Gdy wychodziłyśmy z hotelu, była 13.30. Dosyć upalnie. Wiedząc, że nie będę wchodziła w skaczący tłum a pokręcę się jedynie po pasie dla fotografów założyłam luźną letnią sukienkę w kwiatowe wzory. W windzie upinałam jeszcze włosy spinkami.
- Możesz mi wytłumaczyć czemu ich nie obetniesz, skoro i tak wiecznie je wiążesz albo spinasz? – Karolina wzięła kosmyk moich włosów i oglądała go z każdej strony.
- Zostaw. Lubię je właśnie takie. A obcinam je co dwa miesiące, dlatego pewnie od lat mam taką samą długość. Wiążę, bo tak mi wygodnie – odpowiedziałam wbijając ostatnią wsuwkę.
Wychodząc z hotelu minęłyśmy kawiarnię znajdującą się tuż obok hotelu.
- Poczekaj, kupię Ci te zaległą kawę. Sama też chętnie wypiję – wyjęłam portfel i weszłam do środka.
- Zobacz! – krzyknęła - Automaty ze słodyczami! Chcesz lizaka na pocieszenie? – Karolina jak małe dziecko nie kryła radości. Kiwnęłam głową. Zamawiając dwie white chololate mocca wyjrzałam przez szklaną witrynę i zobaczyłam Karolinę sprzedającą kopniaka maszynie z cukierkami. Roześmiałam się, ale jeszcze większy ubaw miałam, gdy wyszłam i zobaczyłam moją siostrę w popłochu zbierającą wypadające z automatu słodycze.
- Co Ty zrobiłaś? Zostawić Cię na chwilę samą...
- Laura, ja tylko nacisnęłam, coś się zacięło, to kopnęłam a to nie przestaje lecieć! – mówiła próbując łapać wypadające z automatu słodycze.
- Dobra dawaj to do mojej torby, będziemy miały zapas do końca wyjazdu – postawiłam kawę na chodniku i pomogłam jej zbierać kolorowe lizaki i cukierki.
Przemierzałyśmy powoli trasę na festiwal pijąc kawę i zapychając się słodyczami. Muzykę było słychać już z daleka. Pierwsze zespoły już grały.
- Jak się w ogóle czujesz? Nie wiem czy powinnam Cię zostawiać samą po tym wszystkim – zapytała, gdy przeszłyśmy przez bramę.
- Szczerze mówiąc to normalnie, trochę mnie boli tyłek, pewnie od upadku. A psychicznie czuję się bardzo dobrze. Nie masz się czym martwić. Leć w tłum, bo Ci zajmą najlepsze miejsca. Tylko stanikiem nie rzucaj, bo się ze wstydu przez Ciebie spalę.
- A majtkami mogę? – puściła oko – Wzięłaś telefon, prawda? – pokiwałam głową – To dobrze, po zakończeniu koncertu zadzwonię i się gdzieś złapiemy.
- Okey. Gdyby Cię tam przyduszali w tłumie to pokaż ochroniarzowi identyfikator i przeskakuj do mnie na fosę – dałam jej buziaka i się rozłączyłyśmy.
Do mnie na fosę – powtórzyłam w myślach – gdzie będę stała jak ten kołek, bez aparatu, polując na kogokolwiek kto łaskawie zechce mi powiedzieć dwa słowa – znowu podniosło mi się ciśnienie na myśl o tym, jak wygląda moja sytuacja.
Ludzi nie było dużo, zaczną się pewnie schodzić tuż przed występami gwiazd wieczoru. Pokręciłam się, żeby obadać teren. Wejścia na backstage obstawione ochroniarzami. Nie ma szans, żebym się tam przecisnęła. Byłam wściekła. Moją wściekłość potęgował widok fotografów szykujących się na ten wieczór. Ponieważ na scenie nie działo się jeszcze nic wartego uwagi zagaiłam do kilku osób z obsługi i organizacji, nagrałam parę rozmów. Czas się dłużył, a przy barierkach nie pojawiał się nikt z wykonawców. Jedynym plusem było to, że udało mi się poznać paru dziennikarzy, z którymi wymieniłam się mailami z prośbą o przesłanie zdjęć. Posiedzieliśmy chwilę w barku dyskutując o wakacyjnych festiwalach, niedogodnościach i ograniczeniach, jakie stawiają organizatorzy i o dzisiejszych gwiazdach.
