrażały swoją sympatię dla charakteru Laury, jak widać nie jest taka twarda jakby się mogło wcześniej wydawać. Myślę zresztą, że jeszcze nie raz Was zaskoczy ;)
Mam nadzieje, że nie zawiodłam.

Dziękuję wszystkim osobom, które tu zaglądają, to niezwykle budujące i miłe wiedzieć, że nie tworzy się tylko dla siebie! :*

4 komentarze:

  1. może i nie słowną ale najlepszą . <3
    podziel się z nami w takim razie jeszcze tą drugą częścią . prooooszę . :*

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wierzę , że wena mogłaby Cię opuścić - za dobrze Ci idzie .:D
    w takim razie z wielką niecierpliwością czekam na rozdział szósty. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. dopiero znalazłam Twojego bloga , ale już mi się podoba i przeczytałam wszystko . :) podoba mi się główna bohaterka , w pewnym momencie nawet pomyślałam , że Jay zaraz nie wytrzyma i ją uderzy za ten sarkazm . życzę weny ! <3
    ~ Karolina .

    OdpowiedzUsuń
  4. kurde zjadło mi komenta xD :D pisze jeszcze raz:D
    najbardziej podoba mi się Twój opis szpitala, który budzi nie najlepsze uczucia u bohaterki:D Świetnie Ci to wyszło:D Kurde mam nadzieję że dodasz szybko nowy:D
    u mnie 16 :D
    inna^^

    OdpowiedzUsuń