Zbliżała się 16. Stanęłam przodem do tłumu opierając się o barierki odgradzające fosę od backstage’u. Obserwowałam ludzi. Tłum się zagęścił, ludzie poupychani jak sardynki. W międzyczasie zadzwoniłam do Karoliny sprawdzić czy żyje.Przypomniały mi się czasy, kiedy jeszcze bez aparatu sama biegałam na koncerty i walczyłam o najlepsze miejsca z przodu. Koncerty zawsze były dla mnie mistycznym przeżyciem. Niepowtarzalna więź, która nawiązywała się pomiędzy artystą i słuchaczami, energia, mnóstwo pozytywnych emocji. Uśmiechnęłam się na myśl o tych wspomnieniach. Na pocieszenie postanowiłam się pożywić jednym z kilkudziesięciu lizaków, które miałam w torebce.
- A teraz ani mistycznego przeżycia ani zdjęć, kurwa mać – powiedziałam do siebie zginając nogę w kolanie i opierając ją o pręt w barierce.
- Kurwa mać? – usłyszałam za sobą nie do końca poprawnie powtórzone przekleństwo – To chyba nie jest ładne słowo?
Odwróciłam lekko głowę. Od strony backstage’u o barierkę opierał się chłopak w bluzie z kapturem i okularach przeciwsłonecznych. Miał na szyi zawieszoną smycz z identyfikatorem, ale nie widziałam plakietki.
- Słowo takie jaki nastrój – odpowiedziałam.
- To po polsku, prawda? – kontynuował.
- Tak – uśmiechnęłam się – Skąd wiesz?
- Mam znajomych w Polsce. To ciekawe, że pierwszymi słowami, jakich się człowiek uczy odwiedzając nowe kraje, są zawsze przekleństwa.
- Coś w tym jest – roześmiałam się przypominając sobie wizytę Hiszpanów, gdy byłam w liceum. Uczyliśmy ich przekleństw wmawiając im, że znaczą coś zupełnie innego. Tym sposobem będąc w sklepie mówili Zaraz Ci zajebię i byli przekonani, że proszą o butelkę piwa.
- A Ty co tu robisz? Stoisz tak od dobrych 15 minut – wyrwał mnie z zamyślenia chłopak w kapturze. Bez wchodzenia w szczegóły opowiedziałam mu historię zaginionego aparatu, konieczności zrobienia reportażu, dyktafonie jako ostatniej desce ratunku oraz mojego słabego nastroju, wynikającego z zaistniałej sytuacji.
- Także jedyne co mi się ciśnie na usta w tej chwili to właśnie kurwa mać – podsumowałam i mierząc go wzrokiem zapytałam – Lizaka chcesz? Moja siostra obrabowała dziś uliczną maszynę ze słodyczami – pokazałam mu torebkę.
- Jasne – roześmiał się losując pomarańczowego Chupa-Chupsa, po czym złapał moją plakietkę próbując ją odczytać – Karolina... Wiesz co, poczekaj tu chwilę, zaraz wracam.
- Raczej nigdzie się nie wybieram – westchnęłam, ale chłopaka już nie było. Spojrzałam na swój identyfikator – Karolina Kuligowska. Świetnie, do pełnie szczęścia brakowało tej pomyłki. Dobrze, że nikt tego wnikliwie nie sprawdzał. Chrzanić to, dzisiaj mogę być nawet Elvisem Presleyem. I tak jestem w czarnej dupie i nic już tego nie zmieni.
Po chwili chłopak wrócił i poinformował o tym stukając mnie palcem w plecy. Odwróciłam się.
- Weź to – wcisnął mi coś do torebki i szepcząc dodał – Wyjdź na zewnątrz, załóż ten identyfikator i spotkajmy się za chwilę przy tamtej bramie – wskazał na wejście znajdujące się za sceną – Tylko nie rzucaj się za bardzo w oczy ochronie.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przede wszystkim nie wiedziałam kim jest i co mi wrzucił do torebki. Ale stwierdziłam, że podpieranie barierki już mnie nie kręci, więc co mi szkodzi. Wyszłam i obchodząc naokoło teren wyjęłam z torebki identyfikator na smyczy. Założyłam na szyję. Mijając ochronę podniosłam plakietkę do góry udając jednocześnie, że bardzo się spieszę. Tajemniczy nieznajomy już czekał. Spojrzałam na plakietkę i zamarłam widząc napis:30 Second to Mars Crew, Steve Robinson
- Steve Robinson? To Twoje? – zapytałam pokazując na napisane czarnym markerem imię i nazwisko.
- Nie, to technicznego, ale śpi teraz w busie i nie sądzę, by w ciągu najbliższych godzin było mu to potrzebne.
- Wszystko fajnie, ale chyba w tej sukience nikt mi nie uwierzy, że jestem Stevem – roześmiałam się.
- Teraz jak już tu jesteś, nikt nie będzie tego sprawdzał – odpowiedział zdejmując okulary. Dopiero teraz mogłam zobaczyć jego twarz. Wydała mi się znajoma.
- Zaraz zaraz – zaczęłam się głośno zastanawiać – Ty jesteś Braxton, tak? Grasz z Marsami! Przepraszam, w pierwszej chwili Cię nie poznałam.
- Zgadza się, we własnej osobie. Masz więcej tych lizaków, prawda? – uśmiechnął się.
Braxton! Braxton Olita! Załapałam uradowana, po czym uświadomiłam sobie, że jestem na backstage’u z członkiem 30 Seconds to Mars, co oznaczało, że w każdej chwili mogę wpaść na Jareda Leto, czego chciałam uniknąć.
– Lizaków mam cały zapas jak widziałeś. Czemu mnie tu właściwie ściągnąłeś?
- Nudzi mi się trochę, chłopaki pojechali na wywiad, a Ty stałaś pod tą barierką sama, w dodatku zaczynałaś sama do siebie mówić. Pomogę Ci z tymi wywiadami – odpowiedział puszczając mi oko, a ja się roześmiałam.
Pojechali na wywiad, więc go tu nie ma, dzięki Ci Boże – odczułam ulgę.
- To jaki mamy plan? – zapytałam.
- Widzisz tamte namioty – wskazał palcem – masz tam prawie wszystkich dzisiejszych wykonawców. Z większością z nich znam się całkiem dobrze. Więc plan jest taki – ja zadaje pytania, Ty w nagrodę rozdajesz lizaki, pewnie na to pójdą, choć woleliby pewnie gdybyś miała coś mocniejszego – puścił mi oko - Pasuje?
Przytaknęłam. I tak biegaliśmy od namiotu do namiotu, Braxton zagadywał do siedzących tam osób, niektórych kompletnie nie kojarzyłam, a ja robiłam za dobrą wróżkę rozdającą słodycze. Mieliśmy niezły ubaw z całej tej sytuacji. Nasi rozmówcy też. Muzycy byli w świetnych nastrojach, większość siedziała i popijała drinki, niektórzy dyskutowali, udzielali innych wywiadów, jedli, brzdąkali na swoich instrumentach. Oczywiście byli też tacy, którzy totalnie nas olali, ale udało się nagrać wypowiedzi 7-8 wykonawców, co oznaczało, że spokojnie zredaguję z tego naprawdę dobry materiał.
- Mała przerwa? – zapytał, gdy nagraliśmy rozmowę z wokalistą P.O.D, Sonnym Sandovalem – Napijesz się czegoś?
- Chętnie – odpowiedziałam i ruszyłam za nim w stronę namiotu gastronomicznego. Usiedliśmy na chwilę.
- Czyli jesteś z Polski? – zapytał podając mi malibu z sokiem ananasowym. Przytaknęłam. Opowiedział o znajomych, których ma w Polsce, porozmawialiśmy chwilę o muzyce i festiwalu.
- I jesteś dziennikarką, tak? – dopytywał.
- Trochę tak, to znaczy nie z wykształcenia. Właściwie to jestem... – nie zdążyłam wyjaśnić, bo nagle rozmowę przerwał dźwięk jego telefonu.
- Cześć Shannon – usłyszałam – Za ile będziecie? Tak, czekam na Was, w gastronomicznym – rozłączył się i odłożył telefon na bok – Chłopaki wracają z wywiadu.
Serce zaczęło mi mocniej bić.
- Wiesz co, ja zaraz będę musiała uciekać. Wasz techniczny będzie wkrótce potrzebował identyfikatora, a ja – zaczęłam się motać – Siostra na mnie tam czeka, to znaczy nie czeka, ale muszę mieć na nią oko. Uparła się, że wejdzie w sam środek szalejącego tłumu.
- Pewnie, rozumiem.
- Jeszcze tylko jedno – wyjęłam z torebki dyktafon – Brakuje mi jeszcze jednej wypowiedzi – uśmiechnęłam się włączając nagrywanie.
- Wywiad za lizaka – roześmiał się.
Wyciągnęłam garść słodyczy z torebki i położyłam na stole.
- Wystarczy?
- W ostateczności...
Zadałam mu kilka pytań o współpracę z 30 Seconds to Mars, organizację festiwalu i plany na najbliższe dni. Na koniec zapytałam:
- A co najbardziej podoba Ci się w Pradze?
- W Pradze... – zamyślił się – W Pradze najbardziej podoba mi się to, że można tu spotkać dziennikarki z Polski.
Uśmiechnęłam się i nacisnęłam stop.
- To mam wszystko. Dziękuję Ci bardzo. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale uratowałeś mi życie.
- Kto komu uratował życie? – usłyszałam za sobą głos, a potem zobaczyłam dosiadającego się obok Tomo, gitarzystę Marsów.
- Braxton uratował mnie przed atakiem wściekłości mojego szefa – roześmiałam się nerwowo – Cześć jestem... – chciałam podać rękę Tomo, ale mi przerwał.
- Steve? Nasz techniczny? – zapytał ze śmiechem zdziwiony spoglądając na plakietkę, którą wcześniej kazał mi założyć Braxton.
- Nie, to... – zaczęłam się mieszać.
- Muszę Ci powiedzieć Steve, że bardzo się zmieniłeś od dzisiejszego poranka, gdy rozmawialiśmy ostatni raz. Tak ze dwadzieścia lat Ci ubyło, wąsów już nie masz, zarostu też nie widzę... Ogoliłeś się? – Tomo zmierzył mnie wzrokiem – Ale najbardziej zaskakuje zmiana Twojego image’u. Ta sukienka, czerwone paznokcie, no pojęcia nie miałem, że lubisz nosić bransoletki! - Tomo z Braxtonem zanosili się śmiechem.
- Dobra chłopaki, wszystko fajnie, ale ja naprawdę muszę uciekać – przerwałam uświadamiając sobie, że naprzeciwko mnie siedzi Braxton, obok Tomo, a to oznacza jedno: za chwilę pojawi się reszta zespołu z wokalistą na czele.
- Poczekaj, zaraz przyjdzie Jared, może za kilka cukierków też udzieli Ci wywiadu – uśmiechnął się Braxton.
- I tego właśnie chcę uniknąć – odpowiedziałam po polsku wstając pospiesznie od stołu i zdejmując pożyczony identyfikator, chłopaki zrobili pytające miny – Mówię, że życzę Wam udanego koncertu i Tobie Braxton raz jeszcze dziękuję za pomoc - ruszyłam w stronę wyjścia, Braxton postanowił mnie odprowadzić.
- Powodzenia z tym artykułem. Cieszę się, że mogłem pomóc, to było ciekawe doświadczenie i miło spędzony czas – wyściskał mnie, co wywołało u mnie niemałe zaskoczenie – To zmykaj nim ktoś się zorientuje, że nie jesteś Stevem.
Wyciągnęłam z torebki swój identyfikator i postanowiłam wejść w tłum. Miałam nagrania, zdjęcia załatwię sobie od fotografów.
Wszystko się udało.
- Możesz mi wytłumaczyć czemu ich nie obetniesz, skoro i tak wiecznie je wiążesz albo spinasz? – Karolina wzięła kosmyk moich włosów i oglądała go z każdej strony.
- Zostaw. Lubię je właśnie takie. A obcinam je co dwa miesiące, dlatego pewnie od lat mam taką samą długość. Wiążę, bo tak mi wygodnie – odpowiedziałam wbijając ostatnią wsuwkę.
Wychodząc z hotelu minęłyśmy kawiarnię znajdującą się tuż obok hotelu.
- Poczekaj, kupię Ci te zaległą kawę. Sama też chętnie wypiję – wyjęłam portfel i weszłam do środka.
- Zobacz! – krzyknęła - Automaty ze słodyczami! Chcesz lizaka na pocieszenie? – Karolina jak małe dziecko nie kryła radości. Kiwnęłam głową. Zamawiając dwie white chololate mocca wyjrzałam przez szklaną witrynę i zobaczyłam Karolinę sprzedającą kopniaka maszynie z cukierkami. Roześmiałam się, ale jeszcze większy ubaw miałam, gdy wyszłam i zobaczyłam moją siostrę w popłochu zbierającą wypadające z automatu słodycze.
- Co Ty zrobiłaś? Zostawić Cię na chwilę samą...
- Laura, ja tylko nacisnęłam, coś się zacięło, to kopnęłam a to nie przestaje lecieć! – mówiła próbując łapać wypadające z automatu słodycze.
- Dobra dawaj to do mojej torby, będziemy miały zapas do końca wyjazdu – postawiłam kawę na chodniku i pomogłam jej zbierać kolorowe lizaki i cukierki.
Przemierzałyśmy powoli trasę na festiwal pijąc kawę i zapychając się słodyczami. Muzykę było słychać już z daleka. Pierwsze zespoły już grały.
- Jak się w ogóle czujesz? Nie wiem czy powinnam Cię zostawiać samą po tym wszystkim – zapytała, gdy przeszłyśmy przez bramę.
- Szczerze mówiąc to normalnie, trochę mnie boli tyłek, pewnie od upadku. A psychicznie czuję się bardzo dobrze. Nie masz się czym martwić. Leć w tłum, bo Ci zajmą najlepsze miejsca. Tylko stanikiem nie rzucaj, bo się ze wstydu przez Ciebie spalę.
- A majtkami mogę? – puściła oko – Wzięłaś telefon, prawda? – pokiwałam głową – To dobrze, po zakończeniu koncertu zadzwonię i się gdzieś złapiemy.
- Okey. Gdyby Cię tam przyduszali w tłumie to pokaż ochroniarzowi identyfikator i przeskakuj do mnie na fosę – dałam jej buziaka i się rozłączyłyśmy.
Do mnie na fosę – powtórzyłam w myślach – gdzie będę stała jak ten kołek, bez aparatu, polując na kogokolwiek kto łaskawie zechce mi powiedzieć dwa słowa – znowu podniosło mi się ciśnienie na myśl o tym, jak wygląda moja sytuacja.
Ludzi nie było dużo, zaczną się pewnie schodzić tuż przed występami gwiazd wieczoru. Pokręciłam się, żeby obadać teren. Wejścia na backstage obstawione ochroniarzami. Nie ma szans, żebym się tam przecisnęła. Byłam wściekła. Moją wściekłość potęgował widok fotografów szykujących się na ten wieczór. Ponieważ na scenie nie działo się jeszcze nic wartego uwagi zagaiłam do kilku osób z obsługi i organizacji, nagrałam parę rozmów. Czas się dłużył, a przy barierkach nie pojawiał się nikt z wykonawców. Jedynym plusem było to, że udało mi się poznać paru dziennikarzy, z którymi wymieniłam się mailami z prośbą o przesłanie zdjęć. Posiedzieliśmy chwilę w barku dyskutując o wakacyjnych festiwalach, niedogodnościach i ograniczeniach, jakie stawiają organizatorzy i o dzisiejszych gwiazdach.
Zbliżała się 16. Stanęłam przodem do tłumu opierając się o barierki odgradzające fosę od backstage’u. Obserwowałam ludzi. Tłum się zagęścił, ludzie poupychani jak sardynki. W międzyczasie zadzwoniłam do Karoliny sprawdzić czy żyje.Przypomniały mi się czasy, kiedy jeszcze bez aparatu sama biegałam na koncerty i walczyłam o najlepsze miejsca z przodu. Koncerty zawsze były dla mnie mistycznym przeżyciem. Niepowtarzalna więź, która nawiązywała się pomiędzy artystą i słuchaczami, energia, mnóstwo pozytywnych emocji. Uśmiechnęłam się na myśl o tych wspomnieniach. Na pocieszenie postanowiłam się pożywić jednym z kilkudziesięciu lizaków, które miałam w torebce.
- A teraz ani mistycznego przeżycia ani zdjęć, kurwa mać – powiedziałam do siebie zginając nogę w kolanie i opierając ją o pręt w barierce.
- Kurwa mać? – usłyszałam za sobą nie do końca poprawnie powtórzone przekleństwo – To chyba nie jest ładne słowo?
Odwróciłam lekko głowę. Od strony backstage’u o barierkę opierał się chłopak w bluzie z kapturem i okularach przeciwsłonecznych. Miał na szyi zawieszoną smycz z identyfikatorem, ale nie widziałam plakietki.
- Słowo takie jaki nastrój – odpowiedziałam.
- To po polsku, prawda? – kontynuował.
- Tak – uśmiechnęłam się – Skąd wiesz?
- Mam znajomych w Polsce. To ciekawe, że pierwszymi słowami, jakich się człowiek uczy odwiedzając nowe kraje, są zawsze przekleństwa.
- Coś w tym jest – roześmiałam się przypominając sobie wizytę Hiszpanów, gdy byłam w liceum. Uczyliśmy ich przekleństw wmawiając im, że znaczą coś zupełnie innego. Tym sposobem będąc w sklepie mówili Zaraz Ci zajebię i byli przekonani, że proszą o butelkę piwa.
- A Ty co tu robisz? Stoisz tak od dobrych 15 minut – wyrwał mnie z zamyślenia chłopak w kapturze. Bez wchodzenia w szczegóły opowiedziałam mu historię zaginionego aparatu, konieczności zrobienia reportażu, dyktafonie jako ostatniej desce ratunku oraz mojego słabego nastroju, wynikającego z zaistniałej sytuacji.
- Także jedyne co mi się ciśnie na usta w tej chwili to właśnie kurwa mać – podsumowałam i mierząc go wzrokiem zapytałam – Lizaka chcesz? Moja siostra obrabowała dziś uliczną maszynę ze słodyczami – pokazałam mu torebkę.
- Jasne – roześmiał się losując pomarańczowego Chupa-Chupsa, po czym złapał moją plakietkę próbując ją odczytać – Karolina... Wiesz co, poczekaj tu chwilę, zaraz wracam.
- Raczej nigdzie się nie wybieram – westchnęłam, ale chłopaka już nie było. Spojrzałam na swój identyfikator – Karolina Kuligowska. Świetnie, do pełnie szczęścia brakowało tej pomyłki. Dobrze, że nikt tego wnikliwie nie sprawdzał. Chrzanić to, dzisiaj mogę być nawet Elvisem Presleyem. I tak jestem w czarnej dupie i nic już tego nie zmieni.
Po chwili chłopak wrócił i poinformował o tym stukając mnie palcem w plecy. Odwróciłam się.
- Weź to – wcisnął mi coś do torebki i szepcząc dodał – Wyjdź na zewnątrz, załóż ten identyfikator i spotkajmy się za chwilę przy tamtej bramie – wskazał na wejście znajdujące się za sceną – Tylko nie rzucaj się za bardzo w oczy ochronie.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przede wszystkim nie wiedziałam kim jest i co mi wrzucił do torebki. Ale stwierdziłam, że podpieranie barierki już mnie nie kręci, więc co mi szkodzi. Wyszłam i obchodząc naokoło teren wyjęłam z torebki identyfikator na smyczy. Założyłam na szyję. Mijając ochronę podniosłam plakietkę do góry udając jednocześnie, że bardzo się spieszę. Tajemniczy nieznajomy już czekał. Spojrzałam na plakietkę i zamarłam widząc napis:30 Second to Mars Crew, Steve Robinson
- Steve Robinson? To Twoje? – zapytałam pokazując na napisane czarnym markerem imię i nazwisko.
- Nie, to technicznego, ale śpi teraz w busie i nie sądzę, by w ciągu najbliższych godzin było mu to potrzebne.
- Wszystko fajnie, ale chyba w tej sukience nikt mi nie uwierzy, że jestem Stevem – roześmiałam się.
- Teraz jak już tu jesteś, nikt nie będzie tego sprawdzał – odpowiedział zdejmując okulary. Dopiero teraz mogłam zobaczyć jego twarz. Wydała mi się znajoma.
- Zaraz zaraz – zaczęłam się głośno zastanawiać – Ty jesteś Braxton, tak? Grasz z Marsami! Przepraszam, w pierwszej chwili Cię nie poznałam.
- Zgadza się, we własnej osobie. Masz więcej tych lizaków, prawda? – uśmiechnął się.
Braxton! Braxton Olita! Załapałam uradowana, po czym uświadomiłam sobie, że jestem na backstage’u z członkiem 30 Seconds to Mars, co oznaczało, że w każdej chwili mogę wpaść na Jareda Leto, czego chciałam uniknąć.
– Lizaków mam cały zapas jak widziałeś. Czemu mnie tu właściwie ściągnąłeś?
- Nudzi mi się trochę, chłopaki pojechali na wywiad, a Ty stałaś pod tą barierką sama, w dodatku zaczynałaś sama do siebie mówić. Pomogę Ci z tymi wywiadami – odpowiedział puszczając mi oko, a ja się roześmiałam.
Pojechali na wywiad, więc go tu nie ma, dzięki Ci Boże – odczułam ulgę.
- To jaki mamy plan? – zapytałam.
- Widzisz tamte namioty – wskazał palcem – masz tam prawie wszystkich dzisiejszych wykonawców. Z większością z nich znam się całkiem dobrze. Więc plan jest taki – ja zadaje pytania, Ty w nagrodę rozdajesz lizaki, pewnie na to pójdą, choć woleliby pewnie gdybyś miała coś mocniejszego – puścił mi oko - Pasuje?
Przytaknęłam. I tak biegaliśmy od namiotu do namiotu, Braxton zagadywał do siedzących tam osób, niektórych kompletnie nie kojarzyłam, a ja robiłam za dobrą wróżkę rozdającą słodycze. Mieliśmy niezły ubaw z całej tej sytuacji. Nasi rozmówcy też. Muzycy byli w świetnych nastrojach, większość siedziała i popijała drinki, niektórzy dyskutowali, udzielali innych wywiadów, jedli, brzdąkali na swoich instrumentach. Oczywiście byli też tacy, którzy totalnie nas olali, ale udało się nagrać wypowiedzi 7-8 wykonawców, co oznaczało, że spokojnie zredaguję z tego naprawdę dobry materiał.
- Mała przerwa? – zapytał, gdy nagraliśmy rozmowę z wokalistą P.O.D, Sonnym Sandovalem – Napijesz się czegoś?
- Chętnie – odpowiedziałam i ruszyłam za nim w stronę namiotu gastronomicznego. Usiedliśmy na chwilę.
- Czyli jesteś z Polski? – zapytał podając mi malibu z sokiem ananasowym. Przytaknęłam. Opowiedział o znajomych, których ma w Polsce, porozmawialiśmy chwilę o muzyce i festiwalu.
- I jesteś dziennikarką, tak? – dopytywał.
- Trochę tak, to znaczy nie z wykształcenia. Właściwie to jestem... – nie zdążyłam wyjaśnić, bo nagle rozmowę przerwał dźwięk jego telefonu.
- Cześć Shannon – usłyszałam – Za ile będziecie? Tak, czekam na Was, w gastronomicznym – rozłączył się i odłożył telefon na bok – Chłopaki wracają z wywiadu.
Serce zaczęło mi mocniej bić.
- Wiesz co, ja zaraz będę musiała uciekać. Wasz techniczny będzie wkrótce potrzebował identyfikatora, a ja – zaczęłam się motać – Siostra na mnie tam czeka, to znaczy nie czeka, ale muszę mieć na nią oko. Uparła się, że wejdzie w sam środek szalejącego tłumu.
- Pewnie, rozumiem.
- Jeszcze tylko jedno – wyjęłam z torebki dyktafon – Brakuje mi jeszcze jednej wypowiedzi – uśmiechnęłam się włączając nagrywanie.
- Wywiad za lizaka – roześmiał się.
Wyciągnęłam garść słodyczy z torebki i położyłam na stole.
- Wystarczy?
- W ostateczności...
Zadałam mu kilka pytań o współpracę z 30 Seconds to Mars, organizację festiwalu i plany na najbliższe dni. Na koniec zapytałam:
- A co najbardziej podoba Ci się w Pradze?
- W Pradze... – zamyślił się – W Pradze najbardziej podoba mi się to, że można tu spotkać dziennikarki z Polski.
Uśmiechnęłam się i nacisnęłam stop.
- To mam wszystko. Dziękuję Ci bardzo. Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale uratowałeś mi życie.
- Kto komu uratował życie? – usłyszałam za sobą głos, a potem zobaczyłam dosiadającego się obok Tomo, gitarzystę Marsów.
- Braxton uratował mnie przed atakiem wściekłości mojego szefa – roześmiałam się nerwowo – Cześć jestem... – chciałam podać rękę Tomo, ale mi przerwał.
- Steve? Nasz techniczny? – zapytał ze śmiechem zdziwiony spoglądając na plakietkę, którą wcześniej kazał mi założyć Braxton.
- Nie, to... – zaczęłam się mieszać.
- Muszę Ci powiedzieć Steve, że bardzo się zmieniłeś od dzisiejszego poranka, gdy rozmawialiśmy ostatni raz. Tak ze dwadzieścia lat Ci ubyło, wąsów już nie masz, zarostu też nie widzę... Ogoliłeś się? – Tomo zmierzył mnie wzrokiem – Ale najbardziej zaskakuje zmiana Twojego image’u. Ta sukienka, czerwone paznokcie, no pojęcia nie miałem, że lubisz nosić bransoletki! - Tomo z Braxtonem zanosili się śmiechem.
- Dobra chłopaki, wszystko fajnie, ale ja naprawdę muszę uciekać – przerwałam uświadamiając sobie, że naprzeciwko mnie siedzi Braxton, obok Tomo, a to oznacza jedno: za chwilę pojawi się reszta zespołu z wokalistą na czele.
- Poczekaj, zaraz przyjdzie Jared, może za kilka cukierków też udzieli Ci wywiadu – uśmiechnął się Braxton.
- I tego właśnie chcę uniknąć – odpowiedziałam po polsku wstając pospiesznie od stołu i zdejmując pożyczony identyfikator, chłopaki zrobili pytające miny – Mówię, że życzę Wam udanego koncertu i Tobie Braxton raz jeszcze dziękuję za pomoc - ruszyłam w stronę wyjścia, Braxton postanowił mnie odprowadzić.
- Powodzenia z tym artykułem. Cieszę się, że mogłem pomóc, to było ciekawe doświadczenie i miło spędzony czas – wyściskał mnie, co wywołało u mnie niemałe zaskoczenie – To zmykaj nim ktoś się zorientuje, że nie jesteś Stevem.
Wyciągnęłam z torebki swój identyfikator i postanowiłam wejść w tłum. Miałam nagrania, zdjęcia załatwię sobie od fotografów.
Wszystko się udało.
***
Słuchajcie przepraszam, że takie to długie, ale nie chciałam już rozkładać na dwa rozdziały. Wiem, że w tym rozdziale za wiele się nie dzieje ciekawego, ale nie miałam na niego pomysłu.
Ostatnio złapałam wenę, ale na kolejne rozdziały, a do tego nie mogłam się zabrać. Mam nadzieje, że następny będzie lepszy, w każdym razie ktoś... a zresztą przekonacie się wkrótce ;)
Ostatnio złapałam wenę, ale na kolejne rozdziały, a do tego nie mogłam się zabrać. Mam nadzieje, że następny będzie lepszy, w każdym razie ktoś... a zresztą przekonacie się wkrótce ;)
Bardzo fajnie się czyta, czekam z niecierpliwością na następne! ewa
OdpowiedzUsuńto jest genialne . <3 więc nie marudź . cała sytuacja z Braxtonem bardzo mi się spodobała . naprawdę . :) a co do długości to mogą być takie zawsze . :D liczę , że następny pojawi się w miarę szybko . buziaki .:* :D
OdpowiedzUsuńnastępny będzie wieczorem, wstawiłabym teraz, ale nie mogę się połączyć z gmailem, a co za tym idzie nie mogę napisać nowego posta.
OdpowiedzUsuńmam nadzieje, że do mojego powrotu wszystko się naprawi :)
yupi! Ale świetne ;D przepraszasz nas za to że taki długi? Jak możesz ;) hehe ;D dodaj szybko ;D mam nadzieję że nasza dwójka się spotka ;D ;*
OdpowiedzUsuńinna^^
ha, ciekawy pomysł. :D świetne.
OdpowiedzUsuńHihi, boskie ! ;d nie wiem czemu, ale zgadłam, że będzie to Braxton XD. A już chciałam żeby spotkała Jared'a, byłoby ciekawie ;d.
OdpowiedzUsuńHaa... fajny rozdział ^^ Bardzo przyjemnie się czyta i to dobrze że są takie długie :D
OdpowiedzUsuńEdyta^^
świetne : ) szczerze powiedziawszy też mam takie odczucia do koncertów. uzależniają, to mogę powiedzieć. taka adrenalina : uda się, nie uda. zdepczą mnie, nie zdepczą.
OdpowiedzUsuńi to jest w tym wszystkim najlepsze. pisz szybko, i dobrze, że takie długie, no! mam nadzieję, że Jared spotka się z Laurą... : )
[change-yourself]
nowy wpis na http://strongerthanyou.blog.onet.pl/ :) Pozdrawiam serdecznie! Stronger
OdpowiedzUsuńhttp://the-last-mistake.blog.onet.pl/ - 22 rozdział. :)
OdpowiedzUsuńPS. A za Twoje opowiadanie zabiorę się już jutro, znaczy dzisiaj. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, ze tak siedzę cicho, ale obiecuję poprawę! :)